PYF!

Nieładnie, nieładnie... zaraz Erynie zjedzą cię żywcem!smierdzacy_lamusie.ogg

piątek, 14 grudnia 2012

Rozdział II - A jednak Demeter!

Mimo że był środek nocy poszłam do Wielkiego Domu do Chejrona. Chwilę potem siedziałam już w salonie pijąc gorącą czekoladę.
-Co jest tak ważne, żebyć przychodizłą do mnie o 3 w nocy? Nie mówię, że to źle, ale no cóż...
-Wiem, kto jest moim rodzicem.
-Doskonale! Określił cie? Ktoś to widział? Czy to ktoś ważny? Dlaczego zaatakowały cie potwory?
-Nie. Śniła mi się Demeter. I to ona jest moją matką.
-Mówiła o tym?
-Nie. Tylko powiedziała... Że ja wiem. I miała rację.
-Nie dała żadnego znaku. Nie mamy dowodów.
-Jesteś pewny? - Demeter pojawiła się na środkowym krześle z kubkiem kawy w ręce. Tym razem wyglądała jak gsopodyni. Włosy miała upięte w kok, a jej ubrania były typowo gospodyniowe.
-Demeter! - Chejron wyglądał jakby miał zemdleć.
Demeter machnęła ręką.
-Nie ma co. Jeśli Lia twierdzi, że jets moją córką, to jest moją córką. Chcesz dowodu? To proszę!
Nad moją głową pojawił się dziwaczny znak.
-Czy dziecko może być uznane przez innego boga niż jego rodzic? Nie. - powiedziała Demeter po czym znikła.
Rano Chejron pokazał mi domek Demeter. Mieszkało tam kilkanaście dzieci. Łóżka były zawieszone na ścianach. Pod oknami ustawione były biurka. Resztę zajmowały rośliny w doniczkach. Gdzieniegdzie na ścianach porozwieszane były obrazy mojej matki. I jeszcze jeden ważny szczegół: szafki nocne latały! Zaprzyjaźniłam się z kilkoma dzieci z rodzeństwa. Mieli na imię Kale, Oliver, Emily, Katie, Vectoria i Jake. Katie była grupową domku, bo była najstarsza i najmądrzejsza, Vectoria, Jake i Kale byli w moim wieku, Emily miała 12 lat a Oliver 14. wszystkie te dzieci były... inne. Były spokojne i opanowane. Mówiły, że każda nowa osoba otrzymuje swoją roślinkę. One wprost emanowały spokojem. Ja taka nie byłam. Przypomniało mi się, co Annabeth mówiła o mnie kiedy powiedziałam że chciałabym być dzieckiem Ateny:
''Jesteś zbyt wybuchowa.''
Czy nie byłam zbyt wybuchowa na dziecko Demeter?
Ale nie sprzeczałam się. Byłam wdzięczna, że nie musiałam mieszkać w tamtym zatłoczym domku. Przyszedł czas na śniadanie. Szkoda, ze nie widzieliście Ann kiedy zobaczyła mnie siadającą przy stoliku Demeter! Oczy wyszły jej na wierzch i zrobiła odruch wymiotny. Puściłam jej oczko.

Po południu gadałam z Ann. Rozmawiałyśmy o wszystkim.
-Wiesz, Lia, we wtorek jest niezwykły dzień.
-Serio? Jaki?
-Wiesz, była taka bitwa na Manhattanie, obok Empire State Bilding.
-No tak. Wtedy wszyscy pozasypiali, a ja chodziłam po sklepach i zabierałam co popadnie.
-Nie spałaś?
-Nie.
-Dobra, mniejsza z tym. Wtedy Kronos wypowiedział nam wojnę, ale o tym ci już mówiłam. Otóż Hades, powiedział, że jutro może wskrzesić siedem osób, które zginęły w tej bitwie. Osób po naszej stronie.
-WOW!
-Wybraliśmy Beckendorfa, Sielenę Beauregard...
-To ta co była szpiegem?
-Była szlachetna. I jeszcze parę innych osób. Chodź, przejdziemy się.
Wybrałyśmy się na mały spacer i spotkałyśmy Percy'ego.
-Hej.
-Hej.
-Hej.
-Coś za dużo tego hej.
-Lia, zamknij się.
-Jasne, jasne.
-Annabeth, Chejron cię wołał. Chodzi o... ten dzień.
Ann pobladła. Razem z Percym pobiegli do Wielkiego Domu.
I nagle wielka wiewiórka wyskoczyła mi przed nos. Przynajmniej tak mi się wydawało...
-Jestem Rachel – powiedziała dziewczyna.
-Hejka.
I nagle przypomniało mi się. Otóż taka dziwna sprawa, że od moich 12 urodzin, do moich 15 urodzin nie pamiętałam nic. Aż nagle budzę się w pokoju, wśród matki i ojca, przynajmniej tak mi się wydawało. Im byłam starsza tym wspomnienia sprzed 12 urodzin zaczęły być mniej zrozumiałe, mniej realne. Ale Rachel pamiętałam. Chodziłyśmy razem do szkoły i byłyśmy najkami. Tak, tak mi się wydawało.
-Rachel?
-Tak, a ty niby kto... Lia?!
-Tak!
-Ty tutaj? Nie moge uwierzyć! Spotkanie po latach!
-Hah, nie dramatyzuj, szalona wiewióro.
Rachel wyglądała dziś na bezodmną. Miała swoje dżinsy pomazane flamastrami, i białą koszulkę, ale jej włosy... Bujne loki były na całej twarzy. Błyszczyk schodził z dolnej wargi i sprawiał wrażenie zaschniętego. A oczy miała spuchnięte, jakby nie spała przez ostatnie trzy miesiące.
-Wyglądasz jakby cię tramwaj przejechał – stwierdziłam.
-Tak... Ostatnio dręczą mnie potworne wizje. I trwają trzy dni. Wiesz, budzisz się, wizja, która niby trwa pięć sekund, a potem budzisz się znowu, tyle że trzy dni później.
-O... okropne.
-Acha. Annabeth mówiła ci o jutrzejszym dniu?
-Tak. To ważne dla was?
-Nie wiesz jak bardzo.
-Acha.
Chwila milczenia.
-Kto jest twoją matką.
-D... Dionizos.
Rachel wybuchnęła śmiechem.
-Nie sądziłam, że zmienił płeć!
-Nie! Chodziło mi o... o... o doskonałą Atenę.
-Atena? Nie spodziewałam się. Myślałam, że Afrodyta albo coś.
Zacisnęłam pięści. Dlaczego nie powiedziałam prawdy? Tak jakby jakiś głos w środku wskazywał mi co jest dobre a co złe. Właśnie przybiegła Annabeth.
-Hej, Rachel! Poznałaś już Lię, córkę...
-Twoją siostryczkę? Jasneee. Znamy się i to dobrze.
Ann zmarszczyła czoło.
-Moją siostryczkę? Przecież Lia to córka De...
-Hej, przejdziemy się, co? - wtrąciłam.
-De... Demeter? - nie dała za wygraną Rachel – Przecież Lia mówiła, że jej matka to A...
-Nie dobrze mi się zrobiło. Chodźmy – pociągnęłam je za ręce ale nie chciały się ruszyć.
-Skoro chcesz mnie okłamywać, to równie dobrze możesz mówić, że Percy nie jest synem Posejdona. Te dwie rzeczy są proste jak drut!
-Lia mówiła mi, kto jest jej rodzicem. A ty tylko chcesz mnie wrobić!
-W co?!
-Nie mam kompletnego pojęcia.
Dwie dziewczyny odwróciły się od siebie i już miały odejść, gdy poczułam straszny skurcz w żołądku, i z ziemi wyskoczyły korzenie, łapiąc każdą za nogi.
-Co to... - zapytała Rachel podnosząc się.
Annabeth odwróciła się w moim kierunku.
-To przecież sprawka córki Demeter. Cały czas ci to próbuję wytłumaczyć.
-Ale przecież – Rachel spojrzała na mnie. - Lia?
Westchnęłam, i ten głos który wcześniej poczułam kazał mi teraz wyznać całą prawdę. Więc ją powiedziałam.
-Po co mnie okłamywałaś? - zapytała Rachel.
-Ja... nie... nie wiem.
Chciałam was skłócić, to potrzebne. Czuję to – powiedział mi głos.
-Lia, nie możesz niczego czuć.
-Ja... ja powiedziałam to na głos?! Uwierzcie! Nie! Ten głos! On każe mi...
Ale dziewczyny kręciły głowami. Cały obóz przysłuchiwał się nam. Dziewczyny odeszły, a ja nie chciałam wrócić do domku. Poczułam jak pieką mnie oczy, i zanim popłynęła pierwsza łza, odwróciłam się i pobiegłam do lasu.

W lesie czułam dziwną potrzebę wyżalenia się komuś. To dziwne. Ten głos... Mam przeczucie, że gdzieś go słyszałam.
-Zmarły do ciebie przemawia. - usłyszałam, i z piskiem odwróciłam się. Przede mną stał chłopak: miał brązowe włosy i takie same oczy. Jego twarz była blada, i jakby zmęczona życiem, mimo że chłopak mógł mieć gdzieś ze 14 lat.
-C...c-co? - Nie mógł przecież słyszeć tych głosów.
-Jestem Nico di Angelo. Jestem synem Hadesa. Słyszę to. Słyszę, że zmarły do ciebie mówi.
-Czyli... czyli ty wiesz-sz?
-Wiem co do ciebie mówił. Wiem, że kazał ci skłamać.
Miałam ochotę przytulić tego chłopaka. On mnie rozumiał.
Mądry – podpowiedzało coś, i wiedziałam, ze wypowiedziałam to na głos.
Nico znieruchomiał.
-Rozpoznajesz ten głos, prawda? Powiedz mi. - złapałam go za ramiona. - Powiedz.
-Ten głos... To głos mojej siostry. Bianci di Angelo.
Zamarłam w środku. Dlaczego córka Hadesa, siostra przystojnego chłopaka (tylko cii!) i to na dodatek zmarła, miałaby do mnie przemawiać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz