Córka Demeter
Kto by przypuszczał, że dziecko Demeter ma tak wielką moc...
PYF!
Nieładnie, nieładnie... zaraz Erynie zjedzą cię żywcem!smierdzacy_lamusie.ogg
czwartek, 8 stycznia 2015
...
Cześć, witam wszystkich! Jestem koleżanką "Tudlodery", nazywam się Ola i kazała mi przekazać wam, że rozdział pojawi się w najbliższym czasie. Ona sama nie może teraz wejść, bo ma... pewne... haha problemy xDD I strasznie was przeprasza, a kazała mi napisać, żeby "dać jakiś znak życia" xD. To tyle, papa!
piątek, 21 listopada 2014
Rozdział IV
-Spakowałaś
wszystko? Naprawdę wszystko? I dodatkowy nóż, kanapki, prezent od
Demeter, kwiatek szczęścia i tal...
-Katie, daj mi
spokój! Nie jadę na wycieczkę, tylko na misję z powodu zaginięcia
mojej kochanej przyjaciółki a twoje gadanie nie należy do spraw
potrzebnych! - wydarłam się na Katie, która chyba już dziewiąty
raz przeszukiwała mój plecak, czy mam w nim absolutnie wszystko.
Okazało się, że wraz z wyjazdem na misję w domku Demeter istnieje
bardzo wiele zwyczajów z tym związych. Kiedy zapytałam się Katie,
dlaczego nie było tak przy moim pierwszym dojazdem na misję,
odpowiedziała, że było inaczej ponieważ tamtą misję
prowadziłam, a w tej jestem uczestnikiem, i dlatego mam zabrać ze
sobą jakiś patyk niby pobłogosławiony przez Demeter, szczęśliwy
kwiatuszek, wisiorek w kształcie róży itd.
Nim wypowiedziałam
te słowa zaczęłam żałować. Byałm strasznie zdenerwowana. Bałam
się o Rachel i w ogóle o wszystkich. Ta cała przepowiednia też
mnie nieźle nastraszyła. Całą noc nie spałam i zastanawiałam
się, kto zginie a kto zdradzi. O i w dodatku moimi towarzyszami byli
Luke i Anabel.
-Przepraszam, ja...
nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Naprawdę, nie wiem, co się...
- zaczęłam, ale Katie mi przerwała.
-Wiem, wszyscy
martwimy się o Rachel. I o was. Ale także w was wierzymy i w to, że
uratujecie Rachel i wszyscy wrócicie cali i zdrowi. A przepowiednia...
niech sobie tam będzie ale ja wierzę, że wszyscy wrócicie. - po
swojej krótkiej przemowie rzuciła na łóżko „szczęśliwy”
talizman jakiegoś chłopczyka na słoniu którego nie zdążyła mi
jeszcze wpakować do plecaka, i przytuliła mnie.
-Dzięki.
No a godzinę
później, po następnych pozegnaniach, tym razem z Chejronem,
siedziałam w taksówce ściśnięta pomiędzy Nico a Anabel. Tak
jak na mojej pierwszej misji, mieliśmy pojechać na Olimp i spytać
się o pomoc bogów. Ktokolwiek by nie porwał Rachel, był silny i
niewiadomo co mógł zrobić. Może to jakiś mityczny potwór,
którego znają bogowie i mogą zrobić jakieś bum bum, poleci błysk
i Rachel z nami, cała i zdrowa.
Byłoby fajnie.
Jechaliśmy w
milczeniu. Annabeth, siedząca z przodu, czyściła palcami swój
sztylet i oglądała go ze wszystkich stron, jakby chciała
sprawdzić, czy nie ma na nim nawet odrobiny kurzu... czy krwi. Percy,
siedzący tuż obok niej, przyglądał się temu, co robiła, ale
myślami był gdzieś indziej. Nico wpatrywał się w plecy Argusa
tak długo, aż kilka z jego par oczu na karku zaczęło na niego
groźnie patrzeć. Anabel siedziała z głową zawieszoną w dół,
jak szmaciana laleczka, i drapała paznokciami kolana. Uświadomiłam
sobie, że wciąż nie wiem, kto jest jej rodzicem. Pewnie ktoś
stra...
Auć.
Szmaciana laleczka.
Na dźwięk tych
dwóch głupich słów mignęło mi przed oczami jakieś wspomnienie.
Dziewczyna o rudo-czarnych włosach, która mówiła, że mi pomoże,
bo jestem komuś potrzebna. Od tego zabolała mnie głowa. Co to za
cholerne, głupie wspomnienie, którego nawet nie pamiętam?
Kiedy wysiedliśmy
z taksówki przed Empire State Building, dopadł mnie jakiś dziwny
strach. Ostatnie moje spotkanie z bogami skończyło się mocnym
rąbnięciem w głowę i jakąś dziwną, bolesną chorobą przez
którą przez kilka tygodni leżałam jak sparaliżowana w łóżku.
Kiedy wszyscy ruszyli w stronę budynku, ja odruchowo się cofnęłam.
Nico podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
-Hej, co jest?
Przypomniało mi
się, jak porwała go ta wielka ośmiornica i jak się wściekłam na
Zeusa, że nie chciał go uratować. A potem ta tajemnicza choroba...
Znowu przed oczami mignęła mi na sekundę rudo-czarna dziewczyna.
Kim była?
W tym momencie
naszą nieobecność zauważyła Annabeth.
-Hej! Idziecie?
Popatrzyłam na nią
i otrząsnęłam się z otępienia. Zeus nic mi nie zrobi, prawda? A
jakby co mam przyjaciół, którzy mnie obronią.
-W porządku –
odpowiedziałam na pytanie Nico, po czym dogoniliśmy resztę i
weszliśmy do budynku.
W środku siedział
portier. Miał zmierzchwione włosy i lekko podkrążone oczy, jakby
dopiero się obudził, popijał czarną kawę i czytał Harry'ego
Pottera. Chyba czwartą część, ale nie byłam pewna. Nie znam
się na tym. Miał nogi na biurku, ale gdy wszedliśmy natychmiast je
zdjął i poprawił lekko fryzurę, po czym zwrócił się do nas z
lekko wymuszonym uśmiechem: „W czym mogę pomóc?” ale brzmiało
to raczej jak „Co jest tak ważne, że przeszkodziliście mi w
czytaniu?”.
-Piętro 6000. -
wyjaśnił pokrótce Percy.
Portier obdarzył
go zdziwionym spojrzeniem i uniósł lekko brwi do góry.
-Ależ kochany,
mały, słodki dzieciaczku. - powiedział do niego, chociaż brzmiało
to jak obelga. - Nie ma tu akiego piętra. Coś ci się chyba
pomyliło? - ale po swojej wypowiedzi zaśmiał się nerwowo.
-Nie chce mi się
wygłupiać, stary, więc po prostu nas wpuść. Syn Posejdona,
Hadesa, Hermesa... Nie udawaj, żenie rozumiesz tylko nas wpuszczaj.
- powiedział Luke, który najwyraźniej tracił cierpliwość.
Portier lustrował
każdego z nas po kolei wzrokiem. W końcu westchnął, wyjął z
biurka złotą kartę i podał ją Percy'emu.
-Macie. W windzie
nie może być nikogo oprócz was. No już, spadajcie – i z
powrotem założył nog nabiurko, upił łyk kawy i powrócił do
czytania.
W windzie była
jakaś pani. Na nasz widok uśmiechnęła się serdecznie w stronę
Nica i poklepała mnie po ramieniu, po czym wyszła. Wsiedliśmy więc
do windy i pojechaliśmy prosto na spotkanie bogów.
KONKURS
Wyniki głosowania są trochę spóźnione, ale trzy wycieczki w jednym tygodniu chyba mnie troszkę usprawiedliwiają, co nie?
Tak więc, najwięcej głosów zdobył konkurs na napisanie opowiadania, więc taki też konkurs ogłaszam na blogu. Nie dają wam jednak wolnej ręki, a trochę zasad trzeba ustalić.
Z powodu, że wyniki głosowania zostały ogłoszone tydzień później, tak i cały konkurs zostaje przesunięty o tydzień.
Dalszych przygód Lii i innych bohaterów opisanych w moim opowiadaniu ("dalszych" może znaczyć zarówno następny, V rozdział jak i wydarzenia kilka/kilkanaście lat później)
b) Grupa II
Opowiadanie dowolne, jednak w jakiś sposób złączone z moim opowiadaniem, mniej lub więcej. Np. może być to opowiadanie, które dzieje się w czasach, w którym dzieje się moja historia, ale główny bohater jest inny itd.
b) link i tytuł do swojego bloga (jeśli go masz)
c) na który temat piszesz opowiadanie (wzór: opowiadanie, Grupa II)
Wygrana praca oczywiście ukarze się na blogu. Zwycięzca dostanie też dyplom i będzie miał zapewnioną reklamę na moim blogu i poza nim. Oprócz tego będzie również inna nagroda-niespodzianka, którą ujawnię w najbliższym czasie.
Ponieważ konkurs przeciągnął się o tydzień, to w moje urodziny, 30 listopada ukaże się One Shot. Na jaki temat, zobaczycie, ale wiedzcie, że prace nad nim już trwają.
W sprawie jakichkolwiek pytań, piszcie pod tym postem w komentarzu, a postaram się jak najszybciej odpowiedzieć. Mam nadzieję, że zgłosi się dużo osób :)
Tak więc życzę wam powodzenia i zachęcam do brania udziału w konkursie.
Tudlodera
Tak więc, najwięcej głosów zdobył konkurs na napisanie opowiadania, więc taki też konkurs ogłaszam na blogu. Nie dają wam jednak wolnej ręki, a trochę zasad trzeba ustalić.
Z powodu, że wyniki głosowania zostały ogłoszone tydzień później, tak i cały konkurs zostaje przesunięty o tydzień.
Zasady konkursu
- Konkurs polega na napisaniu opowiadania na temat, który jest napisany poniżej. Prace nie na temat będą automatycznie skreślane.
- Zwycięzca zostanie wybrany przeze mnie, a będę go wybierać mając na uwadze: poprawną ortografię, ciekawy i oryginalny pomysł i estetykę.
- Konkurs polega na napisu opowiadania na temat:
Dalszych przygód Lii i innych bohaterów opisanych w moim opowiadaniu ("dalszych" może znaczyć zarówno następny, V rozdział jak i wydarzenia kilka/kilkanaście lat później)
b) Grupa II
Opowiadanie dowolne, jednak w jakiś sposób złączone z moim opowiadaniem, mniej lub więcej. Np. może być to opowiadanie, które dzieje się w czasach, w którym dzieje się moja historia, ale główny bohater jest inny itd.
- Zgłoszenia proszę wysyłać na email lewa2222@gmail.com. W zgłoszeniu proszę uwzględnić:
b) link i tytuł do swojego bloga (jeśli go masz)
c) na który temat piszesz opowiadanie (wzór: opowiadanie, Grupa II)
- Zgłoszenia można wysyłać do 4 grudnia, godziny 23:59. Ewentualnie, do 5 grudnia do godziny 15:00, jednak wolałabym, żeby wszystkie zostały wysłane w terminie do tego 4 grudnia. Wyniki ukażą się 6 grudnia.
- Jeśli w obu grupach będzie dużo osób, wybranych zostaną dwójka zwycięzców, jeden z jednej grupy drugi z drugiej, jeśli natomiast w obu grupach będzie mało osób, albo w pierwszej dużo a w drugiej np. tylko dwie, wybrany zostanie jeden zwycięzca z obu grup.
- Praca ma mieć długość nie mniej niż 15 linijek, co do maksymalnej długości niema ograniczeń. Ale pamiętaj: im praca dłuższa, tym większe szanse na wygraną.
Wygrana praca oczywiście ukarze się na blogu. Zwycięzca dostanie też dyplom i będzie miał zapewnioną reklamę na moim blogu i poza nim. Oprócz tego będzie również inna nagroda-niespodzianka, którą ujawnię w najbliższym czasie.
Ponieważ konkurs przeciągnął się o tydzień, to w moje urodziny, 30 listopada ukaże się One Shot. Na jaki temat, zobaczycie, ale wiedzcie, że prace nad nim już trwają.
W sprawie jakichkolwiek pytań, piszcie pod tym postem w komentarzu, a postaram się jak najszybciej odpowiedzieć. Mam nadzieję, że zgłosi się dużo osób :)
Tak więc życzę wam powodzenia i zachęcam do brania udziału w konkursie.
Tudlodera
wtorek, 11 listopada 2014
Pewna sprawa [WAŻNE]
Heej :)
Rozdział jest w trakcie pisania, i gdzieś w przyszłym tygodniu (lub pod koniec tego) powinien być.
Ale mam do was pewną sprawę.
Otóż 30 listopada mam urodziny i chciałabym też to jakoś uczcić na blogu. Postanowiłam więc zrobić konkurs. ALE, nie jestem dokładnie pewna, do jakiego konkursu byście chętnie dołączyli, więc postanowiłam zapytać się was o radę.
Dołączylibyście do:
Konkursu na najlepszy obrazek/nagłówek/szablon itd.,
czy Konkursu na najlepsze opowiadanie
?
Głosujcie tu w komentarzach lub w ankiecie, która zaraz się pojawi.
Tudlodera
Rozdział jest w trakcie pisania, i gdzieś w przyszłym tygodniu (lub pod koniec tego) powinien być.
Ale mam do was pewną sprawę.
Otóż 30 listopada mam urodziny i chciałabym też to jakoś uczcić na blogu. Postanowiłam więc zrobić konkurs. ALE, nie jestem dokładnie pewna, do jakiego konkursu byście chętnie dołączyli, więc postanowiłam zapytać się was o radę.
Dołączylibyście do:
Konkursu na najlepszy obrazek/nagłówek/szablon itd.,
czy Konkursu na najlepsze opowiadanie
?
Głosujcie tu w komentarzach lub w ankiecie, która zaraz się pojawi.
Tudlodera
sobota, 4 października 2014
Rozdział III - Misja: na ratunek Wyroczni!
W poprzednim poście gadałam, że rozdział w przyszłym tygodniu, no ale... jakoś tak mnie pchnęło xD. No i oto rozdział! Zapraszam do czytania i komentowania!
Już kilkanaście razy miałam okazje
się przekonać, jak denne potrafi być życie herosa.
Kiedy tylko się obudziłam zobaczyłam
nad sobą twarz przerażona twarz Katie. Ciekawe, co się znów
stało, bracia Hood spryskali domek sosem pomidorowym?
-Rachel zniknęła. - powiedziała.
Natychmiastowo wyskoczyłam z domku i poszłam się przebrać. Oprócz
mnie i Katie nikogo nie było w domku, a kiedy wyszliśmy na dwór
zobaczyliśmy tłum ludzi pod Wielkim Domem. Pobiegłyśmy w tamtą
stronę. Wszyscy Obozowicze otoczyli Chejrona, który trzymał coś w
dłoni – niewielką karteczkę.
-Chejronie! - krzyknęłam. - Co się
stało z Rachel? O co tu chodzi?
Centaur spojrzał na mnie smutnym
wzrokiem.
-Dziś w nocy, przed granicą Obozu
dopadł ją jakiś straszliwy potwór. Słyszeliśmy przerażające
krzyki, które się oddalały. Potwór ją gdzieś porwał.
Zacisnęłam ręce. Po co głupia
opuszczała Obóz? Nic by się jej nie stało...
-Co to? - wskazałam na kartkę w ręku
Chejrona.
-Możliwe, że jednak wróciła do
Obozu i jeszcze raz wyszła, a wtedy dopadł ją ten potwór, bo
zostawiła wiadomość.
Wyrwałam Chejronowi karteczkę i ze
strachem odczytałam jej zawartość:
„Wczoraj przemówiłam:
Zaginiona Wyrocznia ukaże swą
ostatnią przepowiednię
gdy słońce ponad ciemne okrycie
wzejdzie.
Sześcioro herosów na misję
wyruszy,
lecz skład ich po powrocie się
skruszy.
Jeden z nich zdradzi, jeden zginie
a jeszcze jeden z miłością się
minie.
Pod przywództwem sowy drogę
odnajdą
lecz tego, po co wyruszyli, nie
odnajdą.
Czuję, że on jest gdzieś blisko i
na mnie czyha... Uważajcie!”
-Ale o co tu
chodzi? - zapytałam, wpatrując się w kartkę, jakby dzięki temu
miała zmienić treść.
-Pewne jest jedno.
- powiedział Chejron. - Wyrocznia zaginęła, a my mamy
przepowiednię. Trzeba wyruszyć na misję.
Półgodziny
później nerwowo odbijałam na paletce piłkę pingpongową, kiedy
Chejron zwoływał grupowych domków. Uparłam się, że chcę na nim
być, a Chejronowi najwyraźniej było przykro i pozwolił mi zostać.
Kiedy centaur
pokrótce wyjaśnił całą sprawę, zerwałam się z miejsca i
wykrzyknęłam:
-Musimy po nią
iść!
Katie i Percy
musieli siłą ciągnąć mnie, żebym usiadła.
-Jak już
powiedziała nam Lia – zgromił mnie spojrzeniem Chejron – jasne
jest, że musimy udać się na misję. Według przepowiedni na misję
powinni się wybrać sześcioro herosów. Wybrane osoby wyruszą
jutro o świcie.
-Dopiero jutro?! -
wykrzyknęłam.
-Uspokój się. -
szepnęła mi na ucho Katie, więc naburmuszona i zdenerwowana
skrzyżowałam ramiona i siedziałam jak na szpilkach.
-Czy zgłaszają
się jacyś ochotnicy na tę misję?
-Ja! - krzyknęłam,
znowu wystrzeliwując do góry, aż Percy dał mi mocnego kuksańca w
żebro i dopiero usiadłam.
-Pewna jesteś? -
powiedziała Silena, patrząc na mnie spode łba. - Jeśli dobrze
zrozumiałam przepowiednię, to na misję wyruszy szóstka herosów,
a wróci trójka. Chcesz iść na pewną śmierć? Ja bym nie
ryzykowała.
-Więc mam siedzieć
i czekać aż ktoś zabije moją przyjaciółkę?! - wydarłam się.
-Spokój! -
krzyknął Chejron. - Uspokójcie się. Sileno, jeśli Lia dobrze
przemyślała swoją decyzję i dobrowolnie się zgłasza –
centaur popatrzył na mnie, a ja energicznie pokiwałam głową - to
mam obowiązek ją puścić. Mamy jeszcze jakichś ochotników?
Zuważyłam, że
siędzący obok mnie Percy zaczął się wiercić.
-Ehm... - zaczął
cicho, po czym odkaszlnął i mówił dalej: - Jeśli już mówimy o
czekaniu, aż ktoś zabije Rachel, to ona jest także moją
przyjaciółką i też chcę iść na misję.
-Świetnie! -
wykrzyknęła Annabeth, podnosząc ręce do góry. - W takim razie ja
też chcę iść.
Percy spojrzał na
Annabeth, która siedziała po jego drugiej stronie.
-Annabeth, z tej
misji nie wróci prawdopodobnie dwójka lub trójka herosów, a ja
nie pozwolę, żebyś była jedną z nich.
-A ja nie pozwolę,
żebyś ty był jednym z nich. - powiedziała Ann, łapiąc syna
Posejdona za rękę. - Trzymamy się razem, tak?
Percy pokiwał
głową i się uśmiechnął.
-Ja też pójdę. -
usłyszałam Nico, który siedział po drugiej stronie stołu. Kiedy
na niego spojrzałam, lekko się do mnie uśmiechnął.
-Mamy jeszcze
jakichś ochotników? - spytał Chejron, ale tym razem odpowiedziała
mu cisza.
-Ja... - zaczęła
Katie – ja nie chcę nikogo straszyć, ale w przepowiedni jest, że
poprowadzi was sowa, a więc... no... - i spojrzenia wszystkich
spoczęły na Annabeth. Córka Ateny wydawała się być trochę
niepewna, ale wstała i powiedziała głośno:
-Ja, Annabeth
Chase, poprowadzę misję w celu odnalezienia Wyroczni.
Chejron patrzył na
nią niespokojnym wzrokiem. W końcu był dla niej jak drugi ojciec,
a mało który ojciec chciałby posyłać swoją córkę na
niebezpieczną wyprawę.
-Wciąż brakuje
nam dwójki osób. - przypomniałam szeptem, ale i tak wszyscy mnie
usłyszeli.
-Może poszukamy innych osób wśród innych Obozowiczów, nie tylko grupowych?
Chejron pokiwał
głową i wszyscy podążyliśmy za wychodzącym cenaurem.
Najwyraźniej wszyscy postanowili „przypadkowo” usiąść w
pobliżu narady grupowych, a jeśli ktoś coś usłyszał, to
przypadkowo. Taaa...
Chejron wyjaśnił
całą sprawę i to, że potrzebujemy jeszcze dwójki towarzyszy.
Widocznie żaden z pozostałych Obozowiczów nie był silnie związany
z Rachel, a wszyscy nie byli zachwyceni świadomością, że być może
zginie na misji, tak więc ochotników było mało Jedyną osobą,
która mnie zadziwia, była pewna dziewczyna. Podniosła rękę i
przepchnęła się przez tłum.
-Ja chcę iść!
Na moje oko mogła
mieć z piętnaście lat. Może szesnaście. Miała falowane, złote
włosy, i oczy w kolorze niebieskim, intensywnym i mocnym niebieskim.
-Anabel, jesteś
pewna? Jesteś w Obozie od niedawna i...
-Chcę iść! -
wykrzyknęła dziewczyna, która najwidoczniej nosiła imię Anabel.
Uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem, kto jest jej rodzicem.
Muszę się o to spytać kogoś z pozostałych, później.
-Jest jeszcze jakiś
ochotnik czy ja mam wybrać... - nie dokończył Chejron, ponieważ
gdzieś w tłumie zauważyliśmy podniesioną w górę rękę.
Zauważyłam, że Annabeth lekko zbladła.
-Luke. - powiedział
Chejron, a mnie po prostu wmurowało w ziemie.
Luke, na kulach,
podszedł do nas.
-Wiem, że mam
pewien problem. - wskazał ruchem głowy na swoje kule. - Ale jeszcze
kilka dni i obejdę się bez nich. Czuję się dobrze. I poza tym...
chce znów działać. Mam dość siedzenia w obozie. Chcę jakoś
udowodnić, że nie jestem zdrajcą, że pomogę odzyskać Rachel. -
mówił do Chejrona, ale ja go słyszałam. Podobnie jak Nico, bo
złapał mnie za rękę a drugą ręką wskazał na syna Hermesa.
Po chwili wahania
Chejron kiwnął głową. Mieliśmy już pełen skład, ale obecność
Anabel i Luke'a nie napawała mnie optymizmem. No i, sądząc po
wersach przepowiedni, przynajmniej jedna osoba umrze, a jedna nas
zdradzi.
A zapowiadały się
fajne, bezproblemowe wakacje.
Trolololo
Cześć. Przepraszam wszystkich za to, że nie ma rozdziału, ale nie martwcie się, rozdział się pisze. W następnym tygodniu powinien być. A w międzyczasie, zastanawiam się nad konkursem na blogu, co myślicie o tym pomyśle?
No i dodałam jeszcze ankietę, w której możecie głosować na ulubioną postać z opowiadania.
Tudzia
No i dodałam jeszcze ankietę, w której możecie głosować na ulubioną postać z opowiadania.
Tudzia
piątek, 5 września 2014
Rozdział II - Niespodzianka od strony Percy'ego i Annabeth i romantyczny wieczór z Nico
Taka.. niespodzianka xD. Ale za to po TYM POSTEM musi być 6 KOMENTARZY, żeby był następny rozdział. Buhahahaha, zła ja.
Następnego dnia nie zastałam Rachel w
swoim namiocie, a wszystkie ranne ptaszki uznawały, że bladym
świtem przekroczyła granice Obozu i gdzieś wyjechała, z kolei
Chejron powiedział, że otrzymała od niego pozwolenie na
jednodniowie opuszczenie granic Obozu, także nie miałam szans z nią
porozmawiać.
Tego samego dnia przyjechali Percy i
Annabeth. Oczywiście musiałam cały dzień przegadać z Ann, ale
pod wieczór przyszedł Percy i razem z Ann wymienili tajemnicze
spojrzenia po czym wyszli.
Po ognisku Chejron zwołał wszystkich
przed amfiteatr, i mogę się założyć, że miał taki sam
tajemniczy wyraz twarzy jak Percy i Ann. Wszyscy czekali w napięciu,
aż kurtyna się rozsunęła. Na środku stał Percy, a nieco dalej
od niego Annabeth. Co oni kombinują?
-Uwaga, uwaga. Przyjaciele, panie i
panowie, Clarisse – zaczął Percy, na co wszyscy wybuchnęliśmy
wielkim śmiechem a wzrok Clarisse zamienił się w śmiercionośną
broń. - Ja... ja i Annabeth chcielibyśmy wam coś ogłosić.
Annabeth podeszła do Percy'ego,
zaczęli coś między sobą szeptać i w końcu Ann przejęła
mikrofon.
-Otóż... no... ja... ja i Percy...
my... to trochę trudne do powiedzenia... ale... ja... my... ja i
Percy... postanowiliśmy... my...
I tu zniecierpliwiony Percy wepchnął
się do mikrofonu i wykrzyczał najbardziej niespodziewane dwa słowa,
jakie mogłyby mi przyjść do głowy:
-Pobieramy się!
Nastała grobowa cisza. Nawet konie w
stajni przestały rżeć a ptaki śpiewać. Wpatrywaliśmy się w
Ann, która właśnie dała Percy'emu kuksańca i przyswajaliśmy do
siebie te informacje.
-ALE SUPER!! - krzyknął Connor Hood i
wszyscy zaczęli wiwatować i klaskać. Ptaki zaczęły śpiewać
radosną melodię. Ze stajni wyleciał Mroczny, wleciał na scenę i
zarżał. Nie potrzebowałam rozumieć koni, żeby wiedzieć, że
znaczyło to Gratulacje, szefie!.
Jeśli ktokolwiek
nas obserwował, mógł uznać nas za grupę kompletnie pijanych
imprezowiczów. Wdrapywaliśmy się na scenę, przytulaliśmy...
narzeczoną parę... jak trudno mi się przyzwyczaić do tej
myśli..., gratulowaliśmy i robiliśmy te mnóstwo rzeczy, które
robi się, kiedy się dowiaduje, że ktoś się pobiera. Annabeth
dodała parę istotnych rzeczy, na przykład, że slub odbędzie się
na przyszły rok na wiosnę i z pewnością zaproszą wszystkich
przyjaciół i kolegów.
Chyba się nie
spodziewacie, że po czymś takim mogłabym zasnąć. Praktycznie
całą noc przegadałam z Harper i innymi dziewczynami z domku
Demeter.
Następnego dnia,
tuż po śniadaniu odbyłam rozmowę z Ann. Musiała mi obiecać, że
da mi pomóc wybierać suknię ślubną i robić ogólne
przygotowania, ja jej z kolei obiecałam, że, jako córka Demeter,
wybiorę na uroczystość najpiękniejsze kwiaty i dopilnuję, żeby
nie zwiędły ani nie ochlapły.
Kiedy
spacerowałyśmy obok jeziorka, nagle zaczepił nas pewien chłopak.
Był blondynem, z domu Hermesa i wyglądał na ponad dwudziestkę.
Już kilka razy go widziałam, jednak teraz miał na prawej nodze
bandaż i chodził o kulach. Na jego widok Annabeth lekko się
zarumieniła i zmieszała.
-Annabeth –
powiedział i uśmiechnął się do niej. - Nie przyszedłem wczoraj
na ognisko... no, mam powody – popatrzył na swoją nogę w gipsie.
- ale wieści dotarły i do mnie. Gratulacje, Annabeth! - powiedział
i powiększył swój uśmiech.
-D-dzięki Luke. -
odparła Ann. Jej wyraz twarzy wskazywał... czy ja wiem... na
zmieszanie, wstyd?
Ale chwileczkę.
„Dzięki LUKE”?! To ten sam Luke który pozwolił Kronosowi
przejąć swoje ciało, ale pod koniec życia ugodził sam siebie w
swoje piętno Achillesa, czym samym zniszczył Kronosa i zabił
siebie, trafił do Elizjum a potem dzięki niezwykłej hojności
Hadesa został wskrzeszony? Nie, to na pewno jakiś inny Luke. Co
nie? Mam rację, nie?
Luke spojrzał tym
razem na mnie.
-Ty jesteś Lia
Jones? Słyszałem o tobie. - wow, jestem sławna na Obozie. -
Kręcisz z synem Hadesa?
-Eee... ja, no... -
no co, zabrakło mi słów. Hej, znany jedynie z widzenia facet
wspomina o moim życiu prywatnym!
Luke po raz kolejny
się uśmiechnął.
-Widzimy się na
obiedzie. - pomachał nam na „Do widzenia” i odszedł, utykając
z powodu nogi.
-Co się przed
chwilą wydarzyło? - zapytałam Ann patrząc ciągle na znikającą
w hermesowskim domku sylwetkę Luke'a.
-To Luke. Tamten...
no wiesz... - aha, czyli moje przypuszczenia okazały się trafne.
Brawo, Lia, jesteś geniuszem!
-Nieważne. Lia,
strasznie cię przepraszam, ale mam coś jeszcze do załatwienia z
Chejronem a późnij z Sileną, no i... - zaczęła się tłumaczyć
Ann, ale ja j jej przerwałam.
-Pewnie, biegnij! -
dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i pobiegła w stronę
Wielkiego Domu.
Nie miałam ochoty
iść na ognisko, więc zostałam w domku Demeter. Wydawał się
dziwnie pusty bez prawie tuzina innych dzieci. Myślałam, że się
nie przyzwyczaję do zielonego domku Demeter, ale w końcu tak się
stało. Zdążyłam się przyzwyczaić do latających szafek nocnych,
zimnego spojrzenia Demeter z obrazu nad moim łóżkiem, jakby
sprawdzała, czy śnię o czymś przyzwoitym, połowy domku
zastawionej roślinami i Katie narzekającej na braci Hood. Po prostu
to był mój dom i nawet w domku kupionym przez Demeter nie czułam
się tak swobodnie jak na Obozie.
Ktoś zapukał do
drzwi domku. Szybko pobiegłam otworzyć drzwi. Za nimi stał Nico z
tajemniczą miną. Ech, wszyscy mają jakieś tajemnicze plany... Nie
zdążyłam się go zapytać, o co chodzi, bo mnie uprzedził:
-Zrobisz coś dla
mnie? To super.
-Ale ja...
-Po prostu chodź
za mną, zamknij oczy i ich nie otwieraj.
-Jak mam iść za
tobą mając zamknięte oczy? To przecież...
-Będę się
prowadził. No chodź.
Z westchnieniem
wyszłam z domku, zamknęłam drzwi i zgodnie z poleceniem Nico
zamknęłam oczy i dałam się prowadzić.
-Długo jeszcze?
Dziwnie się czuję, jak mam zamknięte oczy...
-Już blisko.
-Blisko czego?
Nie odpowiedział
mi. Pff.
W końcu usłyszałam
upragnione „Możesz już otworzyć oczy!” i z ulgą to zrobiłam.
Przede mną był
wprost cudowny widok. Znajdowaliśmy się pod drzewem, które było
bardzo wielkie i miało niesamowicie długie gałęzie, które
wyginały się w połowie tworząc w pewnym rodzaju ścianę między
pniem a resztą świata, było tam jednak tyle miejsca, że mogłam
wprowadzić tam co najmniej połowę mojego domku a zostałoby
jeszcze odrobinkę miejsca. Przy pniu ktoś (czytać Nico) rozłożył
kocyk a na nim soczyste owoce i wodę.
-Nico... Ty to
zrobiłeś?... Dla mnie?
Nico trochę się
zarumienił i pokiwał głową.
-Kocham cię! -
wykrzyknęłam i pocałowałam go w policzek. Chłopak spojrzał na
mnie jak pies na pana, który właśnie daje mu kilka misek
pyszniutkich kości. Zaśmiałam się na to porównanie.
Ja i Nico
usiedliśmy na kocyku. Wzięłam w rękę jabłko i ostrożnie
ugryzłam kawałek. Było pyszne, jakby zerwane z ogrodu na samym
Olimpie.
-Co myślisz o tych
zaręczynach Percy'ego i Ann? - zapytałam w pewnym momencie. Nico
wzruszył ramionami.
-To dobrze, że się
kochają, co nie?
-Nie uważasz, że
są za młodzi?
Syn Hadesa
roześmiał się.
-Mówisz, jakbyś
była taką starą ciotką.
-No wiesz co,
obrażam się na ciebie – powiedziałam i odwróciłam się do Nico
plecami.
-Hej, nie chciałem
cię obrazić. Lia, no weź. Odwróć się do mnie. Prooooooszę,
prloooooszę, prooooszę.
-Musisz mnie błagać
na kolanach. - odezwałam się obrażonym tonem.
-Okej. - pokiwał
głową Nico i padł na kolana.
-Wstawaj,
głuptasie, żartowałam! - zachichotałam i sama podniosłam go z
klęczek.
Po kilku minutach
ciszy spowodowanej obżeraniem się rajskimi owocami odezwał się
Nico:
-Widziałaś się
ostatnio z Biancą?
-Nie. -
odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Od czasu pożegnania na Wzgórzu
Herosów w ogóle jej nie widziałam. - A ty?
Syn Hadesa pokiwał
głową.
-Byłem u niej
kilka tygodni temu. Wtedy mówiła, że za jakiś tydzień dojdzie do
Łowczyń, więc pewnie już wstąpiła w ich szeregi.
W ciszy obracałam
jabłko, po czym odezwałam się:
-Wiesz... jak tak
patrzę na Biancę, Luke'a, Silenę i tych wszystkich to mam takie
wrażenie... że śmierć wcale nie musi oznaczać końca. Przecież
oni wrócili do żywych, i teraz są szczęśliwsi niż przed tamtą
śmiercią. Bo tylko na nich spójrz – Bianca spełnia swoje
marzenia u boku Łowczyń, Luke nareszcie żyje jak prawdziwy heros,
Silena i Charles mogą być razem, za życia, mieć... wspólną
przyszłość.
Nico dziwacznie się
na mnie spojrzał.
-Co?
-Nic, po prostu
jesteś jedyną znaną mi osobą, poza Sileną, która mówi na
Beckendorfa po imieniu. - roześmiał się. - A tak na serio, to w
tym co mówisz, jest sporo prawdy.
-Po prostu jestem
mądra.
-Chcesz powiedzieć,
że ja nie jestem mądry?
Długo jeszcze
siedzieliśmy i rozmawialiśmy, a gdy Nico odprowadził mnie do domku
Demeter wszyscy już spali, więc poszłam w ich ślady. Miałam
doskonały humor, byłam odprężona i rozweselona.
Nie wiedziałam
jednak, że był to ostatni dzień, kiedy mogłam się cieszyć w
taki sposób.
Subskrybuj:
Posty (Atom)