O trzeciej po południu poszliśmy na
Third Street Promenade. Na początku nic się nie działo, ale
potem... znikąd pojawiła się świnia wielkości dorosłej krowy.
Zanim się zorientowaliśmy, rzuciła się na Percy'ego, którego
odrzuciło do tyłu.
-Percy! - krzyknęła Annabeth i wyjęła
miecz.
-Nie, Ann! - wrzasnęłam i złapałam
ją za ramię. - Zagadka pamiętasz?
Percy szamotał się ze świnią i miał
coraz mniejsze szanse.
Ann pokiwała głową. We dwie
wymówiłyśmy zagadkę oraz jej rozwiązanie. I ze świnią stało
się coś dziwacznego. Zaczęła się kurczyć oraz chudnąć. Potem
zaczęła się robić srebrna, aż w końcu zamieniła się w szary
pyłek. Percy wstał, otrzepał ubranie i powiedział:
-Dzięki, ale sam bym sobie poradził.
-Pocięty na kawałki. - prychnął
Nico.
Mieliśmy pieniądze, więc wynajęliśmy
dwa pokoje w jakimś motelu w nieciekawej okolicy. Cały był
pomalowany na szaro, a obsługa wyglądała jak zombi. Ja i Annabeth
rozłożyłyśmy się na łóżkach w naszym pokoju. Nareszcie
prawdziwe łóżko! Kiedy Ann już cicho chrapała, ja próbowałam
skontatować się z Biancą. A może Chaos ja ode mnie zabrał? To
możliwe? A może ona siedzi gdzieś głęboko? Nie miałam pojęcia.
Rano podzieliliśmy się na dwie grupy.
Percy z Annabeth obserwowali jedną część miasta, a ja z Nico
drugą. Po dwugodzinnym obserwowaniu każdej kobiety w mieście
mieliśmy dość. Znaleźliśmy cień wśród drzew posadzonych w
odległej części parku. Nagle przypomniało mi się o czym myślałam
poprzedniego wieczoru.
-Nico?
-Hmm?
-Zrób coś,za co Bianca by się
skrzyczała.
-Hmm, zawsze była zła, jak nie myłem
rąk przed jedzeniem.
-Nie, nie takie coś. Coś poważnego,
za co byłaby naprawdę wkurzona.
Nico przez chwilę siedział nieruchomo
i nic nie mówił, ale potem zaczął się do mnie przysuwać. Kiedy
był już bardzo blisko zbliżył usta do moich i... pocałował
mnie. Po kilku sekundach oderwał się ode mnie.
-Lia, co się stało?
Przez chwilę się nie odzywałam,
byłam oszołomiona tym co zrobił.
-Nie mogę... nie mogę złapać
kontaktu z Biancą.
Nico pobladł przestraszony.
-Co? Jak to? Kiedy?
-Przy niewidzialnej wyspie... kiedy wy
zniknęliście, ja przeżyłam małe spotkanie z Chaosem, a potem
zemdłam. Gdy się obudziłam w ciemnej celi z Annabeth... Bianci już
nie było.
Nico się nie odzywał.
Spotkaliśmy się z Percy'm i Ann w
jakiejś restauracji. Zapłaciliśmy za kanapki i colę. Percy i
Annabeth widzieli grupkę wysokich i ubranych na czarno ludzi, a w
środku czuprynę brązowych włosów, które, według nich należały
do Chaosa. Nico powiedział im, że straciłam kontakt z Biancą. Na
szczęście (lub nieszczęście) nie wspominał o pocałunku.
Poszliśmy tam, gdzie Chaosa widzieli
Annabeth i Percy. Zauważliśmy jednego z tych „wysokich i ubranych
na czarno ludzi”, który wchodził do opustoszałej kamienicy.
Annabeth ze swoją czapką niewidką wkradła się do budynku, żeby
coś podsłuchać, a my ukryliśmy się w krzakach i czekaliśmy.
Nico chciał ze mną pogadać, ale ja nie miałam ochoty. To moje
wyobrażenie, czy stałam się gburowata i chamska?
Annabeth wróciła z wieściami dla
nas.
-Demeter jest przetrzymywana w pokoju
301A , tak słyszałam.
-Ale skoro do bogini, to dlaczego nie
może się sama uwolnić? - spytał Percy.
Ann spojrzała na niego spode łba.
-Ponieważ oni kradną jej energię
życiową.
-Ahaaa.... nadal nie rozumiem.
-Bóg czy bogini, mają w sobie coś
takiego jak energia życiowa, która daje im moc i tak dalej. Kiedy
ktoś będzie przetrzymywał takiego boga w odległości od Olimpu i
jej źródła mocy (np. załóżmy, że ktoś porwał Posejdona, i
żeby wykraść jego energie musi go trzymać z dala od Olipmu i
wody) to powoli, powoli jego energia życiowa zaniknie, bóg stanie
się driadą, satyrem lub czymś takim. Już rozumiesz?
-Nie do końca, ale coś tam rozumiem.
-Kiedy wykradną jej całą energię? -
spytałam.
-Za pięć dni.
Pobladliśmy. Mieliśmy pięć dni na
uwolnienie Demeter.
-A co się stanie z jej dziećmi? -
niepewnie spytał Nico, spoglądając na mnie.
Annabeth pokręciła głową.
-Nie wiem. Albo zostaną takie jak
były, albo będą z powrotem ludźmi.
Musieliśmy wkraść się do pokoju
301A, uwolnić Demeter i wrócić do obozu. Prościzna? Gdyby Demeter
nie była pilnowana przez milion strasznych ludków... lub potworów
i wcielenia początku według greckich mitów.
Ja i Percy szliśmy powoli do pokoju
301A. Kiedy już tam doszliśmy, nie byłam pewna, co chcę zobaczyć.
-Może ty otwórz drzwi, ok?
Percy kiwnął głową i otworzył
drzwi. W zasadzie teraz wydawał mi się jakiś dziwny. Ann nie
powiedziała mi, czy są znowu parą czy nie, ale zachowywała się,
jakby byli, więc nie byłam pewna jak to z nimi jest.
Zobaczyliśmy kobietę ubraną w
zieloną suknię z wieńcem na głowie. Kiedy nas zobaczyła jej oczy
jakby się poszerzyły a twarz odmłodniała.
-Szybciej, zaraz tu będą! - krzyknęła
Demeter.
-Kto tu będzie? - zapytał Percy.
Ja weszłam szybko do środka pokoju i
wyjęłam mój sztylet, po czym przecięłam sznury, którymi bogini
była obwiązana. Udało nam się wydostać z komnaty, lecz dalej nie
poszło tak łatwo. Kiedy skręciliśmy w stronę schodów,
zobaczyliśmy dziwnego potwora. Był szkieletem w czerwonym kolorze,
miał założoną pelerynę, a zamiast ludzkich stóp... eee, sorki,
szkieletorzych stóp, łapy kaczki. Percy wybuchnął śmiechem na
widok kaczko-stóp. Ja wyciągnęłam swój sztylet i razem
ruszyliśmy na potwora. Wydał z siebie dziwaczne „rrrraaghhhhrrrrr”
i wyjął z peleryny coś na kształt miecza, z kulką zamiast
rękojeści. Zaatakował mnie, podczas gdy Percy próbował ciąć w
jego ciało. Jednak miesz odskakiwał od kości.
-Przecież to niebiański spiż,
powinien zamienić się w pył! - krzyknęłam, po czym sobie coś
uświadomiłam. - Percy, stopy!
Na szczęście zrozumiał. Wbił miecz
w miejsce, gdzie przed chwilą znajdowała się kaczo-stopa, jednak
potwór był mądrzejszy, niż nam się wydawało.
-Raaaaaaaaaaarrrrrrrrr! - ryknął i
zaatakował Percy'ego. Tym razem to mi się poszczęściło, ponieważ
przez przypadek szkielet wytrącił mi sztylet z ręki, któy spadł
akurat na jego stopę. Jego kości zaczęly się rozpadać, aż w
końcu została po nim tylko czarna peleryna.
-Nieźle – pochwaliła nas moja
matka. Jak to dziwnie brzmi. Zwracać się do kobiety ubranej w
wianek i zieloną suknię mamo, mając świadomość, że to bogini,
która w każdej chwili może cię zniszczyć. Kiedy wyszliśmy na
powietrze, Annabeth i Nico od razu rzucili się na nas (najpierw od
pczątku witając się z Demeter).
-Potrzebujemy samochodu. Musimy dostać
się na Manhattan. - powiedziała Ann.
-Wiesz, ile kosztuje taki kurs
taksówką?!!
-A nasze pegazy?
-Kazałem im odlecieć.
-Percy!
-Nie, poczekajcie... - wtrąciłam się.
- Nie musimy wynajmować taksówki do Manhattanu. Wynajmijmy taksówkę
do San Francisco.
-Mój tata nie ma samochodu –
wtrąciła się Annabeth.
-Nie. Nie mówię o twojej rodzinie.
Mówię o moim tacie.
Kilka godzin później staliśmy przed
moim domem (aby nie nabrać podejrzeń, Demeter przemieniła się w
typową kobietę z normalnymi ciuchami). Był to niski domeczek, w
kolorze brązu. Przed domem rozciągał się ogród, szerokości
równy mojemu domowi. Były w nim najróżniejsze gatunki kwiatów,
warzyw itd. Dopiero teraz pomyślałam, jak tata musiał się
martwić. Pewnego dnia, po awanturze z nim wyszłam z domu
rozzłoszczona i... i co? I nie wróciłam. Co on sobie pomyślał.
Weszłam do domu.
Wyglądał tak, jak go zostawiłam.
Salon połączony z kuchnią sprawiał
wrażenie niezadbanego. Po podłodze w salonie walały się gazety i
ubrania. Stolik był przybrudzony czymś czarnym, a telewizor
trzeszczał, i tylko czasami dało się słyszeć chichy głos
Tommiego Marihutti, czyli sławnego ogrodnika, którego tata
uwielbiał. Jedynie kanapa, dywan, szafa i komoda były w dobrym
stanie. W kuchni na parapecie, tak jak zawsze, stały nieudane
projekty taty - spalony fikus, niebieska stokrotka i pozginany
storczyk. Na stole był gotowy obiad, makaron z serem i surówką.
Samego taty nie było nigdzie widać. Sprawdziłam w jego sypialni –
pusto. Łazienka – pusto. Taras (a raczej mini dżungla) – pusto.
-Twój tata ma bzika na punkcie kwiatów
– powiedział Percy, kiedy weszliśmy na taras, po czym Annabeth
trzepnęła go w ramię. - No co?
-Stara się wymyślić nowe kwiatki,
które byłyby przełomem w jego karierze naukowca – ogrodnika –
uśmiechnęłam się, wspominając słowa taty. - To jedyny z jego
udanych projektów – powiedziałam, podnosząc wysokiego na jakieś
pół metra, pomarańczowo-różowo-białego storczyka. A skoro nie
ma go tu, to musi być na strychu.
Wchodząc na drabinkę od razu
usłyszałam znajomy kaszel. Tata siedział na moim łóżku i
wpatrywał się w okna. Ok, teraz zapewne muszę powiedzieć, jak
wygląda strych, a zarazem mój pokój. Na końcu pomieszczenia jest
podium, na którym widnieją moje zdjęcia naturalnej wielkości,
oraz kilkanaście kwiatków. Nad szafą wisi mój wielgachny
autoportret. Reszta ścian była oknami. Łóżko jest przesunięte
pod jedną ze ściano-okien. Wszędzie, gdzie się dało, były
farby, kredki, płótna, stojaków i – tego było najwięcej –
obrazów. Moje hobby to malowanie.
Odchrząknęłam, i tata – czyli
niski, chudy, 50-letni mężczyzna, z wielkimi okularami, szarą
brodą i włosami (których zostało niewiele) – odwrócił się.
-Liana! Gdzież ty się podziewałaś?!
-Liana? - powtórzył Nico.
-Tato... jest... dużo spraw do
omówienia.
Kiedy już opowiedzieliśmy mojemu
tacie o bogach itd., i zapewniliśmy, że Demeter nie zamieni go w
kwiatka – o czym zapewne skrycie marzył – nareszcie, odzyskał
rozum, i zaprosił nas na dół.
Siedliśmy przy stole w salonie, a tata
starał się wyczyścić czarną plamę po kawie na stoliku, mrucząc
pod nosem coś o trzęsącej się ręce. Kiedy on użerał się z
czarnym intruzem Annabeth powiedziała mu, że ja i ona zrobimy
herbatę, i zaciągnęła mnie w stronę kuchenki.
Wyciągnęłam z szafki herbatę i
zaparzyłam wodę, a Ann wyjęła szklanki.
-Twój tata to naprawdę fajny człowiek
– wymruczała, kiedy czekaliśmy na wodę.
Już miałam powiedzieć coś o jego
dziwnym hobby wymyślania innych gatunków kwiatów, kiedy
uzmysłowiłam sobie, że Ann ma rację. Tata zawsze był przy mnie,
nawet kiedy ja nie chciałam go przy sobie.
-Czasami wydaję się taki... dziwny –
ciągnęła córka Ateny – Właściwie mało mówiłaś... co ja
gadam, w ogóle nie mówiłaś o swojej rodzinie. Może teraz mi coś
powiesz?
Postanowiłam opowiedzieć Annabeth
całą historię mojego taty.
-Nazywa się Berth. W młodości był
geniuszem. Po liceum zaczął uczyć się w jakimś Ośrodku
Badawczym. W trakcie trwania egzaminów, dzięki których mógłby
dostać się do Ośrodka i być naukowcem, zachorował. Nie
przystąpił do egzaminów, a oni nie chcieli dać mu drugiej szansy.
Załamał się i zajął hodowlą
kiatów. A kiedy urodziłam się ja, postanowił spróbować na nowo,
tym razem samodzielnie, i połączyć swoją inteligencję ze swoim
hobby. Kiedy miałam 2 lata poznał Esmeraldę. To była naprawdę
fajna kobieta, młodsza od taty o 5 lat. Planowali wziąć ślub, a
ja się z tego ogromnie cieszyłam. I wtedy był ten wypadek,
Esmeralda zginęła. Miałam 7 lat. Wtedy nasze relacje się popsuły,
zaczęłam się z nim kłócić, nie wiem dlaczego, ale obwiniałam
go o jej śmierć... Potem nigdy nie miałam dobrych kontaktów z
nim... W szkole stawałam się nie do zniesienia....
W połowie mojej opowieści woda się
zagotowała i Annabeth zaczęła ją wlewać do szklanek.
Bez słowa zaniosłyśmy napój
Demeter, Percy'emu, Nico i mojemu tacie.
Tata oczywiście zgodził się pożyczyć
nam samochód, więc godzinę temu (pod wieczór) wyruszyliśmy na
Manhattan. Kierował Percy, Nico siedział z przodu a „kobiety na
tyle”, jak to powiedział syn Posejdona, na co Ann odparła, że to
Demeter powinna kierować, ale ona znowu odpowiedziała że nie umie
prowadzić (na co wszyscy stanęliśmy jak wryci).
Nie wiem, czy pozostali to zauważyli,
ale kiedy wjeżdżaliśmy do tunelu (bo na drodze coś budowali) ja
dostrzegłam pięć postaci w pelerynie, i zaczynałam się obawiać,
czy to nie szkielety. Pod końcem drogi, tam gdzie był wyjazd, na
ścianie wisiała wielka rama, z napisem „północna rama”. Coś
mi się kojarzyło, ale nie mogłam sobie przypomnieć.
Właśnie koło tej ramy samochód
sfiksował. Wysiedliśmy z niego, a Nico obejrzał opony i
stwierdził, że jedna z nich się przedziurawiła.
-Świetnie – powiedziałam równo z
Ann, i zaczęliśmy debatować, co tu zrobić. Annabeth sprawdziła,
czy w bagażniku nie ma zapasowej opony, ale z jednej
przedziurawionej która znajdowała się w bagażniku
wynioskowaliśmy, że ta przebita to była zapasowa. Percy chciał
jechać na zepsutej oponie, ale przekonaliśmy go, że to niemożliwe.
Annabeth chciała pójść się kogoś spytać, gdzie można kupić
opone. Pytanie tylko, gdzie znajdziemy innego człowieka. Była ósma
wieczorem i wszyscy mądrzy ludzie pewnie siedzieli w domu.
-Ehh, herosi? - powiedziała Demeter w
trakcie naszego debatowania.
-Nie teraz, mamo.
-Ale powinniście to zobaczyć.
-Mamo, proszę.
-ATAKUJĄ NAS POTWORY, WIĘC
PRZESTAŃCIE SIĘ PRZYGLĄDAĆ SAMOCHODOWI I RUSZCIE CZTERY LITERY BO
JAK NIE TO ZARAZ ZGINIECIE!
Na jej krzyk obróciliśmy się wszyscy
dokładnie w tym samym momencie. I dokładnie wtedy zaatakowało nas
pięć szkieleto-kaczek, które widziałam wcześniej.
-Celujcie w stopy! - zdołał
wykrzyknąć Percy zanim został zaatakowany.
Demeter machnęła ręką i jeden ze
szkieletów zamienił się w zboże, ale zaraz po tym upadła na
ziemię, przez co musiałam ochraniać i ja.
-Potrzebuję... regeneracji –
powiedziała.
Annabeth pokonała swojego szkieleta i
przybiegła mi na pomoc. Jakby telepatycznie porozumieliśmy się.
„Ty walcz, ja odciągnę Demeter”. Wzięłam boginię (a szczerze
mówiąc, nie była taka lekka na jaką wyglądała) i wsadziłam do
samochodu. I gdy tylko zamknęłąm drzwiczki starego vana
usłyszeliśmy ryk. To wielka, wielka, wielka, fioletowo-biała
ośmiornica, tratowała wszystko co na swojej drodze, żeby się do
nas dostać. Nawet trzy szkieletory na chwilę zamarły i obróciły
się. Ośmiornica ryknęła, a Percy, korzystając z nieuwagi
szkieletów zabił swojego. Wtedy wielka morska... eee... coś tam
się na niego rzuciła. Percy starał się jak umiał, ale nie mógł
jej zabić. Miecz odskakiwał od jej ciała jak od metalu. Nico
zaczął mu pomagać, a w tym czasie my z Annabeth zajęliśmy się
dwoma szkieletorami. Pokonałyśmy je, ale zanim Ann to zrobiła on
ją ugodził i ta zemdlała. Ośmiornica jakby zawyła ze szczęścia.
Percy stanął przed Ann.
-Nie tkniesz jej! - wrzasnął do
ośmiornicy.
Ośmiornica wyciągnęła macki. Nico i
ja prędzej połapaliśmy się, o co jej chodzi.
-Percy, uważaj! - krzyknął Nico i
powalił go na ziemię, zanim ośmiornica go złapała. Ale wskutek
tego, zdobyła Nico.
-Nico! - wrzasnął Percy.
Ośmiornica ekspresowo odpełzła, i po
jakimś czasie słyszeliśmy tylko krzyki Nica, ale ona również
ucichły.
Percy chciał za nią pobiec, ale
powiedziałam, że lepiej, gdybyśmy zajęli się Annabeth. A co do
Nico... Nie wiem, byłąm już wykończona. Za dużo wrażeń. I
nagle mój wzrok spoczął na napisie na ramie. I już wiedziałam,
skąd znałam ten napis.
-Percy...
Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
-Percy, na tę misję nie powinna
wyruszyć jeszcze jedna osoba, rozumiesz? Bo jeszcze jest Demeter. To
ma sens, dlaczego ośmiornica go zabrała...
-Lia, co ty bredzisz?!
-Przepowiednia. Czwórka niech
stanie w północnej ramie. Czwórka.
Jesteś genialna *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny powrót
świetny rozdział
w ogóle wszystko świetne :D
i ten pocałunek... kojarzył mi się że sceną z "intruza" stephenie meyer. Mimo wszystko byłam niesamowicie szczęśliwa, że wreszcie coś się zaczyna układać.
A pod koniec...
Ech. Szkoda słów. Pokomplikowalo się.
Ale i tak Cię kocham <3 I Twoje cudowne opowiadanie ^^
Buziaki
MERR
PS u mnie na blogu oczywiście nowy rozdział (21), zapraszam :))
Wow! Naprawde super rozdział! Wszystko takie tajemnicze. Z tą czwórką świetne! Masz mega długie rozdziały w porównaniu do moich! Pisz dalej masz talent. Pozdrawiam i życze weny
OdpowiedzUsuńNatka