Hejka, to ja. Jedna mała osóbka (zdradzę cię, nie obraźnisz
się?) Merr, poprosiła mnie o niepisanie tekstem
wyśrodkowującym. A więc, zgodnie z życzeniem:
Już jutro mieliśmy wyruszyć na misję by uratować boginię,
Demeter, i, czego chciałam ja – dowiedzieć się coś więcej o
Biance, wyborze Bianci i tak dalej. A to mogli wiedzieć tylko Percy
i Nico. Dzisiaj Chejron omówił z nami plan ''podróży”. Najpierw
mieliśmy się udać na Olimp, bo, według Chejrona, bogowie mogą
wiedzieć więcej. Potem udać się we wskazany cel, pokonać
potwory, itd., i oczywiście trzymać się przepowiedni, czyli jechać
na północ (a przy okazji spotkać Mikołaja, ale nie powiedziałam
tego na głos). Nie mówiłam nikomu o moim śnie, tylko Biance (ale
ona i tak mogła to wyczytać z moich myśli). Wydawało mi się, że
ona wie coś o tej kobiecie którą byłam ja i o tej dziewczynce. I
nie umknęło mi, że miała takie samo nazwisko.
Po południu Annabeth zabrała mnie do zbrojowni, żebym wybrała
sobie jakiś miecz lub sztylet. Szczególnie jeden mnie
zainteresował. Na rękojeści po obu stronach wymalowane były róże,
ale ich łodygi przypominały węże. Ann skrzywiła się.
-Co? - zapytałam.
-To jest sztylet Sileny Beauregard.
-Tej... tego szpiega?
-Przyjaciółki – szybko mnie poprawiła Ann. Wzmianka o Silenie o
czymś mi przypomniała.
-Co dzisiaj jest? - zapytała,
-Niedziela.
-We wtorek jest ten dzień, prawda?
-Hmm.
-Pewnie jesteś smutna, że nie możesz na nim być?
-Hmm.
Przestałam się odzywać i odłożyłam sztylet na miejsce. Wreszcie
zdecydowałam się, na (również) sztylet z czymś co przypominało
cekiny i zarazem łuski smoka na rękojeści. Po tym jak już go
wybrałam popędziłam do Rachel – nie widziałam jej od kiedy
wypowiedziała przepowiednię, a od tego czasu... no cóż, narada
domków i mój sen. Kiedy jej o tym opowiedziałam powiedziała:
-A może Bianca wie coś na ten temat?
Obydwie zastygłyśmy w bezruchu by nastąpiła zupełna cisza,
jednak Bianca nie była skora do rozmów.
-Też tak myślę, ale ona nie chce gadać.
Denerwowało mnie, że Rachel jest wyższa ode mnie. Bianca mnie
zmiejszyła.
-Nie wiem.
-Ale... jesteś Wyrocznią, nie możesz... no wiesz...
-Ja tylko gadam przepowiednie i mam wizje, nie przewiduje przyszłości
ani nic takiego.
-To źle?
-Hmm, niech się zastanowię.
Następnie Annabeth i Percy postanowili mnie pouczyć walki na
miecze. Najpierw mi pokazali kilka prostych chwytów itd., a potem
spróbowałam z Ann. Prawie z nią wygrałam, jednak była szybsza i
odparowała moje cięcie, przy okazji przewracając mnie do tyłu. W
starciu z Percy'm nie miałam żadnych szans. Ciął, obraniał się,
był szybki jak strzała. Ten dzień upłynął tak jak Percy, czyli
szybko. Kiedy położyłam się spać, miałam dziwaczne poczucie, że
dzisiaj się nie wyśpię.
W moim śnie tym razem nie pojawiała się tajemnicza kobieta i
dziewczynka. Tym razem widziałam kobietę z brązowymi włosami i
delikatną cerą. Pryskała złotym światłem, na głowie miała
wieniec kwiatów. Moja matka, Demeter. Leżała w jakiejś jaskini.
Ręce miała spętane łańcuchami, a gdy próbowała wyjść
niewidzialna bariera ją odpychała.
-Och, Demeter, Demeter. Co byś powiedziała na... powiedzmy...
śmierć jednej z twoich córek, a oprócz tego jeszcze innych
herosów? - zaśmiał się głos w ciemności.
Moja matka się skrzywiła.
-Czyżby coś ci nie pasowało? Ach, no tak! Te okropne
łańcuchy! - ''okropne” wymówił z akcentem. Pff.
Demeter jeszcze raz próbowała wyjść z jaskini. Efekt – taki sam
jak wcześniej.
Głos z ciemności zaśmiał się ze swojego sukcesu, aż zadrżał
sufit. Byłam pewna, że lada chwila zawali się na moja matkę.
Właśnie w tej chwili się obudziłam.
Otworzyłam oczy i po omacku zaczęłam szukać latarki. Gdy
upewniłam się, że nie leże w ciemnej, wilgotnej i brudnej jaskini
z kruchym sufitem położyłam się na łóżku. Sprawdziłam zegarek
– 02:32. Poszukałam Bianci w swoim umyśle.
-Hej!
Bianca! - wrzasnęłam.
Oczywiście w myślach. - Łowczynie! Artemida! Nico!
Poczułam jakby podskoczyła.
-Co?
- zapytała zaspanym głosem
Opowiedziałam
jej swój sen.
-Ten
głos z ciemności... Nie wiem. Ale wiem, że twoja matka jest w
niebezpieczeństwie.
-Bianca?
-Hmm?
-Czy
to się działo teraz?
-Nie
wiem. Sny herosów to mogą być wizje, mogą być wspomnienia i może
być to, co się dzieje teraz. U herosów nie ma po prostu snów.
-Hmm.
Rano Chejron zawołał nas do Wielkiego Domu – mnie, Annabeth,
Percy'ego i Nica. Załatwił nam transport – konkretnie pegazy.
Widziałam już je wcześniej, w stajni. Nico stanowczo protestował
ale Percy (który najwyraźniej umie gadać ze zwierzętami)
wytłumaczył koniom i Nicowi że ten drugi jest bezpieczny, itd.,
itd. Percy wsiadł na pegaza imieniem Mroczny, ja na Błyskawicę,
Annabeth na Gwidona i Nico na Szarlotkę. Dziwaczne imiona, nie?
Kierowaliśmy się na Manhattan. Nie wiem jak ich, ale mnie
ciekawiło, jakim cudem ludzie nie zauważą czterech skrzydlatych
koni z jeźdźcami ze śmiercionośną bronią na grzbietach.
Oczywiście Ann tłumaczyła mi o Mgle – ale śmiertelnicy musieli
coś zobaczyć, nie? Kierowaliśmy się teraz na Empire State
Building.
-Mieliśmy lecieć na Olimp! - wrzasnęłam próbując przekrzyczeć
szum wiatru.
-Empire State Building, piętro 600. Olimp – wyjaśniła Ann, ale
nie za bardzo w to wierzyłam.
Byliśmy już bardzo blisko. Serio, albo te pegazy miały napęd
rakietowy, albo to ja przysnęłam w trakcie lotu. Jechaliśmy i
jechaliśmy.
-Uch,
wydarzy się coś niedobrego –
zapowiedziała Bianca.
-Co?
- wrzasnęła Ann.
-Bianca
powiedzieła, że wydarzy się coś niedobrego! - krzyknął Percy.
Potaknęłam.
-Kiedy?
- zapytała Ann.
Chwilka
przerwy. I jeszcze. I jeszcze.
-Teraz!!!
I nagle zobaczyliśmy wielkie czarne coś przed nami.
To coś się zbliżało.
-Co to jest?! - zapytałam.
-Nie mam pojęcia! - odkrzyknęła Ann. Leciała z tyłu. Ja trochę ja wyprzedzałam, a chłopacy wyszli na przód. Percy wyjął długopis. Już miałam krzyknąć, że namazanie na tym czymś napisu "Jestem głupkiem" niczego nie zmieni, ale Percy odetkał długopis a ten zamienił się w miecz.
-Ale bajer! - wyszeptałam.
To coś okazało się być... cosiem. To był wielki czarny pies z dymu. Lub smok. Nie wiem co, może coś pomiędzy, ale ważne jest że nas atakowało.
Ruszyło czarną łapą i prawie zmiotło Mrocznego z Percym na
Ziemię. Zobaczyłam jak Ann wyjmuje swój sztylet, więc też
ruszyłam po swój. Zobaczyłam jak Mroczny pikuje nad głową
potwora.
-Percy, zajmij go czymś! - wrzasnęła Ann i poleciała w dół, pod
łapy powtora. Cofnął się i już myślałam, że zgniecie Annabeth
na pasztet, ale ona przeleciała przez jego ciało. Zrozumiałam. Był
cały z dymu. Percy chciał go uderzyć, ale ostrze przeleciało
przez niego nie robiąc mu krzywdy.
-Percy, celuj w oczy i nos! - chciałam krzyknąć, bo tylko to (no i
usta) nie było z dymu. Zorientowałam się, że Percy mnie nie
słyszy. Gdzieś po drugiej stronie potwora była Annabeth, obmyślała
plan.
-PERCY! - wrzasnęłam.
Odwrócił się w moją stronę. Szybko kazałam pegazowi do niego
podlecieć, jednak on zapikował w dół rzucając mieczem na każdą
stronę. Rozumiałam go. Chciał odwrócić jego uwagę. Zacisnęłam
palce na sztylecie. Podleciałam bliżej. Chciałam wbić mu sztylet
w oko, ale od akurat odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Annabeth.
Musiałam odwrócić jego uwagę. W tej chwili dostrzegłam coś, co
mogło by nam pomóc.
-Nico! - zawołałam – Wiatrak!
Na szczęście zrozumiał. Poleciał na Szarlotce i – nie wiem jak
to zrobił – włączył wiatrak. Skierował go na potwora. Jego
ciało z dymu zaczęło się rozwiewać. Zwrócił głowę w moją
stronę. Zamknęłam oczy i wbiłam mu sztylet w oko. Zawył
żałośnie. Próbował mnie zadrapać, ale jego łapa powoli
odpływała. Pozbawiłam go również widzenia w drugim oku. Po
chwili jego pozostałości poleciały w dół. A my zostaliśmy sami.
Annabeth i Percy którzy chcieli się dowiedzieć co się stało z
potworem wrócili do nas i oznajmili, że rozleciał się zanim
doleciał. No i w jakimś parku stoi teraz rzeźba w kształcie nosa.
Rozbawiło nas to. Niedługo byliśmy przy Empire State Building.
Zaczęłam drżeć. Nie wie, czy to opóźniona reakcja na tego
potwora czy zdenerwowanie przed spotkaniem z bogami. Wzięłam
głęboki oddech. I wkroczyliśmy do budynku.
To tyle jak na dzisiaj. Ale pewna nie jestem, możliwe że następna notka jeszcze dzisiaj!
Tudzia
No, z tym niewyśrodkowanym tekstem o wiele lepiej :D Dzięki za przychylenie się do prośby!
OdpowiedzUsuńFajny rozdział, bardzo mi się spodobał. A ten potwór - coś niesamowitego. Nie wiedziałam, że córka Demeter może być tak wyćwiczona w walce i zorientować się, jak zniszczyć potwora przed wszechwiedzącą Annabeth, ale dobra :P Najważniejsze, że wszyscy wyszli z tego cało. Jako fanka Percabeth szkoda mi, że nie są głównymi postaciami, no ale trudno, jakoś dam radę... Ciekawi mnie, jak rozwiążesz spotkanie z bogami. Ja, gdy opisywałam swoje, przedstawiłam ich jako przekomarzających się ludzi, ale mam nadzieję, że ty wymyślisz coś bardziej oryginalnego :D
Percabeth 4ever! :D
Merr
PS Kiedy będzie jakaś akcja Lia-Nico? Wiem, jestem niecierpliwa :P
PS2 Następny rozdział dłuższy! :D
PS3 Gdybyś mogła mnie informować o nowych notkach w zakładce "spamownik" byłabym wdzięczna.
PS4 Zapraszam do mnie na rozdział 11 :D
Czy ja muszę odpowiadać na wszystkie komcie? Pewnie tak, ale do rzeczy: wyćwiczona bo tremowali ją najlepsi - Ann i Persiak.
UsuńA co do Lia-Nico, to trzeba troszkę poczekać.
I jeszcze: nareszcie rozdział 11, jupii! xD
Mam prośbę: mogłabyś dodać opcję "obserwatorzy"? Dołączyłabym :D I wiedziałabym, kiedy nowe rozdziały :D
UsuńWow, świetny blog. A ta walka ; nie wiedziałam, że Demeter umie się bić. Cudo !! ; >. A i Merr ma rację, wyśrodkowanym od razu lepiej. ; p
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Isiia <3.
[SPMA]
Serdecznie zapraszam na moje II blogi :
1) http://behind-of-the-scene.blogspot.com
2) http://just-trust-isiia999.blogspot.com
Mam nadzieję, że Ci się spodoba i zostawisz coś po sobie ; )
Rzeczywiście lepiej się czyta. Bardzo mi się podoba blog. Nie chce mie sie rozpisywać. Nie moge sie doczekac co będzie dalej ide czytać next i oczywiście zapraszam do mnie http://wswiecieherosow.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNatka <3