PYF!

Nieładnie, nieładnie... zaraz Erynie zjedzą cię żywcem!smierdzacy_lamusie.ogg

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział IV

-Spakowałaś wszystko? Naprawdę wszystko? I dodatkowy nóż, kanapki, prezent od Demeter, kwiatek szczęścia i tal...
-Katie, daj mi spokój! Nie jadę na wycieczkę, tylko na misję z powodu zaginięcia mojej kochanej przyjaciółki a twoje gadanie nie należy do spraw potrzebnych! - wydarłam się na Katie, która chyba już dziewiąty raz przeszukiwała mój plecak, czy mam w nim absolutnie wszystko. Okazało się, że wraz z wyjazdem na misję w domku Demeter istnieje bardzo wiele zwyczajów z tym związych. Kiedy zapytałam się Katie, dlaczego nie było tak przy moim pierwszym dojazdem na misję, odpowiedziała, że było inaczej ponieważ tamtą misję prowadziłam, a w tej jestem uczestnikiem, i dlatego mam zabrać ze sobą jakiś patyk niby pobłogosławiony przez Demeter, szczęśliwy kwiatuszek, wisiorek w kształcie róży itd.
Nim wypowiedziałam te słowa zaczęłam żałować. Byałm strasznie zdenerwowana. Bałam się o Rachel i w ogóle o wszystkich. Ta cała przepowiednia też mnie nieźle nastraszyła. Całą noc nie spałam i zastanawiałam się, kto zginie a kto zdradzi. O i w dodatku moimi towarzyszami byli Luke i Anabel.
-Przepraszam, ja... nie wiem, dlaczego to powiedziałam. Naprawdę, nie wiem, co się... - zaczęłam, ale Katie mi przerwała.
-Wiem, wszyscy martwimy się o Rachel. I o was. Ale także w was wierzymy i w to, że uratujecie Rachel i wszyscy wrócicie cali i zdrowi. A przepowiednia... niech sobie tam będzie ale ja wierzę, że wszyscy wrócicie. - po swojej krótkiej przemowie rzuciła na łóżko „szczęśliwy” talizman jakiegoś chłopczyka na słoniu którego nie zdążyła mi jeszcze wpakować do plecaka, i przytuliła mnie.
-Dzięki.

No a godzinę później, po następnych pozegnaniach, tym razem z Chejronem, siedziałam w taksówce ściśnięta pomiędzy Nico a Anabel. Tak jak na mojej pierwszej misji, mieliśmy pojechać na Olimp i spytać się o pomoc bogów. Ktokolwiek by nie porwał Rachel, był silny i niewiadomo co mógł zrobić. Może to jakiś mityczny potwór, którego znają bogowie i mogą zrobić jakieś bum bum, poleci błysk i Rachel z nami, cała i zdrowa.
Byłoby fajnie.
Jechaliśmy w milczeniu. Annabeth, siedząca z przodu, czyściła palcami swój sztylet i oglądała go ze wszystkich stron, jakby chciała sprawdzić, czy nie ma na nim nawet odrobiny kurzu... czy krwi. Percy, siedzący tuż obok niej, przyglądał się temu, co robiła, ale myślami był gdzieś indziej. Nico wpatrywał się w plecy Argusa tak długo, aż kilka z jego par oczu na karku zaczęło na niego groźnie patrzeć. Anabel siedziała z głową zawieszoną w dół, jak szmaciana laleczka, i drapała paznokciami kolana. Uświadomiłam sobie, że wciąż nie wiem, kto jest jej rodzicem. Pewnie ktoś stra...
Auć.
Szmaciana laleczka.
Na dźwięk tych dwóch głupich słów mignęło mi przed oczami jakieś wspomnienie. Dziewczyna o rudo-czarnych włosach, która mówiła, że mi pomoże, bo jestem komuś potrzebna. Od tego zabolała mnie głowa. Co to za cholerne, głupie wspomnienie, którego nawet nie pamiętam?

Kiedy wysiedliśmy z taksówki przed Empire State Building, dopadł mnie jakiś dziwny strach. Ostatnie moje spotkanie z bogami skończyło się mocnym rąbnięciem w głowę i jakąś dziwną, bolesną chorobą przez którą przez kilka tygodni leżałam jak sparaliżowana w łóżku. Kiedy wszyscy ruszyli w stronę budynku, ja odruchowo się cofnęłam. Nico podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
-Hej, co jest?
Przypomniało mi się, jak porwała go ta wielka ośmiornica i jak się wściekłam na Zeusa, że nie chciał go uratować. A potem ta tajemnicza choroba... Znowu przed oczami mignęła mi na sekundę rudo-czarna dziewczyna. Kim była?
W tym momencie naszą nieobecność zauważyła Annabeth.
-Hej! Idziecie?
Popatrzyłam na nią i otrząsnęłam się z otępienia. Zeus nic mi nie zrobi, prawda? A jakby co mam przyjaciół, którzy mnie obronią.
-W porządku – odpowiedziałam na pytanie Nico, po czym dogoniliśmy resztę i weszliśmy do budynku.
W środku siedział portier. Miał zmierzchwione włosy i lekko podkrążone oczy, jakby dopiero się obudził, popijał czarną kawę i czytał Harry'ego Pottera. Chyba czwartą część, ale nie byłam pewna. Nie znam się na tym. Miał nogi na biurku, ale gdy wszedliśmy natychmiast je zdjął i poprawił lekko fryzurę, po czym zwrócił się do nas z lekko wymuszonym uśmiechem: „W czym mogę pomóc?” ale brzmiało to raczej jak „Co jest tak ważne, że przeszkodziliście mi w czytaniu?”.
-Piętro 6000. - wyjaśnił pokrótce Percy.
Portier obdarzył go zdziwionym spojrzeniem i uniósł lekko brwi do góry.
-Ależ kochany, mały, słodki dzieciaczku. - powiedział do niego, chociaż brzmiało to jak obelga. - Nie ma tu akiego piętra. Coś ci się chyba pomyliło? - ale po swojej wypowiedzi zaśmiał się nerwowo.
-Nie chce mi się wygłupiać, stary, więc po prostu nas wpuść. Syn Posejdona, Hadesa, Hermesa... Nie udawaj, żenie rozumiesz tylko nas wpuszczaj. - powiedział Luke, który najwyraźniej tracił cierpliwość.
Portier lustrował każdego z nas po kolei wzrokiem. W końcu westchnął, wyjął z biurka złotą kartę i podał ją Percy'emu.
-Macie. W windzie nie może być nikogo oprócz was. No już, spadajcie – i z powrotem założył nog nabiurko, upił łyk kawy i powrócił do czytania.

W windzie była jakaś pani. Na nasz widok uśmiechnęła się serdecznie w stronę Nica i poklepała mnie po ramieniu, po czym wyszła. Wsiedliśmy więc do windy i pojechaliśmy prosto na spotkanie bogów.

4 komentarze:

  1. Czekam z niecierpliwością. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej, iedy będzie kolejny rozdział, bo aż nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie wpadłam na Twoje opowiadanie zupełnie przypadkiem i aż zaobserbowałam. Pośpiesz się z tym kolejnym rozdziałem bo bardzo długo nie dodawałaś! Życzę dużo weny i mam nadzieję, że jednak doczekamy się następnego rozdziału.
    http://blackperlage.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń