PYF!

Nieładnie, nieładnie... zaraz Erynie zjedzą cię żywcem!smierdzacy_lamusie.ogg

sobota, 16 lutego 2013

Rozdział V - Masa różnych rzeczy

  Nowy rozdzialik. Dziękuję za cierpliwość.

Na początku portier nie chciał nas wpuścić, i mówił że piętro 600 nie istnieje. Ale kiedy Percy podszedł do biurka i powiedział, że jest tu dwóch synów Wielkiej Trójki w końcu zgodził się nas przepuścić.
Pozostała trójka, jak widziałam miała już kontakty z Olimpem, ale dla mnie to była nowość. I przyznam, było po protu... no... bosko!
Wielki... hmm... zamek stał jakieś... bo ja wiem kilka kilometrów przed nami. Wesołe driady razem z satyrami grały w berka. Do zamku prowadziła wąska dróżka, a cała ziemia była jakby wielkim ogrodem. Co kilka metrów napotkiwaliśmy się na różnych sprzedawców ze straganami. Na tych straganach leżało wyszystko – ale najczęściej spotykaliśmy koszulki z napisami „Obóz Herosów” lub „Olimp”, albo jeszcze lepiej: „Piłeś? Nie galopuj! Kiedy wreszcie doszliśmy i weszlismy na Wielką Salę zatkało mnie. Po prawej stronie sali poustawiane było cztery trony – zajęte były trzy. Widziałam Aresa, Apolla i Hermesa. Po lewej zasiadały Afrodyta i Atena. Dwa trony na podwyższeniu zajmowali Zeus i Posejdon. Na środku sali rozpalone było oginisko, a przy nim Hestia – bogini ogniska domowego. Ares, który właśnie siłował się na rękę z Apollem na nasz widok zaśmiał się wesoło.
-O, proszę, młodzi herosi!
Zeus obrzucił nas wzrokiem.
-Zeusie – powiedziała Annabeth i uklękła. Poszliśmy w jej ślady.
-No dobrze. Co chcecie?
Nico ruszył naprzód, bliżej Zeusa i Posejdona. Wszyscy ruszylismy za nim.
-Chcemy wiedzieć, gdzie jest Demeter. - powiedział Percy.
Ares się zaśmiał.
-My też to chcemy wiedzieć.
Atena zmierzyła go wzrokiem. Afrodyta patrzyła na Annabeth.
-Córka Demeter może wiedzieć – powiedział Zeus.
-Ja.. ja miałam sen... Ale to tylko jaskinie. - zaprotestowałam.
-Ale wiadomo że w podziemiach.
-Czemu nam nie powiedziałaś? - zapytał Percy.
-Wyleciało mi z głowy? - uśmiechnęłam się.
-Tak czy inaczej – powiedział Nico. - Nie wiemy GDZIE w podziemiach.
Zeus westchnął.
-Hermes?
Hermes odwrócił się w jego stronę.
-No, jestem bogiem podróżników. No już dobra, już dobra, nie patrz się na mnie takim wzrokiem, ojczulku. Mogę wam pomóc. Ahh... - Hermes skoncetrował się chwilkę – Dobrze. Demeter jest gdzieś blisko wejść Fantasosa. Bliżej wam nie pomogę. To już teren Hadesa.
-Wejść Fantasosa? - zapytał Percy.
-Fantasos był bogiem snów, synem Hypnosa. Mamy jego domek w Obozie. Znaczy się Hypnosa, nie Fantasosa.
-Dobra, wystarczy. A gdzie te wejścia?
-Wasze pegazy wiedzą.
Podziękowaliśmy i wyszliśmy. Zanim jednak to zrobiliśmy...
-Herosi – odezwał się jeden głos. Odwróciliśmy się. Przemawiała do nas Hestia. - Pamiętajcie o rodzinie.
Nie miałam pojęcia, co to miało znaczyć, ale Ann zaciągnęła mnie do windy.

Kilka minut później lecieliśmy na naszych pegazach w stronę wejść Fantasosa. Przebyłam krótką rozmowę z Annabeth, po niedługim czasie zeszłyśmy na temat dnia wskrzeszenia, jak to ona mawiała. Miałam poczucie, że coś przede mną ukrywała.
-Kogo jeszcze wskrzeszacie? - zapytałam.
-No... różnych herosów... - odpowiedziała niepewnie.
-Hmm? A kogoś szczególnego?
Ann wymamrotała coś o głupiej prędkości i przyśpieszyła. Nie starałam się jej dogonić. Po pół godzinie, może więcej pegazy wysadziły nas na wybrzeżu, z tym, że tu nie było wody, jedynie zielona trawka, Rosło tu jedno drzewo, chyba palma. Resztę miesjca ''zamieszkiwały'' skały, z których na środku wyrzeźbione było półkole.
-To tutaj – oznajmiła Ann.
Postanowiliśmy przenocować na wybrzeżu, ponieważ Ann twierdziła że zejście na dół w nocy (a mieliśmy dopiero wczesny wieczór) może być tylko biletem do porażki. Oddaliłam się od reszty, chcąc w spokoju pomyśleć i porozmawiać z Biancą.
-Hejka.
-Cześć. Jak tam misja?
-Przecież doskonale wiesz.
-Hmm, rozgrysłaś mnie.
Wzięłam głęboki oddech i zdobyłam się na odwagę, by zadać pytanie które mnie nurtowało od samego początku.
-Dlaczego wybrałaś mnie?
-Jeśli bym ci powiedziała, zepsuła bym przyszłość.
-Ale Bianca!
-Nie mogę!
Tym oto zdaniem zakończyła rozmowę.
Kiedy słońce już było schowane do połowy za oceanem Bianca głęboko się zamyśliła. Czułam to.
-Hej, Lia?
-Co?
-Za kilka minut możecie mieć spotkanie z potworem-kogutem. No i z syrenami.
-Eee... że jak?
Nauczyłam się już kontrolować swoje rozmowy z Biancą, tak, że słyszę ja tylko ja. Kiedy oznajmiłam wiadomość o syrenach i kogucie innym, Ann i Percy pobladli.
-Co jest? - zapytałam.
-Syreny... - jęknęła Annabeth.
-A potwór-kogut? - zapytałam.
Żadne się nie odezwało.
-To... Macie przykre spotkania z syrenami?
-Hmm, 4 lata temu*, kiedy płynęliśmy ocalić Grovera... - zaczął Percy.
-...chciałam posłuchać ich śpiewu. Ale byłam zbyt uparta... prawie zginęłam... Percy mnie uratował. - zakończyła Annabeth.
-W takim razie co teraz?
-Musimy się bronić. Przezwyciężymy syreny, jeśli zatkamy sobie uszy. Ale to też nie dobre rozwiązanie, bo podczas walki z potworem nie będziemy mogli siebie słyszeć.
Każdy powoli przetwarzał w myślach to co powiedziała Annabeth.
-Może spróbujemy mimo wszystko zatkać uszy i walczyć z potworem? Może po ruchach itd., będzie wiadomo kto co zamierza – zaproponował Nico. Wcześniej był bardzo milczący.
-Możemy spróbować.
Annabeth wynalazła wosk, którym mieliśmy zatkać uczy. Każdy był przygotowany. Staliśmy po innych stronach. Annabeth i Nico od strony skał, Percy blisko morza (to chyba było ustawione specjalnie – był synem Posejdona), a ja pod palmą. Wcześniej Percy zaproponował zejście do Podziemia i ukrycie się przed potworem i syrenami, jednak Annabeth była stanowczo ''przeciw ''. Jestem ciekawa co ukrywa... No dobra, wracajmy do tematu. Nie byłam pewna, czy syreny zaczęły swą pieśń, ale potwór-kogut już się pojawił. Ok, nie wiem co myślicie gdy mówicie słowo ''kogut''. Bo im od tego spotkania kojarzy się w wielkim, ubrudzonym, i z zębami jak u rekina kogutem. Najpierw do boju ruszył Percy. To znaczy nie ruszył, tylko stworzył ogromną falę (dzięki mamo, dlaczego ja nie mam takich ekstra-mocy?) i '' rzucił '' nią w koguta. On się zachwiał, ale nie upadł. Ja i Annabeth ruszyliśmy do ataku, zgodnie z naszym planem. Jednak już po pierwszych uderzeniach mieczem nasz plan spalił na panewce. Kogut kopnął mną jak piłką do baseball'u, dzięki czemu uderzyłam w palmę a wosk wyleciał mi z uszu. Pierwsze co usłyszałam to ''Nic ci nie jest?''. Szybko zaczęłam szukać wosku, ale syreny już zaczęły śpiewać. Szybko straciłam myśli. Podniosłam się.
-Lia, nie! - usłyszałam, ale było już za późno. Szybko zaczęłam biec w kierunku oceanu. Ukradkiem zauważyłam, jak Percy spogląda na mnie a potem bezradnie na Annabeth, a ta kiwa głową. Sekundę potem Percy i Nico złapali mnie i próbowali zatrzymać. Znacznie nie ułatwiałam im zadania, szarpałam się i wyrywałam. Musiałam zobaczyć syreny, musiałam wskoczyć do morza. Usłyszałam jak Nico wrzeszczy „Jak ocaliłeś Annabeth?!!”. Percy chyba usłyszał, bo puścił mnie. Z radością biegłam do morza. Kiedy już do niego wpadłam Percy złapał mnie za ramię i ciągnął w dół. Wyrywałam mu się, ale coraz bardziej i bardziej przestało mnie ciągnać do morza. Zwolniłam uścisk i spojrzałam na Percy'ego. Wytrzeszczyłam oczy, zdając sobie sprawę co właśnie zrobiłam. Percy wolno pokiwał głową i wyciągnął mnie na powierzchnię. Syreny zniknęły, a wielki kogut właśnie zamieniał się w pył. Percy jeszcze go dźgnął i było po sprawie.

-Szybko zdałam sobie sprawę, że jesteś zaczarowana przez syreny – opowiadała Annabeth – Kiwnęłam do Percy'ego, żeby coś z tobą zrobił, zatrzymał lub coś. Razem z Nico chcieli cie zatrzymać. Potem Percy zaciągnął cię do morza, a Nico pomógł mi przy kogucie. Na początku odrzucił mnie do tyłu. Miałam tyle szczęścia, że upadłam do wody. Kiedy wróciłam, Nico odpierał ataki koguta. Nagle wpadłam na genialną myśl. Wdrapałam się na skały, i pokazałam Nico żeby wspiął się na potwora. Ja odwracałam jego uwagę. – zaczerwieniła się – Nie pytajcie jak. No więc Nico, kiedy już był na szyi potwora zaczął go okładać milionami ciosów. Ja też raniłam go w stopę. Wreszcie Nico dostał się na głowę, i zranił go w oko. To go zatrzymało. Ja wsadziłam mu sztylet w pazura, co musiało go potwornie zranić. Zaczął z niego wylatywać Ichor, złota krew bogów. Percy go jeszcze dźgnął swoim mieczem – niebiańskim spiżem – i się rozleciał. - zakończyła.
-Wow – tylko tyle zdołałam wyjąkać.
-Ok, to taka bajeczka na dobranoc. A teraz pora spać, spać! Jutro wyprawa do podziemia, moja kochaneczki – uśmiechnęła się. Wpełzłam do swojego śpiwora. Sen przyszedł szybko i niespodziewanie.
Byłam Biancą.
-Czas na szalone pomysły – powiedział ktoś. Percy.
Spojrzałam na niego nerwowo.
-Cokolwiek, byle zadziałało.
Powiedział mi coś o włazie technicznym. Obejrzałam się. Dwie dziewczyny i Grover walczyli z jakimś olbrzymem.
-Może tym czymś da się kierować. Jakieś przyciski czy dźwignie. Wchodzę do środka.
-Jak? Musiałbyś stanąć dokładnie pod jego stopą! Zgniótłby cię!
-Odwróć jego uwagę – powiedział Percy – Musimy tylko dokładnie zgrać to w czasie.
Zacisnęłam usta.
-Nie. Ja pójdę.
-Nie możesz. Jesteś nowa! Zginiesz.
-To moja wina, że potwór się przebudził. - odparłam. - Masz – podniosłam coś z ziemi. Była to statuetka Hadesa. Wcisnęłam mu to do ręki. - Gdyby coś się stało, daj to mojemu bratu. Opowiedz mu... Powiedz mu, że bardzo go przepraszam.
-Bianca, nie!
Pobiegłam do olbrzyma.
-Możemy dalej szukać – powiedział Percy. - Teraz jest jasno. Znajdziemy ją.
-Nie, nie znajdziemy – powiedział Grover – Wszystko poszło zgodnie z planem.
-O czym ty mówisz? - spytał Percy.
Spojrzał na niego.
-Przepowiednia. Jedno zaginie w bezdeszczowej głuszy.
-Powtórzyć te słowa. - powiedziała jakaś dziewczyna. - „Oddaje się bogini Artemidzie”.
-Od... Oddaję się bogini Artemidzie.
-,,Wyrzekam się towarzystwa mężczyzn, przyjmuję wieczne panieństwo i przyłączam się do Łowów”.
Powtórzyłam.
-To wszystko?
Dziewczyna przytaknęła.
-Jeśli Pani Artemida przyjmie twoją przysięgę, staje się ona wiążąca.
-Przyjmuję – powiedziała następna dziewczyna. Artemida?
-Bianca, nie!

Obudziłam się z wrzaskiem. Śniła mi się Bianca. Jej przyjęcie do Łowczyń, jej ostatnie chwile życia. Było już jasno. Percy jeszcze spał. Annabeth grzebała w swoim plecaku. Nica nie widziałam. Ann przybiegła do mnie.
-Co jest? Wrzeszczałaś. No, i wcześniej gadałaś „Gdyby coś się stało, daj to mojemu bratu”. Co... co ci się śniło?
-Koniec – powiedziałam.
-Co, koniec?
-Koniec normalnego życia herosa dla Bianci. I koniec jej życia.
Annabeth obudziła Percy'ego. I Nico wrócił ze spaceru. Opowiedziałam im o moich snach – o tym z Demeter, i o tym dzisiejszym. Po zjedzeniu śniadania, czyli kilku spłaszczonych kanapek zeszliśmy do Podziemia. Annabeth postukała kilka razy w skałę. Potem zrobiła nad nią dziwaczny gest i kamienie się poruszyły w taki sposób, że mogliśmy wejść. Od razu spadliśmy w dół. Wylądowałam na Annabeth, która wylądowała na Percy'm, który wylądował na Nico. Z jękiem wstaliśmy. Szliśmy cały czas w prawo. Zastanawiała mnie wczorajsza rozmowa z Annabeth. Kogo jeszcze wskrzesili? Kogo ukrywała przede mną Annabeth? Zmęczona rozmyślaniami poszukałam Bianci.
-Hej. Nie uwierzysz, co mi się śniło?
-Uwierzę.
Zaczęła grzebać w mojej pamięci.
-Oh – chyba się zasmuciła.
-A tak w ogóle... To czemu nie mogłaś wrócić do świata umarłych? I czemu w ogóle nie mogłaś wrócić?
-Musiałam załatwić parę spraw... No wiesz, z umarłymi nigdy nic nie wiadomo. I wtedy właśnie, gdy chciałam wrócić, nie mogłam. Dusze które czekały na osąd były przestraszone. Te które szły do Równiny Kar... no cóż, cieszyły się. A te w Elizjum? Były na maxa przestraszone. Nie wiem, dlaczego nie mogłam tam wrócić. No to... no... po prostu to było dziwne. Skontaktowałam się z Tobą, i... no, na początku nie byłam pewna czy to się uda, czy ty nie umrzesz kiedy ja miałam wchodzć do Ciebie.
-Czekaj. Czyli moglam umrzeć?
-Och, nie przejmuj się, teraz jest ekstra,
-Aha, no na pewno. Szkoda, że mi wcześniej nie powiedziałaś.
-Hej! Coś się dzieje!
Zaczęliśmy podsłuchiwać.
-Ty mi tu nie wyjeżdżaj z Lincolnem! Teraz jest u mnie, w moim królestwie i nie ma dostępu do tej swojej prawnuczki, jasne?! - wykrzyknął Hades. Rozpoznałam jego głos.
-T-ttak, pppanie Had-desie. - odpowiedział jakiś żeński głos.
-A skoro mowa o prawnuczkach... o wnuczkach... o dzieciach. To coś czuję, że właśnie tu są!
Zamarliśmy. Hades mówił o Nico. A to nie mogło wróżyć nic normalnego. Chcieliśmy uciekać, ale Hades zastąpił nam drogę.
-Och, mój synalek! Percy Jackson! Bratanek! A ty, Annabeth Chase, witaj. A ty... - spojrzał na mnie – Bianca, myślałem, że nie żyjesz!


Hades zaprowadził nas do swojego pałacu. Cała drżałam.
-No więc, opowiesz mi, Bianco, jak to się stało?
-Ja... ja nie jestem B-Biancą, Hadesie. Nazywam się Lia Jones, i... i... i p-pańska córk-ka we mnie weszła.
-Och proszę, proszę, jaka spryciula! No, a po co wy, dzieciarnia tu jesteście?
Zamrugałam i wytarłam ręce o kolana. Denerwowałam się.
-Chcemy odnaleźć Demeter – powiedział Percy.
Hades najerzył się i ryknął.
-Myślicie, że to ja ją porwałem?! A co by mi to dało?!
-N-nie, panie Hadesie – szybko powiedziałam – Ja miałam sen, że Demeter jest w podziemiach... w podziemiach, nie w Podziemiach.
Hades zaśmiał się.
-Moi drodzy. Chętnie bym was zabił... ale no cóż, jest z wami mój syn. Będę zmusozny was wypuścić.
Nagle do pokoju weszła... Persefona.
-O, Hadesie. Czy najpierw mogłabym zamienić słówko z tymi herosami?
Hades warknął i splunął ale odszedł. Persefona usiadła na forelu.
-Mali, mali herosi. Widzę, że jest z wami moja siostra – powiedziała. No tak, byłyśmy siostrami. Ja i Persefona? Jakie to niedorzeczne.
-Tak czy inaczej. Ja też poszukuję mojej matki. Wiem, że jest ona w podziemiach. Gdzieś na obszarze wejść Fatasosa, ale chyba stamtąd przybywacie. Dam wam prezent – powiedziała i wyjęła spod kurtki (bo byłua ubrana w kurtkę i sukienkę) trzy białe ruloniki.
-W każdym z nich znajduje się ratunek. Jednego można odwinąć tylko raz, więc używajcie ich w nadzwyczajnych przypadkach – powiedziała i wręczyła mi je.
-Pani Persefono, dlaczego?
Uśmiechneła się.
-Bo to moja matka, Perseuszu Jacksonie.
Wygnała nas na dwór. Wybiegliśmy prosto w...

*-Moje opowiadania toczą się rok po pokonaniu Kronosa

Tudzia

niedziela, 10 lutego 2013

Rozdział IV - Misja

Hejka, to ja. Jedna mała osóbka (zdradzę cię, nie obraźnisz się?) Merr, poprosiła mnie o niepisanie tekstem wyśrodkowującym. A więc, zgodnie z życzeniem:

Już jutro mieliśmy wyruszyć na misję by uratować boginię, Demeter, i, czego chciałam ja – dowiedzieć się coś więcej o Biance, wyborze Bianci i tak dalej. A to mogli wiedzieć tylko Percy i Nico. Dzisiaj Chejron omówił z nami plan ''podróży”. Najpierw mieliśmy się udać na Olimp, bo, według Chejrona, bogowie mogą wiedzieć więcej. Potem udać się we wskazany cel, pokonać potwory, itd., i oczywiście trzymać się przepowiedni, czyli jechać na północ (a przy okazji spotkać Mikołaja, ale nie powiedziałam tego na głos). Nie mówiłam nikomu o moim śnie, tylko Biance (ale ona i tak mogła to wyczytać z moich myśli). Wydawało mi się, że ona wie coś o tej kobiecie którą byłam ja i o tej dziewczynce. I nie umknęło mi, że miała takie samo nazwisko.
Po południu Annabeth zabrała mnie do zbrojowni, żebym wybrała sobie jakiś miecz lub sztylet. Szczególnie jeden mnie zainteresował. Na rękojeści po obu stronach wymalowane były róże, ale ich łodygi przypominały węże. Ann skrzywiła się.
-Co? - zapytałam.
-To jest sztylet Sileny Beauregard.
-Tej... tego szpiega?
-Przyjaciółki – szybko mnie poprawiła Ann. Wzmianka o Silenie o czymś mi przypomniała.
-Co dzisiaj jest? - zapytała,
-Niedziela.
-We wtorek jest ten dzień, prawda?
-Hmm.
-Pewnie jesteś smutna, że nie możesz na nim być?
-Hmm.
Przestałam się odzywać i odłożyłam sztylet na miejsce. Wreszcie zdecydowałam się, na (również) sztylet z czymś co przypominało cekiny i zarazem łuski smoka na rękojeści. Po tym jak już go wybrałam popędziłam do Rachel – nie widziałam jej od kiedy wypowiedziała przepowiednię, a od tego czasu... no cóż, narada domków i mój sen. Kiedy jej o tym opowiedziałam powiedziała:
-A może Bianca wie coś na ten temat?
Obydwie zastygłyśmy w bezruchu by nastąpiła zupełna cisza, jednak Bianca nie była skora do rozmów.
-Też tak myślę, ale ona nie chce gadać.
Denerwowało mnie, że Rachel jest wyższa ode mnie. Bianca mnie zmiejszyła.
-Nie wiem.
-Ale... jesteś Wyrocznią, nie możesz... no wiesz...
-Ja tylko gadam przepowiednie i mam wizje, nie przewiduje przyszłości ani nic takiego.
-To źle?
-Hmm, niech się zastanowię.
Następnie Annabeth i Percy postanowili mnie pouczyć walki na miecze. Najpierw mi pokazali kilka prostych chwytów itd., a potem spróbowałam z Ann. Prawie z nią wygrałam, jednak była szybsza i odparowała moje cięcie, przy okazji przewracając mnie do tyłu. W starciu z Percy'm nie miałam żadnych szans. Ciął, obraniał się, był szybki jak strzała. Ten dzień upłynął tak jak Percy, czyli szybko. Kiedy położyłam się spać, miałam dziwaczne poczucie, że dzisiaj się nie wyśpię.

W moim śnie tym razem nie pojawiała się tajemnicza kobieta i dziewczynka. Tym razem widziałam kobietę z brązowymi włosami i delikatną cerą. Pryskała złotym światłem, na głowie miała wieniec kwiatów. Moja matka, Demeter. Leżała w jakiejś jaskini. Ręce miała spętane łańcuchami, a gdy próbowała wyjść niewidzialna bariera ją odpychała.
-Och, Demeter, Demeter. Co byś powiedziała na... powiedzmy... śmierć jednej z twoich córek, a oprócz tego jeszcze innych herosów? - zaśmiał się głos w ciemności.
Moja matka się skrzywiła.
-Czyżby coś ci nie pasowało? Ach, no tak! Te okropne łańcuchy! - ''okropne” wymówił z akcentem. Pff.
Demeter jeszcze raz próbowała wyjść z jaskini. Efekt – taki sam jak wcześniej.
Głos z ciemności zaśmiał się ze swojego sukcesu, aż zadrżał sufit. Byłam pewna, że lada chwila zawali się na moja matkę. Właśnie w tej chwili się obudziłam.

Otworzyłam oczy i po omacku zaczęłam szukać latarki. Gdy upewniłam się, że nie leże w ciemnej, wilgotnej i brudnej jaskini z kruchym sufitem położyłam się na łóżku. Sprawdziłam zegarek – 02:32. Poszukałam Bianci w swoim umyśle.
-Hej! Bianca! - wrzasnęłam. Oczywiście w myślach. - Łowczynie! Artemida! Nico!
Poczułam jakby podskoczyła.
-Co? - zapytała zaspanym głosem
Opowiedziałam jej swój sen.
-Ten głos z ciemności... Nie wiem. Ale wiem, że twoja matka jest w niebezpieczeństwie.
-Bianca?
-Hmm?
-Czy to się działo teraz?
-Nie wiem. Sny herosów to mogą być wizje, mogą być wspomnienia i może być to, co się dzieje teraz. U herosów nie ma po prostu snów.
-Hmm.

Rano Chejron zawołał nas do Wielkiego Domu – mnie, Annabeth, Percy'ego i Nica. Załatwił nam transport – konkretnie pegazy. Widziałam już je wcześniej, w stajni. Nico stanowczo protestował ale Percy (który najwyraźniej umie gadać ze zwierzętami) wytłumaczył koniom i Nicowi że ten drugi jest bezpieczny, itd., itd. Percy wsiadł na pegaza imieniem Mroczny, ja na Błyskawicę, Annabeth na Gwidona i Nico na Szarlotkę. Dziwaczne imiona, nie?
Kierowaliśmy się na Manhattan. Nie wiem jak ich, ale mnie ciekawiło, jakim cudem ludzie nie zauważą czterech skrzydlatych koni z jeźdźcami ze śmiercionośną bronią na grzbietach. Oczywiście Ann tłumaczyła mi o Mgle – ale śmiertelnicy musieli coś zobaczyć, nie? Kierowaliśmy się teraz na Empire State Building.
-Mieliśmy lecieć na Olimp! - wrzasnęłam próbując przekrzyczeć szum wiatru.
-Empire State Building, piętro 600. Olimp – wyjaśniła Ann, ale nie za bardzo w to wierzyłam.
Byliśmy już bardzo blisko. Serio, albo te pegazy miały napęd rakietowy, albo to ja przysnęłam w trakcie lotu. Jechaliśmy i jechaliśmy.
-Uch, wydarzy się coś niedobrego – zapowiedziała Bianca.
-Co? - wrzasnęła Ann.
-Bianca powiedzieła, że wydarzy się coś niedobrego! - krzyknął Percy.
Potaknęłam.
-Kiedy? - zapytała Ann.
Chwilka przerwy. I jeszcze. I jeszcze.
-Teraz!!!
I nagle zobaczyliśmy wielkie czarne coś przed nami.

To coś się zbliżało.
-Co to jest?! - zapytałam.
-Nie mam pojęcia! - odkrzyknęła Ann. Leciała z tyłu. Ja trochę ja wyprzedzałam, a chłopacy wyszli na przód. Percy wyjął długopis. Już miałam krzyknąć, że namazanie na tym czymś napisu "Jestem głupkiem" niczego nie zmieni, ale Percy odetkał długopis a ten zamienił się w miecz.
-Ale bajer! - wyszeptałam.
To coś okazało się być... cosiem. To był wielki czarny pies z dymu. Lub smok. Nie wiem co, może coś pomiędzy, ale ważne jest że nas atakowało.
Ruszyło czarną łapą i prawie zmiotło Mrocznego z Percym na Ziemię. Zobaczyłam jak Ann wyjmuje swój sztylet, więc też ruszyłam po swój. Zobaczyłam jak Mroczny pikuje nad głową potwora.
-Percy, zajmij go czymś! - wrzasnęła Ann i poleciała w dół, pod łapy powtora. Cofnął się i już myślałam, że zgniecie Annabeth na pasztet, ale ona przeleciała przez jego ciało. Zrozumiałam. Był cały z dymu. Percy chciał go uderzyć, ale ostrze przeleciało przez niego nie robiąc mu krzywdy.
-Percy, celuj w oczy i nos! - chciałam krzyknąć, bo tylko to (no i usta) nie było z dymu. Zorientowałam się, że Percy mnie nie słyszy. Gdzieś po drugiej stronie potwora była Annabeth, obmyślała plan.
-PERCY! - wrzasnęłam.
Odwrócił się w moją stronę. Szybko kazałam pegazowi do niego podlecieć, jednak on zapikował w dół rzucając mieczem na każdą stronę. Rozumiałam go. Chciał odwrócić jego uwagę. Zacisnęłam palce na sztylecie. Podleciałam bliżej. Chciałam wbić mu sztylet w oko, ale od akurat odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Annabeth. Musiałam odwrócić jego uwagę. W tej chwili dostrzegłam coś, co mogło by nam pomóc.
-Nico! - zawołałam – Wiatrak!
Na szczęście zrozumiał. Poleciał na Szarlotce i – nie wiem jak to zrobił – włączył wiatrak. Skierował go na potwora. Jego ciało z dymu zaczęło się rozwiewać. Zwrócił głowę w moją stronę. Zamknęłam oczy i wbiłam mu sztylet w oko. Zawył żałośnie. Próbował mnie zadrapać, ale jego łapa powoli odpływała. Pozbawiłam go również widzenia w drugim oku. Po chwili jego pozostałości poleciały w dół. A my zostaliśmy sami.
Annabeth i Percy którzy chcieli się dowiedzieć co się stało z potworem wrócili do nas i oznajmili, że rozleciał się zanim doleciał. No i w jakimś parku stoi teraz rzeźba w kształcie nosa. Rozbawiło nas to. Niedługo byliśmy przy Empire State Building. Zaczęłam drżeć. Nie wie, czy to opóźniona reakcja na tego potwora czy zdenerwowanie przed spotkaniem z bogami. Wzięłam głęboki oddech. I wkroczyliśmy do budynku.


To tyle jak na dzisiaj. Ale pewna nie jestem, możliwe że następna notka jeszcze dzisiaj!

Tudzia

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział III - Bianca di Angelo & Lia Jones

Następnego dnia rano, około siódmej, pobiegłam do Rachel. Mieszkała w jaskini przed lasem.
-Rachel! - wrzasnęłam gdy tylko tam przybiegłam.
Nie chcę mówić, jak wyglądała. Jeszcze gorzej niż wczoraj. Włosy zebrały się w jedną, niewyraźną szopę. Pod oczami miała podkowy. Widziałam, że próbowała to zatuszować makijażem, ale wyszło marnie. Brązer tylko pokreślał jej zmęczenie, szminka upodobniała ją do wampirzycy, a puder rozmazywał się po twarzy.
-Rachel – jęknęłam.
-Czego? - dosyć nie wyraźnie mruknęła.
-Muszę wiedzieć o czym były twoje wizje.
-Po co?
-Przemawia do mnie Bianca di Angelo.
Rachel wybałuszyła na mnie oczy.
-C-co?
-To ta... Idziemy do Percy'ego!
Rachel zaprowadziła mnie do Percy'ego, chłopaka Annabeth. Siedzieli razem w domku Posejdona i... no ten... całowali się. Oboje z Rachel się zarumieniłyśmy.
-Ehem! - odchrząknęła Rachel.
Przestali się miziać i podnieśli wzrok na nas.
-Percy. Ty ją może znałeś... - chciałam wszystko wytłumaczyć, ale przerwała mi Bianca di Angelo.
-Percy! Uwolnij mnie! Złapała mnie Gaja! Nie mogę wrócić do umarłych, ale mogę do żywych. Uwolnij mnie! Nie pozwól żeby Nico popełnił... - dalszego głosu nie słyszałam. Wiedziałam i widziałam, że wypowiedziałam te słowa na głos.
-Bian...ca? - wyszeptał Percy.
-O tym chciałam powiedzieć. To wczoraj ona namówiła mnie, żebym skłamała na temat swojego pochodzenia. Ann, uwierz.
Annabeth zastanowiła się chwilę.
-Ok, wierzę, ale tylko dlatego że widziałam i słyszałam, co właśnie zrobiłaś.
-Wiem, ona przemawia przeze mnie.
-Lia – powiedział Percy – ona nie tylko przez ciebie przemawia. Ty... zamieniłaś się w nią.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. To dziwaczne.
-Bianca chce cię prowadzić, a tym samym wrócić do świata żywych, jak powiedziała. - odgadnęła Annabeth – Przemawia przez ciebie. Jako, że jest już umarła, wie, co się stanie, i jaki ma na to wpływ to co zrobimy teraz. Dlatego Bianca chce tobą kierować, bo prawdopodobnie ma się coś stać, coś dobrego, a jeśli ty zrobisz coś niezgodnego z tym to to się nie stanie. Jedyne, z czym ma problem, to z tym, że ty jej nie pozwalasz.
-Ja... jej... nie pozwalam?
-Musisz pozwolić jej w siebie wejść.
-Ale... nie zamienie się w nią czy coś?
-Nie. Ona po prostu będzie czasami przez ciebie przemawiała. No i całkiem spora możliwość, że podczas snu będziesz się mogła z nią spotykać. Tylko jest efekt uboczny. Kiedy otworzysz swoją duszę żeby weszła... No wiesz... Dużo zmarłych chce mieć kim pokierować... Musisz być staranna i otworzyć swoją duszę tylko dla Bianci. Tylko.
Coś mnie drgnęło od środka.
-Czekam. Pójdę pierwsza. Jako córka Hadesa chyba mogę ich zatrzymać. - usłyszałam.
-Super. Bianca jest przygotowana – powiedziała Ann. - Polecę do Chejrona i możesz zacząć ''otwierać swoja duszę''. Tylko mam jedno pytanie: dlaczego Bianca wybrała ciebie? Przecież ona cię w ogóle nie zna.
-Zobaczymy – powiedziałam równo z Biancą.
Annabeth wyleciała z domku a my czekaliśmy. Za chwilę jednak przybiegli obydwoje.
-Percy, Rachel, Lia... To prawda, co Annabeth mówi?
Wszyscy pokiwaliśmy głowami.
-Nie widziałem co prawda, przez te tysiąc lat kiedy żyję wejścia umarłego w żywego. Teraz może mam okazję. Jeśli nie chcesz tego robić, Lio, nie musisz.
Wziełam, głęboki oddech.
-Chcę.
I wyobraziłam sobie Biancę. Raz, jedyny raz, podczas którego wołała Percy'ego ją widziałam. Postać dziewczyny ze srebrym strojem (Łowczyń, jak powiedziała Ann) z zieloną czapeczką na głowie. Wyobraziłam sobie szklankę – moją duszę, a nad nią Biancę. Wyobraziłam i poczułam jak szlanka się otwiera. Poczułam tysiące głosów. Pewnie się zastanawiacie jak można czuć głosy. Nie wiem, nie potrafię wytłumaczyć. Nagle widziałam jak próbuje wejść w tą szklanke tysiące osób, a Bianca tylko stoi i czeka. Ona nie może wejść. Ja muszę otworzyć swoja duszę tylko dla niej. Wyobraziłam sobie mur – wielki, gruby i szary, który odradza szklankę od innych. Wobraziłam sobie wejście przed Biancą, a potem kolejny mur odgradzający Biancę od innych. Wtedy Bianca postawiła krok... i wessała ją szklanka. I poczułam się jakby tysiące szpilek wbiło się w moje ciało. Zobaczyłam Biancę – szła do mnie powoli z uśmiechem na twarzy.
Słyszałam krzyki. Annabeth, Percy'ego, Rachel, Chejrona.
-Witaj – powiedziałam do Bianci.
A następnie zemdlałam.


Kiedy się obudziłam stwierdziłam jakąś zmianę w sobie. Byłam mniejsza o jakieś trzy centymetry, na sobie miałam srebrny stój Łowczyni a na głowie zieloną czapeczkę.
Zamieniłam się w Biancę, pomyślałam. Przekręciłam się na bok, ale wskutek tego spadłam z łóżka. Podniosłam głowę, i, dziwna rzecz, nie zauważyłam twarzy Bianci, lecz swoją. Srebrny strój Łowczyni jakby powoli blakł.
Do domku (bo oczywiście, znajdowałam się w domku Percy'ego, tam, gdzie doszło do wejścia) weszli Ann, Percy, Rachel i Chejron.
-Na Zeusa! - zawołała Annabeth i Rachel i pobiegły do mnie.
-Coś ze mną nie tak? - zapytałam szybko.
-Ty... ty... - Ann nie mogła znaleźć słów.
-Co...C-co się stało?
Szybko rzuciłam okiem na moje ubranie w lustrze. To co zobaczyłam... nie miało żadnego sensu.
Srebrny strój Łowczyni połyskiwał leciutko. Zielona czapka przekrzywiona na bok nadawała mi troszkę zawadiacki wygląd. Moje oczy, jak zwykle zielone, tym razem miały bystre i przenikliwe spojrzenie, niż, zamiast wcześniej, być rozbawione i szalone. Włosy układały się gładko i pięknie zamiast być wiecznie nie ułożoną szopą.
-Bianca cię zmieniła – wyszeptała Annabetch.
Łzy (tak, łzy!) napłynęły mi do oczu. Wiedziałam, co to oznacza. Żeby spełniło się to, co Bianca widziała, musiałam skłamać na temat swojego pochodzenia, bo musiałam przyjść z Rachel do Annabeth. Annabeth była u Percy'ego, a Bianca chciała, żeby wejscie było w tym domku. Ale reszty nie rozumiałam. Dlaczego Bianca mnie zmieniła?! I co mają oznaczać te ciuchy, ubrania.
-Och, Lio, pewnie nic nie rozumiesz. Z czasem to się wyjaśni. A... i zaraz Rachel wyplunie przepowiednie.
I zaraz Rachel schyliła się i wypluła z ust zielony dym.
-Na misję dziecie Demeter wskaże,
Chłopiec przeżyje, Dziewczyna może
Bogini Nyks oświeci mocą,
A Zeus przyjdzie – pewnie z pomocą.
Czwórka niech stanie w północnej ranie,
Dalej prowadzą świąteczne sanie.
Ostatni wers był wręcz komiczny. No bo ''Dalej prowadzą świąteczne sanie''? To jakiś wers dla idiotów.
Po obiedzie Chejron zwołał naradę grupowych domków i mnie, i kozła Grovera, o którym opowiadała mi Ann i Rachel.
-A więc – zaczął Chejron – musimy isć na misję. Oprócz tego, doszły do nas wieści... Że porwano boginię Demeter.
Kathie, grupowa mojego domku podniosła się.
-Nasza matka?!
-Kathie, spokojnie – zawołał Chejron – Rachel wymówiła przepowiednię. Jak ona...
-Na misję dziecię Demeter wskaże,
Chłopec przeżyje, Dziewczyna może
Bogini Nyks oświeci mocą,
A Zeus przyjdzie – pewnie z pomocą... – wyrecytowałam.
-...czwórka niech stanie w północnej ranie... – powiedziała Annabeth.
-...dalej prowadzą świąteczne sanie. – usmiechnął się Percy.
Wszyscy zaczęli mruczeć coś do siebie.
-Na początek – powiedział Chejron – trzeba zastanowić się nad wersami. Na misję dziecie Demeter wskaże.
Wszyscy spojrzeli na Kathie. Ja też. Kathie wstała i powiedziała lekkim głosem.
-Nie wiem, czy powinnam iść. W końcu to w obecności Lii przemówila Rachel.
Nastała cisza, którą rozumiałam tak, że każdy jest za Kathie. Kathie usiadła.
-Chłopiec przeżyje, dziewczyna może.
-To chyba znak, ze na misje powinna pójść jeszcze jedna i dziewczyna i jeden chłopak. - powiedziałam.
-Annabeth, Percy? - powiedział Chejron. Oboje skinęli głową, choć Ann nie wydawała się zachwycona słowami ''dziewczyna może''.
-Bogini Nyks oświeci mocą.
-Nyks to bogini nocy. Może przyjdzie i da wam jakąś moc – powiedział Connor z domku Hermesa.
-Byłoby miło – mruknęła Kathie.
-A Zeus przyjdzie – pewnie z pomocą.
-To super – wyszczerzył się Percy.
-Nie zapominaj, że tam jest ''pewnie'' a nie z pomocą.
-Czwórka niech stanie w północej ranie.
Spojrzeliśmy po sobie. Czwórka. Czyli na misję powinna iść jeszcze jedna osoba?
No i jeszcza ta północna rana. Co to miało znaczyć?!
-Dalej prowadzą świąteczne sanie.
-Może otrzymacie pomoc od Mikołaja – zawołał ktoś.
-Dobrze więc – powiedział Chejron – Na misję idzie Kathie (kurr, zapomniałam nazwiska), Percy Jackson i Annabeth Chase. Zgadzacie się?
Percy i Ann przytaknęli, natomiast Kathie wstała.
-Ja uważam, że to Lia powinna pójść na misję. Poza tym w moim śnie... – urwała.
-Lio Jones, czy zgadzasz się iść na misję? - usłyszałam.
Byłam pewna, ze między tymi dwoma zdaniami było coś jeszcze, ale jakbym słyszała tylko połowę narady. Moje myśli skierowane były do Bianci.
-Tak, zgadzam się- powiedziała Bianca.
-Ej, wcale nie chcia... - zamilkłam.
-Więc jest trójka. A czwarty?
Do pokoju wszedł Nico di Angelo, ten chłopak z lasu. I (przyznam się!) podobał mi się.
-Ja. - powiedział i spojrzał prosto na mnie.

Tego wieczoru przyśniła mi się... ehem... no, dziwna wizja. Akcja działa się w domku, nad morzem jak się domyślam. Jedna dziewczynka o czekoladowych włosach i niebieskich oczach malowała obrazek Demeter i Hadesa, trzymających się za ręce i śmiejących. Demeter i Hades?! Przecież się nienawidzili. Do pokoju weszłam... ja, tylko że miałam jakieś... bo ja wiem... dwadzieścia lat? W oczach miałam furię, ale taką dziwną, taką... matczynną.
-Jane Elizabeth di Angelo, co ty sobie wyobrażasz?! Mówiłam, powtarzałam, a ty ciągle nic!
-Mamo, nie możesz o nim zapomnieć. Obiecałaś...
Zauważyłam że starszej mnie po policzkach biegnęły łzy.
-Hades nie zabrał go bez powodu. - powiedziałam starsza ja twardo. - Nico coś przeskrobał.
Odwróciłam się (starsza ja) i powiedziałam cicho, tak cicho, żeby nikt nie usłyszał:
-A ja wiem, co.

Obudziłam się, zlana, nie wiem dlaczego potem. W głowie ciągle miałam sen, to jak powiedziałam imię Nico, tą małą dziewczynkę, która mówiła do mnie mamo.