PYF!

Nieładnie, nieładnie... zaraz Erynie zjedzą cię żywcem!smierdzacy_lamusie.ogg

czwartek, 8 stycznia 2015

...

Cześć, witam wszystkich! Jestem koleżanką "Tudlodery", nazywam się Ola i kazała mi przekazać wam, że rozdział pojawi się w najbliższym czasie. Ona sama nie może teraz wejść, bo ma... pewne... haha problemy xDD I strasznie was przeprasza, a kazała mi napisać, żeby "dać jakiś znak życia" xD. To tyle, papa!

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział IV

-Spakowałaś wszystko? Naprawdę wszystko? I dodatkowy nóż, kanapki, prezent od Demeter, kwiatek szczęścia i tal...
-Katie, daj mi spokój! Nie jadę na wycieczkę, tylko na misję z powodu zaginięcia mojej kochanej przyjaciółki a twoje gadanie nie należy do spraw potrzebnych! - wydarłam się na Katie, która chyba już dziewiąty raz przeszukiwała mój plecak, czy mam w nim absolutnie wszystko. Okazało się, że wraz z wyjazdem na misję w domku Demeter istnieje bardzo wiele zwyczajów z tym związych. Kiedy zapytałam się Katie, dlaczego nie było tak przy moim pierwszym dojazdem na misję, odpowiedziała, że było inaczej ponieważ tamtą misję prowadziłam, a w tej jestem uczestnikiem, i dlatego mam zabrać ze sobą jakiś patyk niby pobłogosławiony przez Demeter, szczęśliwy kwiatuszek, wisiorek w kształcie róży itd.
Nim wypowiedziałam te słowa zaczęłam żałować. Byałm strasznie zdenerwowana. Bałam się o Rachel i w ogóle o wszystkich. Ta cała przepowiednia też mnie nieźle nastraszyła. Całą noc nie spałam i zastanawiałam się, kto zginie a kto zdradzi. O i w dodatku moimi towarzyszami byli Luke i Anabel.
-Przepraszam, ja... nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Naprawdę, nie wiem, co się... - zaczęłam, ale Katie mi przerwała.
-Wiem, wszyscy martwimy się o Rachel. I o was. Ale także w was wierzymy i w to, że uratujecie Rachel i wszyscy wrócicie cali i zdrowi. A przepowiednia... niech sobie tam będzie ale ja wierzę, że wszyscy wrócicie. - po swojej krótkiej przemowie rzuciła na łóżko „szczęśliwy” talizman jakiegoś chłopczyka na słoniu którego nie zdążyła mi jeszcze wpakować do plecaka, i przytuliła mnie.
-Dzięki.

No a godzinę później, po następnych pozegnaniach, tym razem z Chejronem, siedziałam w taksówce ściśnięta pomiędzy Nico a Anabel. Tak jak na mojej pierwszej misji, mieliśmy pojechać na Olimp i spytać się o pomoc bogów. Ktokolwiek by nie porwał Rachel, był silny i niewiadomo co mógł zrobić. Może to jakiś mityczny potwór, którego znają bogowie i mogą zrobić jakieś bum bum, poleci błysk i Rachel z nami, cała i zdrowa.
Byłoby fajnie.
Jechaliśmy w milczeniu. Annabeth, siedząca z przodu, czyściła palcami swój sztylet i oglądała go ze wszystkich stron, jakby chciała sprawdzić, czy nie ma na nim nawet odrobiny kurzu... czy krwi. Percy, siedzący tuż obok niej, przyglądał się temu, co robiła, ale myślami był gdzieś indziej. Nico wpatrywał się w plecy Argusa tak długo, aż kilka z jego par oczu na karku zaczęło na niego groźnie patrzeć. Anabel siedziała z głową zawieszoną w dół, jak szmaciana laleczka, i drapała paznokciami kolana. Uświadomiłam sobie, że wciąż nie wiem, kto jest jej rodzicem. Pewnie ktoś stra...
Auć.
Szmaciana laleczka.
Na dźwięk tych dwóch głupich słów mignęło mi przed oczami jakieś wspomnienie. Dziewczyna o rudo-czarnych włosach, która mówiła, że mi pomoże, bo jestem komuś potrzebna. Od tego zabolała mnie głowa. Co to za cholerne, głupie wspomnienie, którego nawet nie pamiętam?

Kiedy wysiedliśmy z taksówki przed Empire State Building, dopadł mnie jakiś dziwny strach. Ostatnie moje spotkanie z bogami skończyło się mocnym rąbnięciem w głowę i jakąś dziwną, bolesną chorobą przez którą przez kilka tygodni leżałam jak sparaliżowana w łóżku. Kiedy wszyscy ruszyli w stronę budynku, ja odruchowo się cofnęłam. Nico podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
-Hej, co jest?
Przypomniało mi się, jak porwała go ta wielka ośmiornica i jak się wściekłam na Zeusa, że nie chciał go uratować. A potem ta tajemnicza choroba... Znowu przed oczami mignęła mi na sekundę rudo-czarna dziewczyna. Kim była?
W tym momencie naszą nieobecność zauważyła Annabeth.
-Hej! Idziecie?
Popatrzyłam na nią i otrząsnęłam się z otępienia. Zeus nic mi nie zrobi, prawda? A jakby co mam przyjaciół, którzy mnie obronią.
-W porządku – odpowiedziałam na pytanie Nico, po czym dogoniliśmy resztę i weszliśmy do budynku.
W środku siedział portier. Miał zmierzchwione włosy i lekko podkrążone oczy, jakby dopiero się obudził, popijał czarną kawę i czytał Harry'ego Pottera. Chyba czwartą część, ale nie byłam pewna. Nie znam się na tym. Miał nogi na biurku, ale gdy wszedliśmy natychmiast je zdjął i poprawił lekko fryzurę, po czym zwrócił się do nas z lekko wymuszonym uśmiechem: „W czym mogę pomóc?” ale brzmiało to raczej jak „Co jest tak ważne, że przeszkodziliście mi w czytaniu?”.
-Piętro 6000. - wyjaśnił pokrótce Percy.
Portier obdarzył go zdziwionym spojrzeniem i uniósł lekko brwi do góry.
-Ależ kochany, mały, słodki dzieciaczku. - powiedział do niego, chociaż brzmiało to jak obelga. - Nie ma tu akiego piętra. Coś ci się chyba pomyliło? - ale po swojej wypowiedzi zaśmiał się nerwowo.
-Nie chce mi się wygłupiać, stary, więc po prostu nas wpuść. Syn Posejdona, Hadesa, Hermesa... Nie udawaj, żenie rozumiesz tylko nas wpuszczaj. - powiedział Luke, który najwyraźniej tracił cierpliwość.
Portier lustrował każdego z nas po kolei wzrokiem. W końcu westchnął, wyjął z biurka złotą kartę i podał ją Percy'emu.
-Macie. W windzie nie może być nikogo oprócz was. No już, spadajcie – i z powrotem założył nog nabiurko, upił łyk kawy i powrócił do czytania.

W windzie była jakaś pani. Na nasz widok uśmiechnęła się serdecznie w stronę Nica i poklepała mnie po ramieniu, po czym wyszła. Wsiedliśmy więc do windy i pojechaliśmy prosto na spotkanie bogów.

KONKURS

Wyniki głosowania są trochę spóźnione, ale trzy wycieczki w jednym tygodniu chyba mnie troszkę usprawiedliwiają, co nie?
Tak więc, najwięcej głosów zdobył konkurs na napisanie opowiadania, więc taki też konkurs ogłaszam na blogu. Nie dają wam jednak wolnej ręki, a trochę zasad trzeba ustalić.
Z powodu, że wyniki głosowania zostały ogłoszone tydzień później, tak i cały konkurs zostaje przesunięty o tydzień.

Zasady konkursu

  • Konkurs polega na napisaniu opowiadania na temat, który jest napisany poniżej. Prace nie na temat będą automatycznie skreślane.
  • Zwycięzca zostanie wybrany przeze mnie, a będę go wybierać mając na uwadze: poprawną ortografię, ciekawy i oryginalny pomysł i estetykę.
  • Konkurs polega na napisu opowiadania na temat:
a) Grupa I
Dalszych przygód Lii i innych bohaterów opisanych w moim opowiadaniu ("dalszych" może znaczyć zarówno następny, V rozdział jak i wydarzenia kilka/kilkanaście lat później)
b) Grupa II
Opowiadanie dowolne, jednak w jakiś sposób złączone z moim opowiadaniem, mniej lub więcej. Np. może być to opowiadanie, które dzieje się w czasach, w którym dzieje się moja historia, ale główny bohater jest inny itd.


  • Zgłoszenia proszę wysyłać na email lewa2222@gmail.com. W zgłoszeniu proszę uwzględnić:
a) nick/imię
b) link i tytuł do swojego bloga (jeśli go masz)
c) na który temat piszesz opowiadanie (wzór: opowiadanie, Grupa II)


  • Zgłoszenia można wysyłać do 4 grudnia, godziny 23:59. Ewentualnie, do 5 grudnia do godziny 15:00, jednak wolałabym, żeby wszystkie zostały wysłane w terminie do tego 4 grudnia. Wyniki ukażą się 6 grudnia.
  • Jeśli w obu grupach będzie dużo osób, wybranych zostaną dwójka zwycięzców, jeden z jednej grupy drugi z drugiej, jeśli natomiast w obu grupach będzie mało osób, albo w pierwszej dużo a w drugiej np. tylko dwie, wybrany zostanie jeden zwycięzca z obu grup.
[AKTUALIZACJA]
  • Praca ma mieć długość nie mniej niż 15 linijek, co do maksymalnej długości niema ograniczeń. Ale pamiętaj: im praca dłuższa, tym większe szanse na wygraną.

Wygrana praca oczywiście ukarze się na blogu. Zwycięzca dostanie też dyplom i będzie miał zapewnioną reklamę na moim blogu i poza nim. Oprócz tego będzie również inna nagroda-niespodzianka, którą ujawnię w najbliższym czasie.

Ponieważ konkurs przeciągnął się o tydzień, to w moje urodziny, 30 listopada ukaże się One Shot. Na jaki temat, zobaczycie, ale wiedzcie, że prace nad nim już trwają.

W sprawie jakichkolwiek pytań, piszcie pod tym postem w komentarzu, a postaram się jak najszybciej odpowiedzieć. Mam nadzieję, że zgłosi się dużo osób :)

Tak więc życzę wam powodzenia i zachęcam do brania udziału w konkursie.

Tudlodera

wtorek, 11 listopada 2014

Pewna sprawa [WAŻNE]

Heej :)
Rozdział jest w trakcie pisania, i gdzieś w przyszłym tygodniu (lub pod koniec tego) powinien być.

Ale mam do was pewną sprawę.
Otóż 30 listopada mam urodziny i chciałabym też to jakoś uczcić na blogu. Postanowiłam więc zrobić konkurs. ALE, nie jestem dokładnie pewna, do jakiego konkursu byście chętnie dołączyli, więc postanowiłam zapytać się was o radę.
Dołączylibyście do:
Konkursu na najlepszy obrazek/nagłówek/szablon itd.,
czy Konkursu na najlepsze opowiadanie
?

Głosujcie tu w komentarzach lub w ankiecie, która zaraz się pojawi.

Tudlodera

sobota, 4 października 2014

Rozdział III - Misja: na ratunek Wyroczni!

W poprzednim poście gadałam, że rozdział w przyszłym tygodniu, no ale... jakoś tak mnie pchnęło xD. No i oto rozdział! Zapraszam do czytania i komentowania!

Już kilkanaście razy miałam okazje się przekonać, jak denne potrafi być życie herosa.
Kiedy tylko się obudziłam zobaczyłam nad sobą twarz przerażona twarz Katie. Ciekawe, co się znów stało, bracia Hood spryskali domek sosem pomidorowym?
-Rachel zniknęła. - powiedziała. Natychmiastowo wyskoczyłam z domku i poszłam się przebrać. Oprócz mnie i Katie nikogo nie było w domku, a kiedy wyszliśmy na dwór zobaczyliśmy tłum ludzi pod Wielkim Domem. Pobiegłyśmy w tamtą stronę. Wszyscy Obozowicze otoczyli Chejrona, który trzymał coś w dłoni – niewielką karteczkę.
-Chejronie! - krzyknęłam. - Co się stało z Rachel? O co tu chodzi?
Centaur spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-Dziś w nocy, przed granicą Obozu dopadł ją jakiś straszliwy potwór. Słyszeliśmy przerażające krzyki, które się oddalały. Potwór ją gdzieś porwał.
Zacisnęłam ręce. Po co głupia opuszczała Obóz? Nic by się jej nie stało...
-Co to? - wskazałam na kartkę w ręku Chejrona.
-Możliwe, że jednak wróciła do Obozu i jeszcze raz wyszła, a wtedy dopadł ją ten potwór, bo zostawiła wiadomość.
Wyrwałam Chejronowi karteczkę i ze strachem odczytałam jej zawartość:

Wczoraj przemówiłam:

Zaginiona Wyrocznia ukaże swą ostatnią przepowiednię
gdy słońce ponad ciemne okrycie wzejdzie.
Sześcioro herosów na misję wyruszy,
lecz skład ich po powrocie się skruszy.
Jeden z nich zdradzi, jeden zginie
a jeszcze jeden z miłością się minie.
Pod przywództwem sowy drogę odnajdą
lecz tego, po co wyruszyli, nie odnajdą.

Czuję, że on jest gdzieś blisko i na mnie czyha... Uważajcie!”

-Ale o co tu chodzi? - zapytałam, wpatrując się w kartkę, jakby dzięki temu miała zmienić treść.
-Pewne jest jedno. - powiedział Chejron. - Wyrocznia zaginęła, a my mamy przepowiednię. Trzeba wyruszyć na misję.

Półgodziny później nerwowo odbijałam na paletce piłkę pingpongową, kiedy Chejron zwoływał grupowych domków. Uparłam się, że chcę na nim być, a Chejronowi najwyraźniej było przykro i pozwolił mi zostać.
Kiedy centaur pokrótce wyjaśnił całą sprawę, zerwałam się z miejsca i wykrzyknęłam:
-Musimy po nią iść!
Katie i Percy musieli siłą ciągnąć mnie, żebym usiadła.
-Jak już powiedziała nam Lia – zgromił mnie spojrzeniem Chejron – jasne jest, że musimy udać się na misję. Według przepowiedni na misję powinni się wybrać sześcioro herosów. Wybrane osoby wyruszą jutro o świcie.
-Dopiero jutro?! - wykrzyknęłam.
-Uspokój się. - szepnęła mi na ucho Katie, więc naburmuszona i zdenerwowana skrzyżowałam ramiona i siedziałam jak na szpilkach.
-Czy zgłaszają się jacyś ochotnicy na tę misję?
-Ja! - krzyknęłam, znowu wystrzeliwując do góry, aż Percy dał mi mocnego kuksańca w żebro i dopiero usiadłam.
-Pewna jesteś? - powiedziała Silena, patrząc na mnie spode łba. - Jeśli dobrze zrozumiałam przepowiednię, to na misję wyruszy szóstka herosów, a wróci trójka. Chcesz iść na pewną śmierć? Ja bym nie ryzykowała.
-Więc mam siedzieć i czekać aż ktoś zabije moją przyjaciółkę?! - wydarłam się.
-Spokój! - krzyknął Chejron. - Uspokójcie się. Sileno, jeśli Lia dobrze przemyślała swoją decyzję i dobrowolnie się zgłasza – centaur popatrzył na mnie, a ja energicznie pokiwałam głową - to mam obowiązek ją puścić. Mamy jeszcze jakichś ochotników?
Zuważyłam, że siędzący obok mnie Percy zaczął się wiercić.
-Ehm... - zaczął cicho, po czym odkaszlnął i mówił dalej: - Jeśli już mówimy o czekaniu, aż ktoś zabije Rachel, to ona jest także moją przyjaciółką i też chcę iść na misję.
-Świetnie! - wykrzyknęła Annabeth, podnosząc ręce do góry. - W takim razie ja też chcę iść.
Percy spojrzał na Annabeth, która siedziała po jego drugiej stronie.
-Annabeth, z tej misji nie wróci prawdopodobnie dwójka lub trójka herosów, a ja nie pozwolę, żebyś była jedną z nich.
-A ja nie pozwolę, żebyś ty był jednym z nich. - powiedziała Ann, łapiąc syna Posejdona za rękę. - Trzymamy się razem, tak?
Percy pokiwał głową i się uśmiechnął.
-Ja też pójdę. - usłyszałam Nico, który siedział po drugiej stronie stołu. Kiedy na niego spojrzałam, lekko się do mnie uśmiechnął.
-Mamy jeszcze jakichś ochotników? - spytał Chejron, ale tym razem odpowiedziała mu cisza.
-Ja... - zaczęła Katie – ja nie chcę nikogo straszyć, ale w przepowiedni jest, że poprowadzi was sowa, a więc... no... - i spojrzenia wszystkich spoczęły na Annabeth. Córka Ateny wydawała się być trochę niepewna, ale wstała i powiedziała głośno:
-Ja, Annabeth Chase, poprowadzę misję w celu odnalezienia Wyroczni.
Chejron patrzył na nią niespokojnym wzrokiem. W końcu był dla niej jak drugi ojciec, a mało który ojciec chciałby posyłać swoją córkę na niebezpieczną wyprawę.
-Wciąż brakuje nam dwójki osób. - przypomniałam szeptem, ale i tak wszyscy mnie usłyszeli.
-Może poszukamy innych osób wśród innych Obozowiczów, nie tylko grupowych?
Chejron pokiwał głową i wszyscy podążyliśmy za wychodzącym cenaurem. Najwyraźniej wszyscy postanowili „przypadkowo” usiąść w pobliżu narady grupowych, a jeśli ktoś coś usłyszał, to przypadkowo. Taaa...
Chejron wyjaśnił całą sprawę i to, że potrzebujemy jeszcze dwójki towarzyszy. Widocznie żaden z pozostałych Obozowiczów nie był silnie związany z Rachel, a wszyscy nie byli zachwyceni świadomością, że być może zginie na misji, tak więc ochotników było mało Jedyną osobą, która mnie zadziwia, była pewna dziewczyna. Podniosła rękę i przepchnęła się przez tłum.
-Ja chcę iść!
Na moje oko mogła mieć z piętnaście lat. Może szesnaście. Miała falowane, złote włosy, i oczy w kolorze niebieskim, intensywnym i mocnym niebieskim.
-Anabel, jesteś pewna? Jesteś w Obozie od niedawna i...
-Chcę iść! - wykrzyknęła dziewczyna, która najwidoczniej nosiła imię Anabel. Uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem, kto jest jej rodzicem. Muszę się o to spytać kogoś z pozostałych, później.
-Jest jeszcze jakiś ochotnik czy ja mam wybrać... - nie dokończył Chejron, ponieważ gdzieś w tłumie zauważyliśmy podniesioną w górę rękę. Zauważyłam, że Annabeth lekko zbladła.
-Luke. - powiedział Chejron, a mnie po prostu wmurowało w ziemie.
Luke, na kulach, podszedł do nas.
-Wiem, że mam pewien problem. - wskazał ruchem głowy na swoje kule. - Ale jeszcze kilka dni i obejdę się bez nich. Czuję się dobrze. I poza tym... chce znów działać. Mam dość siedzenia w obozie. Chcę jakoś udowodnić, że nie jestem zdrajcą, że pomogę odzyskać Rachel. - mówił do Chejrona, ale ja go słyszałam. Podobnie jak Nico, bo złapał mnie za rękę a drugą ręką wskazał na syna Hermesa.
Po chwili wahania Chejron kiwnął głową. Mieliśmy już pełen skład, ale obecność Anabel i Luke'a nie napawała mnie optymizmem. No i, sądząc po wersach przepowiedni, przynajmniej jedna osoba umrze, a jedna nas zdradzi.

A zapowiadały się fajne, bezproblemowe wakacje.

Trolololo

Cześć. Przepraszam wszystkich za to, że nie ma rozdziału, ale nie martwcie się, rozdział się pisze. W następnym tygodniu powinien być. A w międzyczasie, zastanawiam się nad konkursem na blogu, co myślicie o tym pomyśle?
No i dodałam jeszcze ankietę, w której możecie głosować na ulubioną postać z opowiadania.

Tudzia

piątek, 5 września 2014

Rozdział II - Niespodzianka od strony Percy'ego i Annabeth i romantyczny wieczór z Nico

Taka.. niespodzianka xD. Ale za to po TYM POSTEM musi być 6 KOMENTARZY, żeby był następny rozdział. Buhahahaha, zła ja.

Następnego dnia nie zastałam Rachel w swoim namiocie, a wszystkie ranne ptaszki uznawały, że bladym świtem przekroczyła granice Obozu i gdzieś wyjechała, z kolei Chejron powiedział, że otrzymała od niego pozwolenie na jednodniowie opuszczenie granic Obozu, także nie miałam szans z nią porozmawiać.
Tego samego dnia przyjechali Percy i Annabeth. Oczywiście musiałam cały dzień przegadać z Ann, ale pod wieczór przyszedł Percy i razem z Ann wymienili tajemnicze spojrzenia po czym wyszli.
Po ognisku Chejron zwołał wszystkich przed amfiteatr, i mogę się założyć, że miał taki sam tajemniczy wyraz twarzy jak Percy i Ann. Wszyscy czekali w napięciu, aż kurtyna się rozsunęła. Na środku stał Percy, a nieco dalej od niego Annabeth. Co oni kombinują?
-Uwaga, uwaga. Przyjaciele, panie i panowie, Clarisse – zaczął Percy, na co wszyscy wybuchnęliśmy wielkim śmiechem a wzrok Clarisse zamienił się w śmiercionośną broń. - Ja... ja i Annabeth chcielibyśmy wam coś ogłosić.
Annabeth podeszła do Percy'ego, zaczęli coś między sobą szeptać i w końcu Ann przejęła mikrofon.
-Otóż... no... ja... ja i Percy... my... to trochę trudne do powiedzenia... ale... ja... my... ja i Percy... postanowiliśmy... my...
I tu zniecierpliwiony Percy wepchnął się do mikrofonu i wykrzyczał najbardziej niespodziewane dwa słowa, jakie mogłyby mi przyjść do głowy:
-Pobieramy się!
Nastała grobowa cisza. Nawet konie w stajni przestały rżeć a ptaki śpiewać. Wpatrywaliśmy się w Ann, która właśnie dała Percy'emu kuksańca i przyswajaliśmy do siebie te informacje.
-ALE SUPER!! - krzyknął Connor Hood i wszyscy zaczęli wiwatować i klaskać. Ptaki zaczęły śpiewać radosną melodię. Ze stajni wyleciał Mroczny, wleciał na scenę i zarżał. Nie potrzebowałam rozumieć koni, żeby wiedzieć, że znaczyło to Gratulacje, szefie!.
Jeśli ktokolwiek nas obserwował, mógł uznać nas za grupę kompletnie pijanych imprezowiczów. Wdrapywaliśmy się na scenę, przytulaliśmy... narzeczoną parę... jak trudno mi się przyzwyczaić do tej myśli..., gratulowaliśmy i robiliśmy te mnóstwo rzeczy, które robi się, kiedy się dowiaduje, że ktoś się pobiera. Annabeth dodała parę istotnych rzeczy, na przykład, że slub odbędzie się na przyszły rok na wiosnę i z pewnością zaproszą wszystkich przyjaciół i kolegów.
Chyba się nie spodziewacie, że po czymś takim mogłabym zasnąć. Praktycznie całą noc przegadałam z Harper i innymi dziewczynami z domku Demeter.
Następnego dnia, tuż po śniadaniu odbyłam rozmowę z Ann. Musiała mi obiecać, że da mi pomóc wybierać suknię ślubną i robić ogólne przygotowania, ja jej z kolei obiecałam, że, jako córka Demeter, wybiorę na uroczystość najpiękniejsze kwiaty i dopilnuję, żeby nie zwiędły ani nie ochlapły.
Kiedy spacerowałyśmy obok jeziorka, nagle zaczepił nas pewien chłopak. Był blondynem, z domu Hermesa i wyglądał na ponad dwudziestkę. Już kilka razy go widziałam, jednak teraz miał na prawej nodze bandaż i chodził o kulach. Na jego widok Annabeth lekko się zarumieniła i zmieszała.
-Annabeth – powiedział i uśmiechnął się do niej. - Nie przyszedłem wczoraj na ognisko... no, mam powody – popatrzył na swoją nogę w gipsie. - ale wieści dotarły i do mnie. Gratulacje, Annabeth! - powiedział i powiększył swój uśmiech.
-D-dzięki Luke. - odparła Ann. Jej wyraz twarzy wskazywał... czy ja wiem... na zmieszanie, wstyd?
Ale chwileczkę. „Dzięki LUKE”?! To ten sam Luke który pozwolił Kronosowi przejąć swoje ciało, ale pod koniec życia ugodził sam siebie w swoje piętno Achillesa, czym samym zniszczył Kronosa i zabił siebie, trafił do Elizjum a potem dzięki niezwykłej hojności Hadesa został wskrzeszony? Nie, to na pewno jakiś inny Luke. Co nie? Mam rację, nie?
Luke spojrzał tym razem na mnie.
-Ty jesteś Lia Jones? Słyszałem o tobie. - wow, jestem sławna na Obozie. - Kręcisz z synem Hadesa?
-Eee... ja, no... - no co, zabrakło mi słów. Hej, znany jedynie z widzenia facet wspomina o moim życiu prywatnym!
Luke po raz kolejny się uśmiechnął.
-Widzimy się na obiedzie. - pomachał nam na „Do widzenia” i odszedł, utykając z powodu nogi.
-Co się przed chwilą wydarzyło? - zapytałam Ann patrząc ciągle na znikającą w hermesowskim domku sylwetkę Luke'a.
-To Luke. Tamten... no wiesz... - aha, czyli moje przypuszczenia okazały się trafne. Brawo, Lia, jesteś geniuszem!
-Nieważne. Lia, strasznie cię przepraszam, ale mam coś jeszcze do załatwienia z Chejronem a późnij z Sileną, no i... - zaczęła się tłumaczyć Ann, ale ja j jej przerwałam.
-Pewnie, biegnij! - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie i pobiegła w stronę Wielkiego Domu.

Nie miałam ochoty iść na ognisko, więc zostałam w domku Demeter. Wydawał się dziwnie pusty bez prawie tuzina innych dzieci. Myślałam, że się nie przyzwyczaję do zielonego domku Demeter, ale w końcu tak się stało. Zdążyłam się przyzwyczaić do latających szafek nocnych, zimnego spojrzenia Demeter z obrazu nad moim łóżkiem, jakby sprawdzała, czy śnię o czymś przyzwoitym, połowy domku zastawionej roślinami i Katie narzekającej na braci Hood. Po prostu to był mój dom i nawet w domku kupionym przez Demeter nie czułam się tak swobodnie jak na Obozie.
Ktoś zapukał do drzwi domku. Szybko pobiegłam otworzyć drzwi. Za nimi stał Nico z tajemniczą miną. Ech, wszyscy mają jakieś tajemnicze plany... Nie zdążyłam się go zapytać, o co chodzi, bo mnie uprzedził:
-Zrobisz coś dla mnie? To super.
-Ale ja...
-Po prostu chodź za mną, zamknij oczy i ich nie otwieraj.
-Jak mam iść za tobą mając zamknięte oczy? To przecież...
-Będę się prowadził. No chodź.
Z westchnieniem wyszłam z domku, zamknęłam drzwi i zgodnie z poleceniem Nico zamknęłam oczy i dałam się prowadzić.
-Długo jeszcze? Dziwnie się czuję, jak mam zamknięte oczy...
-Już blisko.
-Blisko czego?
Nie odpowiedział mi. Pff.
W końcu usłyszałam upragnione „Możesz już otworzyć oczy!” i z ulgą to zrobiłam.
Przede mną był wprost cudowny widok. Znajdowaliśmy się pod drzewem, które było bardzo wielkie i miało niesamowicie długie gałęzie, które wyginały się w połowie tworząc w pewnym rodzaju ścianę między pniem a resztą świata, było tam jednak tyle miejsca, że mogłam wprowadzić tam co najmniej połowę mojego domku a zostałoby jeszcze odrobinkę miejsca. Przy pniu ktoś (czytać Nico) rozłożył kocyk a na nim soczyste owoce i wodę.
-Nico... Ty to zrobiłeś?... Dla mnie?
Nico trochę się zarumienił i pokiwał głową.
-Kocham cię! - wykrzyknęłam i pocałowałam go w policzek. Chłopak spojrzał na mnie jak pies na pana, który właśnie daje mu kilka misek pyszniutkich kości. Zaśmiałam się na to porównanie.
Ja i Nico usiedliśmy na kocyku. Wzięłam w rękę jabłko i ostrożnie ugryzłam kawałek. Było pyszne, jakby zerwane z ogrodu na samym Olimpie.
-Co myślisz o tych zaręczynach Percy'ego i Ann? - zapytałam w pewnym momencie. Nico wzruszył ramionami.
-To dobrze, że się kochają, co nie?
-Nie uważasz, że są za młodzi?
Syn Hadesa roześmiał się.
-Mówisz, jakbyś była taką starą ciotką.
-No wiesz co, obrażam się na ciebie – powiedziałam i odwróciłam się do Nico plecami.
-Hej, nie chciałem cię obrazić. Lia, no weź. Odwróć się do mnie. Prooooooszę, prloooooszę, prooooszę.
-Musisz mnie błagać na kolanach. - odezwałam się obrażonym tonem.
-Okej. - pokiwał głową Nico i padł na kolana.
-Wstawaj, głuptasie, żartowałam! - zachichotałam i sama podniosłam go z klęczek.
Po kilku minutach ciszy spowodowanej obżeraniem się rajskimi owocami odezwał się Nico:
-Widziałaś się ostatnio z Biancą?
-Nie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Od czasu pożegnania na Wzgórzu Herosów w ogóle jej nie widziałam. - A ty?
Syn Hadesa pokiwał głową.
-Byłem u niej kilka tygodni temu. Wtedy mówiła, że za jakiś tydzień dojdzie do Łowczyń, więc pewnie już wstąpiła w ich szeregi.
W ciszy obracałam jabłko, po czym odezwałam się:
-Wiesz... jak tak patrzę na Biancę, Luke'a, Silenę i tych wszystkich to mam takie wrażenie... że śmierć wcale nie musi oznaczać końca. Przecież oni wrócili do żywych, i teraz są szczęśliwsi niż przed tamtą śmiercią. Bo tylko na nich spójrz – Bianca spełnia swoje marzenia u boku Łowczyń, Luke nareszcie żyje jak prawdziwy heros, Silena i Charles mogą być razem, za życia, mieć... wspólną przyszłość.
Nico dziwacznie się na mnie spojrzał.
-Co?
-Nic, po prostu jesteś jedyną znaną mi osobą, poza Sileną, która mówi na Beckendorfa po imieniu. - roześmiał się. - A tak na serio, to w tym co mówisz, jest sporo prawdy.
-Po prostu jestem mądra.
-Chcesz powiedzieć, że ja nie jestem mądry?
Długo jeszcze siedzieliśmy i rozmawialiśmy, a gdy Nico odprowadził mnie do domku Demeter wszyscy już spali, więc poszłam w ich ślady. Miałam doskonały humor, byłam odprężona i rozweselona.

Nie wiedziałam jednak, że był to ostatni dzień, kiedy mogłam się cieszyć w taki sposób.