OMG, czy ja dobrze widzę czy nie dobrze? Czy blog dobił 1000 wyświetleń? Aaa, ja chyba dobrze widzę!! <skacze z radości> Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Wszystkim! Jestem na maksa szczęśliwa! Aaaa! Jupii!
PYF!
Nieładnie, nieładnie... zaraz Erynie zjedzą cię żywcem!smierdzacy_lamusie.ogg
niedziela, 27 października 2013
Rozdział XII
-Na Olimp? Ale czy
to nie jest tak jakby... eeee... nie dozwolone?
-Nie dozwolone?
Wychowanie herosów to zadanie śmiertelnego rodzica. Ty skończysz w
marcu 16 lat, więc okres wychowania masz już za sobą, a poza tym
twój śmiertelny rodzic nie żyje. Więc mogę cię zabrać ze sobą.
No chodź.
-Ale że już,
teraz, tak po prostu? Muszę się spakować!
Demeter klasnęła
w ręce.
-Już jesteś
spakowana a twoje walizki są na Olimpie.
-A tata?
Bogini ponownie
klasnęła.
-Berth jest
spokojnie przeniesiony do szpitala gdzie odkryją, że nie żyje.
-Ale... - właściwie
już nic nie było na przeszkodzie. - Dobrze. Możemy iść.
Demeter się
uśmiechnęła i wzięła mnie za rękę.
-Więc na Olimp,
marsz!
Pojawiłyśmy się
przed portierem na Empire State Bulding, gdzie była śmieszna
sytuacja, bo gdy tylko portier zobaczył Demeter odrzucił książkę
do tyłu, pokłonił się i wskazał drzwi windy. Weszłyśmy do
niej, ja chichocząc.
-Właściwie, to
ten portier jest człowiekiem, czy herosem czy jeszcze czymś innym?
- zapytałam gdy znalazłyśmy się w windzie.
-To heros. Syn
Ateny, właściwie nic specjalnego, ale jego matka uparła się by go
zatrudniono.
Drzwiczki się
otworzyły, a ja ujrzałam ścieżkę prowadzącą do pałacu. Tak
jak poprzednim razem, nimfy bawiły się w berka, sprzedawcy
zachęcali do kupna gażdetów a satyrzy próbowali umówić się na
randki z driadami. Każdy kto zobaczył Demeter oczywiście się
kłaniał, i każdy kto zobaczył mnie patrzył się ze zdziwieniem.
Gdy tylko otworzyły
się drzwi pałacu, trafiłam w szpony jakiejś pięknej kobiety,
która zaczęła narzekać na moje blizny, uczesanie i spodnie.
Uświadomiłam sobie, że mam przed sobą Afrodytę, więc się
ukłoniłam.
-Demeter, pozwolę
sobie ukraść twoją córkę żeby ona jakoś porządnie wyglądała.
Te słowa powinne
były mnie oburzyć, ale ja poczułam się zawstydzona. Chyba tak
działa obecność bogini piękna.
-Afrodyto, nie
sądzisz że ona jest zmęczona? Poza tym, chciałabym ją najpierw
przedstawić wszystkim, zanim zaczniesz ją stroić.
Po tych słowach
Demeter pociągnęła mnie za rękę do Wielkiej Sali. Trwały
rozmowy w najlepsze, a kto mnie zobaczył zaczął się uśmiechać i
coś tam opowiadać. Demeter ciągnęła mnie dalej, aż stanęliśmy
przed Zeusem. Ukłoniłam się nisko. Przypomniałam sobie moje
ostatnie, raczej nieprzyjemne spotkanie z bogiem nieba.
-Demeter, wiesz, że
nie pochwalam twojej opinii, ale chyba nie mamy wyboru. Może zostać
na Olimpie.
-Do...? - zapytała
podejrzliwie moja matka, najwyraźniej nie nieusatysfakcjonowana.
-Do kiedy uznasz za
słuszne.
Demeter się
uśmiechnęła.
-Chodź, pokażę
ci twój pokój. A potem oddam Afrodycie.
-Nie, nie, nie,
tylko nie to! - powiedziałam szeptem. - Nie lubię się stroić.
Demeter się
zaśmiała i zaprowadziła mnie do jakiejś komnaty. Była duża,
bardzo duża. Były drzwi prowadzące do mojej własnej łazienki,
oraz na wielki taras, który, jak się później dowiedziałam, był
połączony ze wszystkimi innymi pokojami na tym piętrze, wielkie
łóżko, wielka szafa, stojak i najróżniejsze przybory do
malowania oraz biurko z laptopem.
-Jest... ogromny.
W drzwiach pojawiła
się Afrodyta.
-Czy już mogę?
-Tak, myślę że
tak.
Demeter wyszła i
zostawiła mnie SAMĄ Z AFRODYTĄ.
-Popatrzmy...
zastanowiła się Afrodyta.
Po kilku godzinach
pracy Afrodyty, wyglądałam jak nie ja. Miałam rozpuszczone włosy,
czego nie znosiłam, ale wyglądałam tak ładnie że to polubiłam,
białą sukienkę bez ramiączek podobną jak ma Afrodyta, brązowe
sandałki i wieniec z kwiatków na głowie. Miałam również lekki
makijaż. I Afrodyta nie oszczędziła mojej szafy. Obiecała mi
wyprawę na zakupy, kiedy zobaczyła moje ubrania.
-A teraz –
powiedziała po skończonej pracy. - Co u Bianci?
Nie spodziewałam
się takiego pytania, a zwłaszcza od Afrodyty.
-Dobrze –
powiedziałam słabo. Bianca odzywała się rzadko. Pewnie było jej
przykro. Byłam prawdziwym potworem. Oddzieliłam ją od brata i
przyjaciół.
-A... chciałabyś,
żeby Bianca była znów prawdziwą osobą?
-Czyli że...
powróciłaby do żywych i nie siedziała w mojej głowie?!
-Dokładnie.
-Potrafisz coś
takiego zrobić?
-Ja nie, ale Hades
tak. A się na pewno zgodzi, bo Bianca to jego córka.
-Słyszałaś
to, Bianca? Chcesz być znowu sobą?
-Oh Lia, to spełnienie moich
marzeń.
-Ona tego bardzo
chce... i ja też.
-Więc jutro Zeus
pośle po Hadesa. No, a teraz popatrzę na ciebie... Muszę przyznać,
że nieźle się spisałam. Chodź na kolację, a potem idź spać.
Jesteś pewnie zmęczona.
Afrodyta miała
rację. Podążyłam za nią. Jadłam przy stole razem z bogami, więc
było mi niezręcznie, jednak oni rozmawiali i się śmiali
swobodnie.
Po posiłku poszłam
się odświeżyć a potem ubrałam się w piżamę i położyłam do
łóżka. Piżama pachniała moim starym domem, tatą. Nie, nie będę
się rozklejała, nie mogę... Jednak emocje wzięły górę, a ja
zasnęłam we łzach.
Rano obudziłam się
i czułam jak nowonarodzona. Co mnie uderzyło to to, że byłam
wyższa a moje włosy bardziej jasne. Były takie przed... przed...
przed tym, jak przyjęłam w siebie Biancę! Usiadłam, tak
gwałtownie że zabolała mnie głowa.
-Ej, spokojnie –
usłyszałam obok siebie.
Spojrzałam w tamtą
stronę i zobaczyłam dziewczynę. Miała czarne włosy, mogłabyć w
moim wieku. Siedziała na brzegu mojego łóżka i rozczesywała
włosy. Miała taką samą koszulę jak ja.
-Kim ty...
-Hej, nie poznajesz
mnie? Chodziłam w twojej głowie przez kilka miesięcy, chyba
zasługuję na rozpoznawanie.
-Bianca?
Zamurowało mnie
tak, że nie byłam w stanie się ruszyć. Córka Hadesa mnie
przytuliła i się zaśmiała.
-Kiedy... Co...
-To by cię
okropnie bolało, więc Hades przyszedł w nocy.
Zaśmiałam się i
złapałam Biancę za rękę.
-Zamierzasz wrócić
do Obozu?
Bianca popatrzyła
na mnie.
-Wiesz, nie wiem.
Tam jest mój brat i niebezpieczeństwo... - dziewczyna wstała i
podeszła do okna. - ale Olimp jest taki piękny i jesteś tu ty.
Czuję, jakbyś była moją siostrą albo najlepszą przyjaciółką.
Może po prostu trochę zostanę tu a potem pojadę do Obozu.
Wiesz... - przeniosła wzrok na mnie. - Strasznie mi przykro za to,
co się stało z twoim tatą...
-Nic nie mów! -
szybko jej przerwałam i w tej chwili drzwi się otworzyły a stanęła
w nich nimfa w żółtej sukience i włosach do kolan.
-Obudziłyście
się? Wspaniale! Lia, dobrze się czujesz? Jeśli nie, zalecam masaż
w olimpijskim spa! Bianca, wyglądasz pięknie, Afrodyta i Hades
czekają na spotkanie z tobą, wcisnęłam ich na pierwszą i
trzecią, twój brat chce się z toba spotkać ale o tym musisz
pogadać z panem Zeusem. Och, dziewczynki, śniadanie o wpół do
dziewiątej.
-A która jest?
-Jest ósma. Radzę
wam się szybko ubrać i odświeżyć. Jeśli Zeus zaśpi śniadanie
będzie o dziewiątej. A tak poza tym, jestem Maia, wasza osobista
nimfa asystentka. Hmm, myślę, że powiekszymy pokój i wniesiemy tu
drugie łóżko oraz szafę, chyba że Bianca chce oddzielną
komnatę. Och, a żeby mnie wezwać wystarczy zadzwonić tym – w
rękach nimfy pojawił się dzwoneczek który podała mi. - Jestem na
każde wasze zawołanie... Och, ta biel w tym pokoju jest zupełnie
niedopasowana... To ja już pójdę i nie będę wam zawracać głowy.
Och, zapomniałabym! To jak będzie Bianca, chcesz oddzielny pokój
czy...
-Mogę mieć pokój
tu jeśli Lia się zgodzi.
-Ależ oczywiście.
-Świetnie, w takim
razie ja już pójdę. Miłego dnia! - rzuciła Maia i wyszła,
starannie zamykając drzwi bez żadnego szelestu.
-Wow, mamy własną
asystentkę – krzyknęłam z udawanym zachwytem i zeszłam z łóżka.
-To całkiem fajne.
-Okej... Ja
pierwsza zajmuję łazienkę! - rzuciłam pędząc w stronę drzwi.
Wyszłyśmy na
śniadanie, obie ubrane podobnie. Po śniadaniu Bianca poszła
porozmawiać z Zeusem w sprawie spotkania z Nico, a ja wyszłam przed
pałac. Szłam do ogrodów, gdy nagle się z kimś zderzyłam.
-Sorki, jestem
ogromną gapą - zaczęłam przepraszać.
-Nic się nie
stało. Jestem Emma, a ty?
-Lia.
-Ty jesteś
heroską, prawda?
-Tak, a ty?
-Tak rzadko mamy tu
herosów! Och, ja jestem driadą. Miło mi cię poznać. Długo nie
miałam przyjaciółki, może się zaprzyjaźnimy? Ile masz lat? Ja
mam dopiero 119, jestem młoda, wiem. A ty? Ty jesteś herosem, więc
wy liczycie w krótkich latach?
-Krótkich latach?
Niektórzy ludzie dożywają 120 lat!
-120? Ja mam 119. U
nas najstarsza driada miała 3098 lat, ale mniejsza z tym. No to w
końcu ile masz lat?
-15.
-15? Ja w takim
wieku byłam niemowlęciem! Och, to były po prostu wspaniałe czasy!
Ale mniejsza z tym. Ile jesteś na Olimpie?
-Właściwie to do
wczoraj.
-Od wczoraj? Ja tu
mieszkam od urodzenia! Ale mniejsza z tym. Chodź, pokażę ci mój
ulubiony strumyczek. Ja się nim opiekuję, jest jeszcze malutki, ale
mniejsza z tym. No chodź!
Driada Emma była
bardzo... ehm... rozgadana. No i niektórych mogło denerwować że
bez przerwy powtarzała „ale mniejsza z tym”, ale ja lubiłam
takie wygadane osóbki. Spędziłam z Emmą dwie godziny, a potem
stwierdziłam, że muszę trochę odpocząć od tego jej piskliwego
głosiku. Wybrałam się na spacer o uliczkach przed pałacem, ale i
tam nie miałam spokoju – ze wszystkich stron otaczali mnie
sklepikarze. Miałam tu spędzić resztę życia? W takim zgiełku i
hałasie? No cóż, może się przyzwyczaję.
Tak minęło mi
następne parę dni. Martwiłam się trochę o Biancę, bo od
śniadania do obiadu przebywała w komnacie spotkań i rozmawiała z
Nico. W ogóle nie wychodziła na dwór i z dnia na dzień robiła
się bledsza. Nawet Maia to zauważyła i kazała jej częściej
wychodzić.
Pewnego dnia po
śniadaniu przeżyłam szok wpostaci pytania Bianci, czy może mnie
trochę oprowadzić po ogrodzie, bo ja zwykle zaszywam się tam i
wracam dopiero na obiad. Przytaknęłam zdziwiona. Takie pokazywanie
zajęło mi z półgodziny (przy okazji przedstawiłam Biance Emmę),
jednak prawdziwa niespodzianka czekała mnie po powrocie do pałacu.
W Wielkiej Sali u stóp tronu Zeusa (jego samego nie było, załatwiał
coś... właściwie nie wiem co on robił) stał Nico.
sobota, 19 października 2013
Rozdział XI
-Nie unikam cię. -
powiedziałam cicho.
-Owszem, unikasz.
Chcę z tobą porozmawiać.
Właśnie tego się
obawiałam.
-Lia, Lia,
odbiór. Co się między wami stało?Hej, powiedz coś! Ja
zaniknęłam, to nie znaczy że musisz to zrobić ty. LIA!!!
-Lia, no proszę.
To ja? Zrobiłem coś nie tak?
-Zmieniłeś się,
głupku! - krzyknęłam.
Nico się nie
odzywał, więc ciągnęłam dalej.
-Odkąd znowu tu
jesteś, zachowujesz się jak jakiś idiota. Do wszystkich się
szczerzysz, jesteś pewny siebie i przypominasz głupich chłopaków
z okładek magazynów modowych.
Nico dalej się nie
odzywał, więc westchnęłam, odwróciłam się i odeszłam.
Resztę dnia
spędziłam w domku, gapiąc się w sufit, czytać bez zrozumienia
książki albo malowaniu głupich obrazków jak kwiatki, serduszka,
czaszki, kości i kolorowe plamy. Nie pojawiłam się na obiedzie,
kolacji i ognisku, ale nie czułam głodu. Zapomniałam o Chaosie.
Chowałam się w łóżku i nie odzywałam do nikogo, znowu izolując
się od świata. Rano się trochę oswoiłam i wyszłam z łóżka.
Było około piątej rano. Wzięłam prysznic, umyłam włosy, zęby,
ubrałam się i wyszłam na dwór. Byłam bardzo głodna. Poszłam do
pawilonu jadalnego, gdzie kręciły się nimfy robiąc poranne
porządki. Poprosiłam jedną z nich o coś od jedzenia. Dostałam
cztery kanapki z masłem i jajkiem, które spałaszowałam przy
strumyku w okamgnieniu. Pomaszerowałam przed domek numer jeden. Nie
wiem, ile czasu czekałam na Chaosa. Wiem, że kiedy się pojawił,
było już całkiem jasno a niektóre „ranne ptaszki” już były
przygotowane do obiadu.
-Czy naprawdę,
kiedy się budzę, ty musisz stać na dworzu? Jest mi zimno –
skarżyła się zaspanym głosem Bianca.
-Nie narzekaj.
-Co się wczoraj działo z moim
bratem?
-Nic ciekawego.
-Lia...
W tym momencie
drzwi domku się otworzyły a ja stanęłam wyprostowana. Chaos
uśmiechnął się do mnie.
-Cześć, czego tu
szu...
-Powiedz mi co ty
planujesz!
-Myślisz, że
byłbym tak głupi, żeby... - przerwał, spojrzał gdzieś w dal,
wyszczerzył się do mnie. - … żeby dać ci wygrać w tej grze!
-O czym ty...? -
odwróciłam się i zobaczyłam Annabeth.
-Cześć Lia,
poznałaś już Ryana?
Ryana? Dobre sobie.
Zaśmiałam się.
-Annabeth musimy
porozmawiać. Teraz. To ważne. - powiedziałam do dziewczyny i
ruszyłam w jej kierunku.
-Nie, nie, nie, Lia
musi iść ze mną. Też muszę jej powiedzieć coś bardzo, bardzo
ważnego.
-Jestem pewna, że
to może poczekać – wysyczałam i szybko odciągnęłam córkę
Ateny od... Ryana. Nie no nie mogę, to komiczne.
-Ty naprawdę tego
nie widzisz?
-Czego mam nie
widzieć?
-Że ten twój Ryan
to tak naprawdę Chaos, którego poznaliśmy na Niewidzialnej Wyspie?
-Niewidzialnej
Wyspie? Przestań sobie robić żarty, on nie jest ani trochę
podobny do Chaosa.
-To ten sam
chłopak, jestem pewna! Wszystko mi powiedział.
Annabeth parsknęła.
-Lia, myśl
logicznie. Nawet jeśli ten chłopak to rzeczywiście Chaos, co jest
niemożliwe, to dlaczego miałby wyjawiać tobie, swojemu wrogowi
swój plan?
Rzeczywiście,
zabrzmiało to trochę głupio. Oblizałam usta czując suchość w
gardle. Chaos zaprowadził mnie w sprytną pułapkę, i do tego
skasował pamięć Annabeth, i pewnie Percy'ego i Nico też.
-Masz rację,
powinnam trochę pomyśleć – powiedziałam słabo i uciekłam do
domku.
W małej walizce od
Chejrona starałam się spakować wszystkie swoje rzeczy.
Powiedziałam mu, że chcę wracać do domu. Był już początek
jesieni, dopiero za kilka dni miał się zacząć wrzesień, ale dało
się już wyczuć jesienny nastrój.
Zaburczało mi w
brzuchu. Przez rozmowę z Annabeth nie zjadłam śniadania, a z
obiadu wymknęłam się kilka minut wcześniej, żeby się spakować
i wyjechać niezauważona. To może trochę niegrzeczne, z nikim się
nie żegnać. I oczywiście nikt nie wiedział o Chaosie, a ja nie
miałam ochoty (i szans) sama go powstrzymywać. Zostawiłam listy
dla Harper i Rachel, w których wspomniałam o rzekomym chłopaku.
Może one uwierzą.
Mała walizeczka
była zdecydowanie za mała. Nie miałam zbyt wielu rzeczy – kilka
par skarpetek, trzy pary spodni, osiem bluzek, jedna bluza, zdjęcia,
figurka Demeter którą dała mi Katie kiedy wróciłam z misji i mój
sztylet, ale nawet to było za dużo jak na tą walizkę. Kiedy już
się prawie uporałam z walizką, z pawilonu dało się słyszeć
coraz mniej rozmów i brzdąkania sztućcami, co znaczyło, że
posiłek zbliżał się ku końcowi. Szybko przemknęłam przez Obóz
i skryłam się za sosną Thalii. Po kilku minutach pojawił się
Chejron.
-Jesteś pewna, że
chcesz wyjeżdżać?
-Jestem.
-A ja nie jestem
pewien, czy to dobry pomysł. Pamiętasz, jak tu trafiłaś?
Zmiennokształtni zaatakowały w ogromnej liczbie.
-Pamiętam.
-Więc czy jesteś
pewn...
-Jestem!
-No dobrze, nie
będę się już wtrącał. Do widzenia, Lia! Odwiedzisz nas w
wakacje, prawda? - powiedział Chejron, kiedy pod sosnę podjechała
taksówka.
-Odwiedzę - „jeśli
do tego czasu Obóz będzie istniał”, dodałam w myślach i
wsiadłam do taksówki, chcąc zacząć życie od nowa, a fakt, że
jestem herosem, zostawić daleko i wyrzucić z pamięci.
Teraz jest już
grudzień, a od tej pory zaatakowały mnie tylko dwa potwory.
Pierwszy pierwszego dnia w szkole, a był to kaczor z jajowatą
głową, a drugi dwa tygodnie temu. I tylko w tych przypadkach
przypominałam sobie o moim... nowym-starym życiu. No i nie
zapominając o licznych telefon z Obozu. Na początku je odbierałam
i mruczałam „Nic ciekawego” na pytanie „Co u ciebie?”.
Wreszcie miałam dość i zaczął je odbierać tata, a potem telefon
po prostu dzwonił i dzwonił a nikt nie miał ochoty go odbierać.
Nie interesowało mnie, jak tam mają się sprawy i czy ktoś
uwierzył w Chaosa. Żyłam normalnie i mi się to podobało. Był
jednak ktoś, o kim nie mogłam przestać myśleć i dlatego nie
zapomniałam o Obozie.
Nico.
I właśnie w
Wigilię, tego dnia, kiedy gapiłam się w jedną ze ściano-okien i
doszłam do wniosku, że ja kocham Nico, usłyszałam wielki huk na
dole. Zamarłam.
-Tato?
Drugi huk, krzyk
taty, trzeci huk
-Tato! - krzyknęłam
i rzuciłam się w stronę drabinki. - Tato!
W salonie tata krył
się za fotelem przed lwem nienaturalnych rozmiarów, który ryczał
i przewracał wszystko na boki. Otworzyłam szeroko oczy i przez te
kilka sekund, kiedy potwór stał w miejscu i nie mógł uwierzyć
własnemu szczęszciu że wyczuł mój zapach, ja powiałam pędem do
drabinki i do mojego łóżka. Poprzewracałam całą pościel, ale
znalazłam mój sztylet ukryty głęboko pod kilkoma poduszkami.
Kiedy po niego sięgnęłam poczułam silne pchnięcie w bok. To mnie
na chwilę oszołomiło. Lew podszedł do mnie i zaryczał.
-Dobry, dobry lew.
Bardzo grzeczny.
Rzuciłam w niego
najbliższą rzeczą. Moim obrazem. Przegryzł go na pół.
-Grzeczny, grzeczny
lwik.
Lew spojrzał na
mnie dziwacznie.
-Tak, jesteś
bardzo grzeczny. Bardzo.
Lew podszedł do
mnie, robiąc mi drogę do mojego łóżka.
-Dobry pies! -
krzyknęłam i rzuciłam się do sztyletu.
Lew zaryczał i
pobiegł za mną. Chwyciłam sztylet i ugodziłam go w bok. Ostrze
przeźlizgnęło się po nim jak po metalu. Byłam zaskoczona i
musiałam mieć głupią minę, a lew ją odwzajemnił. Najwyraźniej
nie był mądry. Przypomniałam sobie psa z czarnej mgły. Musiałam
celować w usta i oczy. Lew był wielki... Rzuciłam w niego jeszcze
jednym obrazem, a kiedy otwierał paszczę skorzystałam z jego
nieuwagi i wskoczyłam mu na nos. Byłam oczywiście większa niż
jego nos, ale jakoś się utrzymywałam. Dźgnęłam go w oko.
Zaryczał żałośnie i spróbował mnie trząchnąć. Dźgnęłam go
w drugie oko. Zawył i mnie zrzucił. Korzystając z jego ślepoty
kopnęłam go w dolną szczękę. Kiedy otworzył usta, ugodziłam go
w język. Ponownie zawył i zaczął się kurzczyć, aż zmienił się
w proch. Odetchnęłam głęboko i przypomniałam sobie o tacie.
-Tato! - krzyknęłam
i pobiegłam na dół. Tata leżał przed fotelem w salonie. Ciężko
oddychał a z ust płynęła mu krew. - Tato, proszę, nie!
Siedziałam przy
tacie, który powoli umierał. Wiedziałam, że żadne leki mu nie
pomogą, a nie miałam ambrozji ani nektaru, poza tym na tatę by nie
zadziałały. Nie zauważyłam, kiedy zrobiło się ciemno, a potem
znowu jasno. Nie byłam głodna ani zmęczona. Nawet nie płakałam.
Kiedy wybiła 6.00, tata przestał oddychać. Dopiero wtedy zaczęłam
płakać. Nie zdążyłam się nawet na dobre rozpłakać, kiedy w
kuchni rozbłysło jakieś dziwne światło. Powoli wstałam. Nie
zniosłabym kolejnego potwora, ale mimo wszystko musiałam się
bronić. Sięgnęłam po sztylet i powoli przeszłam do kuchni.
-No naprawdę, ze
sztyletem do własnej matki?
Przede mną stała
Demeter, bogini pól i urodzaju, oraz, tak jak wspomniała, moja
mama.
-De...Demeter? Co
ty tutaj robisz?
Bogini westchnęła
i usiadła na krześle.
-Berth nie żyje, a
ty tu sama nie przeżyjesz.
-Przecież... on
nic nie... on mi nie pomagał, prawda?
-Oh, posłuchaj. Te
wszystkie kwiaty wytwarzały niezwykły zapach który cię zasłaniał.
Twój ojciec nie był świadomy tego, że robiąc te dziwaczne
mieszanki cię chronił. Teraz, bez odpowiednich warunkó i
wytwarzania nowych kwiatów potwory będą cię atakowały jeden po
drugim. Nie przeżyjesz.
-Ale dlaczego? W
końcu... nie jestem jakaś taka ważna, prawda?
-A dlaczego w
szkole zaatakowały cię milion zmiennokształtnych? Nie wiemy w jaki
sposób, ale wiemy że jesteś specjalna, dlatego musimy cię
chronić.
-My? I dlaczego
specjalna?
-My, bogowie. Ja i
reszta Olimpijczyków. Specjalna... pomyśl chociaż o tym, że masz
moc, tak jak dzieci Wielkiej Trójki, a nie jak zwykli półbogowie.
Przypomniało mi
się, jak Annabeth to odkryła i kazała mi przesunąć głaz w tych
podziemiach, gdzie odnaleźliśmy... odnaleźliśmy... zapomniałam
jak nazywały się te dziewczynki. To straszne.
-Więc.. więc...
więc co masz zamiar ze mną zrobić?
-Oj głupiutka ty,
głupiutka. Mam zamiar zabrać cię na Olimp, w końcu gdzie indziej.
poniedziałek, 14 października 2013
Głosowanie na najulubieńszą postać
Zasady:
No, po prostu piszesz w komentarzu pod tą notką: powinni odpaść... i piszecie dwie postacie które według was powinny odpaść.
1. Bianca di Angelo
2. Liana "Lia" Jones
3. Percy Jackson
4. Luke Castellan
No, po prostu piszesz w komentarzu pod tą notką: powinni odpaść... i piszecie dwie postacie które według was powinny odpaść.
1. Bianca di Angelo
2. Liana "Lia" Jones
3. Percy Jackson
4. Luke Castellan
Rozdział X
Przepraszam że krótki, ale taki lepszy niż żaden.
Było słychać, że
to nie mój głos, i pewnie wszyscy którzy znali córkę Hadesa
pewnie rozpoznali jej głos. Najbardziej blady był jednak Nico, i
patrzył na mnie jak na ducha.
-Bianca? - szepnął.
A co ja mogłam
zrobić? Oczywiście zakryłam usta ręką, odwróciłam się i
uciekłam jak najdalej.
Dobiegłam do
jeziora i uciekłam jeszcze dalej, w las. Potem usiadłam na ziemi.
Chciałam sobie wszystko na spokojnie przemyśleć, i oczywiście
„pogadać” z Biancą, jeśli znowu się nie zamknie.
-Bianca? Bianca
odezwij się.
-To straszne, straszne, co oni mu
zrobili, co się działo, dlaczego uciekłaś?
-Bianca!
Kiedy ją
usłyszałam odetchnęłam z ulgą i zaczęłam się śmiać.
-Powiedz mi lepiej, gdzie ty się
podziewałaś?
Czułam, że Bianca
wysila mózg.
-Ja... eh... chyba... eee... tam
było ciemno i... wilgotno... chyba... Nie pamiętam.
-Dobra, nieważne, ważne że już
jesteś. I masz mi tak więcej nie znikać.
-Ale to nie ja! Znaczy, że z mojej
woli.
Wstałam i zaczęłam
się zastanawiać, co ja powiem w Obozie. Tak właściwie, to
dlaczego uciekłam? Sama nie wiedziałam co o tym myśleć... Tak
samo jak o pocałunku z Nico. Ups...
-Że co proszę? Całowałaś się z
Nico?
-Nieee...
Po jakimś czasie
wróciłam do Obozu, i wszystkim wyjaśniłam, że Bianca znowu
trafiła do mojej głowy. Nie widziałam Nico, ale miałam nadzieję,
że ktoś przekaże mu tą szczęśliwą wiadomość.
W moim mózgu
zrobiło się trochę tłoczno, bo już zdążyłam się odzwyczaić
od towarzystwa Biacni, ale po pewnym czasie znów do tego przywykłam.
Życie w Obozie
toczyło się wesoło i zwyczajnie. No oprócz rzekomego
przedstawienia Kristin Chablev. Jednak nie brałam w nim udziału.
Nie nawadawałam się (choć Kristin twierdziła, że jest zupełnie
inaczej). Coraz więcej herosów zaczęło przyjeżdżać do Obozu.
Stałam się kimś
w rodzaju straszej siostry Connie i Mackenzie – dwóch małych
dziewczynek, jak pamiętacie, które uratowałam razem z Percy'm,
Annabeth i Nico. A skoro o tej trójce mowa, to nie widziałam ich od
czasu, gdy Bianca do mnie wróciła. To może się wydawać dziwne,
skoro Obóz nie jest duży.
Siedziałam przy
stoliku Demeter, rozmawiając i śmiejąc się w towarzystwie mojej
nowej przyjaciółki Harper. Heroska miała płomienne rude włosy,
jednak były w innym odcieniu niż włosy Rachel. Przyjechała tu dwa
tygodnie temu. Jej historia jest bardzo ciekawa, to może teraz ją
przytoczę.
Harper urodziła
się na obrzeżach Meksyku. Wychowywała ją babcia, bo mama była
wieczną imprezowiczką i czasami Harper wydawało się, że
zapominała, że ma córkę. Jej ojciec pojechał kiedyś do pewnego
kolegi. Niestety nie wrócił, a kolega zarzekał się, że widział,
jak ojciec Harper odjeżdża drogą do domu. Rodzina uznała go za
zmarłego. Harper miała wtedy cztery lata. Jakieś dwa lata później
okazało się, że jej matka nie jest jej prawdziwą matką. Ona sama
wydawała się wtedy odetchnąć z ulgą i wyprowadziła się z
mieszkania babci rudowłosej, zostawiając dziewczynę z babcią. I
tak Harper mieszkała ze swoją babcią. Aż te dwa tygodnie temu,
przyszedł niepełnosprawy facet (jak się okazało był to Chejron)
i oznajmił, że wie, kim jest prawdziwa mama Harper. I tak
dziewczyna trafiła do Obozu Herosów.
Powinnam uznawać
Harper za siostrę, ale nie mogłam tak o niej myśleć. Była
bardziej przyjaciółką.
Zajadałam się
sosem czosnkowym i pizzą wegetariańską, kiedy nagle do pawilonu
wszedł Nico. Wywołał wielkie zaskoczenie – każdy przestał jeść
i gapił się na syna Hadesa, a Travis Hood zamarł z pizzą w
połowie drogi do ust. Nico nie pokazywał się odkąd go
przywieziono do Obozu. Ciągle pamiętam, w jakim strasznym był
stanie. Teraz przypominał świeżo wyczyszczonego i wypolerowanego
bogatego lansiarza śpiącego na pieniądzach... Hmm, ciekawe
porównanie. Do tego szczerzył swoje białe zęby w uśmiechu i jak
gdyby nigdy nic szedł wyluzowanym krokiem do stolika Hadesa.
Tuż za nim w
drzwiach pojawili się Percy i Annabeth. Mieli głowy podniesione do
góry i obserwowali Nico. Potem ramię w ramię podeszli do Chejrona
i Pana D. przy wielkim stole i o czymś gadali. Mimo że było tak
cicho, że dosłownie słyszałam bicie swojego serca, to oni mówili
tak, że nic nie słyszeliśmy.
Chejron kiwnął
głową i wymienili jeszcze parę zdań, po czym usiedli na swoich
miejscach. Zauważyłam, że Annabeth patrzy na kogoś – był to
wysoki blondyn przy stoliku Hermesa. Może...? Może Luke? Pokręciłam
głową i zabrałam się do jedzenia, starając się nie patrząc na
Nico, który cały czas miał wielki uśmiech na twarzy, tylko teraz
ten uśmiech był skierowany do jednej osoby – do mnie.
Przez cały czas,
aż do obiadu unikałam Nico, który mi tego nie ułatwiał –
starał się być tam gdzie ja. Właściwie nie wiem, dlaczego to
robiłam. Może po prostu nie chciałam z nim prowadzić tej rozmowy,
do której by doszło – o pocałunku, o Biance, o tym wszystkim...
Oczywiście podczas
obiadu musiałam się z nim spotkać. Starałam się na niego nie
patrzeć, i całkiem nieźle mi to wychodziło. Po obiedzie nie
zostałam na ognisku i natychmiast skierowałam się do domu. To był
błąd.
O wiele bardziej
wolałabym ognisko, choćby miał siedzieć przy mnie Nico, niż
brązowowłosego chłopaka, który odebrał mi Biancę i uważał się
za Chaosa. Chciałam krzyknąć, ale nie potrafiłam. Jak on się
przedostał na teren Obozu?
-Zdziwiona co? -
zapytał. Miał taki sam ton jak teraz Nico. Taki wyluzowany i
spokojny.
-Jak ty się tu
dostałeś? I czego chcesz? - wyrzuciłam z siebie powoli się
cofając.
-Chyba mogę i
wyjaśnić, a co mi tam. Jeśli słyszałaś tą historię, to wiesz,
że Kronos wszedł w ciało tego chłopaczka... Podobnie dzieje się
z tobą, tylko że to ty przejmujesz kontrolę a nie Bianca. A co byś
zrobiła, jak bym ci powiedział, że ja też weszłem sobie w jakieś
ciało? W ciało...
-...jakiegoś
herosa. - dokończyłam, blada jak ściana.
-Zaczynasz coś
łapać. A konkretnie, w herosa, syna Zeusa.
-Ze... Zeusa?! -
nie mogłam złapać oddechu.
-Kronos niemalże
całkowicie przejął kontrolę nad tym chłopakiem, także był
postrzegany jako tytan. Ty się dzielisz z Biancą kontrolą, więc
jesteś przez niektórych postrzegana jako córka Hadesa. - poźniej
zastanawiałam się, skąd znał imię Bianci. Przypomniałam sobie
Hadesa, kiedy nazwał mnie imieniem swojej córki. - Ja też pozwalam
mu na trochę przejąć kontrolę, więc jestem przez większość
postrzegany jako heros. Ciekawe, że to ty mnie rozpoznałaś. Ten
centaur mnie nie rozpoznał.
-Chejron cię
widział i ci uwierzył?!!
-Gdyby nie to, że
muszę zachowywać pozory normalności już dawno byłabyś w
Podziemiu.
Zauważyłam czarną
mgłę, a potem zemdlałam. Szczerze, miałam tego serdecznie dość.
Obudziłam się
rano w domku Demeter, w moim własnym łóżku. Po pomieszczeniu
kręciło się moje rodzeństwo, niektórzy jeszcze spali.
-Cześć Lia.
-Harper, to ty mnie
przeniosłaś wczoraj wieczorem?
Dziewczyna
zmarszyła brwi.
-Wczoraj wieczorem?
Nie, nie było cię na ognisku więc przyszłam wcześniej żeby cię
poszukać, ale ty leżałaś już w łóżku i spałaś.
-Co? Przecież ja
zem... - urwałam. Może lepiej będzie nic nie mówić Harper. W
takim razie kto mnie przyniósł? Chaos? Na samą mysł, że mógłby
mnie dotknąć zadrżałam. - Nieważne. Idę pod prysznic.
Kiedy już się
ogarnęłam, prawie wszyscy tłoczyli się przed drzwiami czekając
na Katie, ale ona się nie pojawiała.
Przyszła po
kilkunastu minutach, a wyglądała jakby ją coś przejechało.
-Katie? - krzyknął
ktoś.
-Mam zły dzień.
Odczepcie się. Idźcie beze mnie.
Każdy coś
pomruczał, a po chwili wyszliśmy z domku i skierowaliśmy się do
pawilonu. Ktoś poszedł zawiadomić Chejrona, dlaczego nie ma Katie.
W pawilonie, przy
stoliku Zeusa siedział Chaos. Widać nie kłamał wczoraj wieczorem.
Nie mogłam uwierzyć, że Percy, Annabeth i Nico nie rozpoznawają w
nim złośliwego chłopaka plującego czarną mgłą.
Była sobota, więc
dzisiaj nie ćwiczyliśmy*. Po śniadaniu poszłam na krótki spacer.
Przechodziłam właśnie obok plantacji truskawek, kiedy w oddali
zobaczyłam Chaosa. Nie miałam najmniejszej ochoty się z nim
spotykać, więc zaczęłam się cofać. I wtedy się z kimś
zderzyłam. Szybko się odwróciłam, i miałam ochotę uciekać. To
był Nico. Jak zwykle się szczerzył, co mnie podwójnie
denerwowało.
-Czekaj, Lia, nie
uciekaj.
-Czy ja
kiedykolwiek przed tobą uciekałam?
-Tak, odkąd
porwała mnie ośmiornica robisz to cały czas.
Cholera.
-Lia, dlaczego mnie
unikasz?
*u mnie w soboty i niedziele herosi nie ćwiczą
*u mnie w soboty i niedziele herosi nie ćwiczą
Subskrybuj:
Posty (Atom)