PYF!

Nieładnie, nieładnie... zaraz Erynie zjedzą cię żywcem!smierdzacy_lamusie.ogg

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział XIV

Przedostatni rozdział...

Z domków zaczęli wychodzić różni obozowicze. Niektórzy jeszcze z piżamach. Córki Afrodyty miały potargane włosy i byle jak nałożoną zbroję, ale choć raz się tym nie przejmowały. Wszyscy patrzyli się tylko na hordę potworów pragnącą zniszczyć nas i nasz dom.
Teraz, kiedy już chyba wiedziałam, jakie jest moje pochodzenie, miałam wrażenie, że mogę zrobić wszystko, i chyba jako pierwsza ruszyłam do ataku. Reszta obozowiczów po krótkiej chwili również to zrobiła.
Atakowałam mnóstwo potworów. Cudem unikałam ran, ale ta dobra passa nie potrwała długo. Po jakichś dwóch godzinach zaciekłych walk i bronienia wszystkich budowli w Obozie jeden potwór drasnął mnie nożem w ramię. Strasznie mocno mnie bolało. Zacisnęłam zęby i z niepokojem spojrzałam na swoje ramię. Oprócz wylewającej się tonami krwi widziałam też przebłyski czegoś zielonego, co powoli znikało w odmętach czerwonej mazi, czyli inaczej mojej krwi. To musiała być trucizna.
Kiedy tak patrzyłam na swoje ramię nagle jakiś potwór mnie zaatakował. Gdyby nie Annabeth byłabym już dawno tylko plamą. Zresztą nie pierwszy raz tego dnia o mało uniknęłam śmierci. Spojrzałam na nią i lekko się uśmiechnęłam.
-Dzięki – sapnęłam i skrzywiłam się, bo trucizna najwyraźniej zaczęła działać.
-Co jest? - zmartwiła się Annabeth, a ja tylko wskazałam ruchem głowy na moe ramię. Najwyraźniej zostały w nim resztki zielonej mazi, bo wyraz twarzy Ann kompletnie się zmienił.
Złapała mnie za rękę (nie prawą, tą zranioną, tylko lewą) i pociągnęła za sobą. Zaciągnęła mnie do Michelle, córki Apollina która w specjalnie ukrytej kryjówce za pawilonem jadalnym razem ze swoim rodzeństwem opiekowała się rannymi.
-Zatruta – powiedziała Ann i wskazała na mnie, a Michelle natychmiast wzięła jakiś dziwny przyrząd do ręki i kazała mi przykucnąć.
Po piętnastu minutach zaciekłej pracy Michelle nareszcie oznajmiła, że jestem uratowana i powinnam wracać do walk. Jakby na potwierdzenie jej słów przed nami wyrósł potwór. Nie wiedziałam jaki i nie miałam czasu, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Michelle, jej rodzeństwo i reszta chorych krzyknęła przeraźliwie, bo żadne z nich nie było w stanie się bronić – albo leczyli innych, albo sami byli poszkodowani.
Sięgnęłam po swój sztylet i z okrzykiem bojowym rzuciłam się na potwora. Nie był specjalnie mądry i w ciągu dwóch minut go pokonałam. Po pojedynku jedna z chorych zaczęła bić mi brawo, a reszta się do niej przyłączyła. Uświadomiłam sobie, że właśnie uratowałam ich wszystkich. Jednak było to niczym w porównaniu do tego, co zrobiłam później... Ale nie będę zdradzać.
Wraz z nadejściem nocy potwory się wycofały, ale jakiś dodatkowy zmysł podpowiadał mi, że wrócą rano. Wszyscy odetchnęli z ulgą, ale chyba podobnie jak ja wiedzieli, że to nie koniec.
Pawlion jadalny był uszkodzony z prawej strony, a domek Aresa został całkowicie zmiażdżony, ale oprócz tego nie mieliśmy żadnych szkód. W budynkach. Ale obozowicze... było nas dużo, dużo mniej niż... no, na przykład poprzedniego dnia. Obozowiczów, którym nic nie było i mieli jedynie lekkie obrażenia, było tylko szesnaście (w tym ja). Reszta była albo ciężko ranna, albo... no, już ich nie było. Choć byłam skrajnie wyczerpana, Chejron nalegał na naradę wojenną, która ze względu bezpieczeństwa odbywała się na trawie w samym środku obozu. Brali w niej udział dosłownie wszyscy, którzy tylko trzymali się na nogach, a ci, którzy nie mieli siły stać, ale mieli siłę gadać i myśleć leżeli na skraju naszego kręgu i się przysłuchiwali czasami coś wtrącając.
Chejron omawiał różne sprawy. Przede wszystkim kazał tych najbardziej rannych przewieźć do bezpiecznego miejsca. Jego dokładne położenie powiedział później w sekrecie grupce herosów wyznaczonych do przetransportowania ich tam.
Kiedy narada się zakończyła, pobiegłam do Chejrona żeby na osobności powiedzieć mu o podejrzeniach dotyczących mojej rodziny. Był zaskoczony, ale chyba uznał, że jest to dosyć prawdopodobne. Zanim się obejrzałam, była już pierwsza w nocy, więc położyłam się choć na te kilka godzin spać.



Tak jak potwory odeszły z nadejściem zmroku, tak z nadejściem świtu przyszły. Pojawiły się około piątej rano. Sama byłam już na nogach około czwartej nad ranem i tylko czekałam aż przyjdą. Tym razem byliśmy gotowi, ale było nas, jak już mówiłam, znacznie mniej.
I tutaj to zdarzenie, które zapamiętam chyba do końca życia. Nie wiem, ile czasu minęło od rozpoczęcia bitwy ani która była godzina, ale wiem, że słońce było już wysoko na niebie. Trafiłam w pole widzenia Angeliny, która poprzedniego dnia walczyła w obronie herosów, choć spodziewałam się po niej czegoś innego. Tego dnia też tak było, ale i tak jej nie ufałam.
I słusznie.
W pewnym momencie Angelina krzyknęła. W tym krzyku było coś, że na chwilę wszyscy przestali walczyć i spojrzeli na nią. A potem ta przerażająca dziewczyna zaczęła rosnąć, wrzeszcząc przy tym jak obżynane zwierzę. I potem normalnie pękła. A na jej miejscu pojawiła się jakaś okropna kobieta z wężowym ogonem. Potwory zaczęły się uśmiechać, a herosi krzyczeć. Na moich oczach zdeptała dwójkę chłopaków, chyba z domku Hermesa. To mnie rozwścieczyło. Do tego stopnia, że chyba zwariowałam.
Zaatakowałam tą dziwną potworzycę.
Wskoczyłam na jej dziwny łuskowaty ogon. Ona zaryczała i chciała mnie zrzucić, a ja zaczęłam krzyczeć i wspinać się dalej. Problem zaczął się, gdy jej ogon się skończył a zaczęła zielona skóra. Łypnęła na mnie dziwnym okiem a ja na nią. I wtedy przytrafiło mi się cholerne szczęście. Ona podniosła nogę, żeby kogoś zdeptać, a ja w tym samym czasie przeskoczyłam na jej nogę i ją w nią dźgnęłam. Ona zawyła i zamieniła się w stertę kości.
Ale w tym samym czasie usłyszałam tupot od strony Wzgórza.
To był Chaos.
Dziwna energia która zaczęła mnie rozpierać umocniła się. Ruszyłam w jego stronę. On był szybszy i zaatakował mnie. Zaskoczył mnie więc upadłam. Chaos się dziwnie uśmiechnął i podszedł do mnie. Już podniósł miecz i chciał mnie zaatakować, ale usłyszeliśmy róg. Chwilę potem z lasu wyszło z co najmniej pięćdziesiąt dziewczyn w srebrnych strojach, takich jak miała Bianca.

Łowczynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz