PYF!

Nieładnie, nieładnie... zaraz Erynie zjedzą cię żywcem!smierdzacy_lamusie.ogg

środa, 18 września 2013

Rozdział IX

Na początku małe wyjaśnienie.
Nie będę już pisała tytułów przy rozdziałach. Po prostu nie mam pomysłów. 
To w zasadzie wszystko, więc przechodzimy do rozdziału IX.

Nakarmiłam Annabeth ambrozją i nektarem, podczas gdy Percy próbował ocucić Demeter. Po paru minutach bogini się obudziła, a Ann coś mamrotała przez sen, więc uznaliśmy, że jest dobrze. Percy opowiedział wszystko mojej matce, a ja od czasu do czasu się wtrącałam. Chcieliśmy natychmiast iść i szukać Nico, ale Demeter powiedziała, że lepiej by było pojechać na Olimp.
-Po co? - zapytałam.
-Mój brat, Zeus wam pomoże.
-Zeus?! I w ogóle jak my się dostaniemy na Manhattan, skoro samochód jest zepsuty?! - wybuchł Percy.
-Wiesz, co by ci się przydało? - zapytała Demeter, spoglądając na Percy'ego spod przymrużonych oczu. Już się przestraszyłam, ale bogini powiedziała: - Rolnictwo. I codziennie owsianka na śniadanie.
Jękneliśmy.
-Już dobrze! Powiedzmy że... kiedyś... ja... podsunęłam Artemidzie pomysł z Łowczyniami, a no jeszcze nie oddała mi przysługi.
-To ty wymyśliłaś Łowczynie?
-Mniejsza z tym, ale jak powiecie komukolwiek to kara będzie znacznie gorsza niż owsianka.
-I... co z tą Artemidą?
-No mogę ją wezwać, żeby przyjechała tu swoimi saniami które kompletnie nie pasują do teraźniejszej pory roku, czyli inaczej wiosny, bo są zimowe, ale mniejsza z tym, i zabierze nas na Olimp. Zeus nie lubi herosów, a szczególnie ciebie – spojrzała na Percy'ego, na co on zrobił głupią minę – ale mi pomoże. Poprosimy go o odnalezienie tego małego kurdupla...
-Ej! – zaprotestowałam.
-... mnie zostawicie na Olimpie a sami pójdziecie do tego swojego oboziku. Wszystko jasne?
Zaczęliśmy pojękiwać i postękiwać, na znak protestu, ale nagle ta cała misja nabrała dla mnie sensu.
Musieliśmy zostawić Demeter, bo jak ona powiedziała, będziemy przeszkadzać w transmisji czy czymś takim. Więc wzięłam Annabeth za ręce a Percy za nogi i przenieśliśmy się w tył tunelu, gdzie był zakręt i nie było widać nic dalej. Trochę się obawiałam zostawiania bogini samej (brzmi dość absurdalnie), ale jednak musiałam to zrobić.
Położyliśmy Ann na ziemi i usiedliśmy obok niej. Pery pożarł całe opakowanie niebieskich żelków i kanapek z niebieską marmoladą, ja jednak, mimo że byłam bardzo głodna nie mogłam przełknąć ani kęsa. Za bardzo martwiłam się Nico.
Ann obudziła się po kilku minutach. Opowiedzieliśmy jej wszystko co się stało, a ona po tym tylko pokiwała głową i zamyśliła się.


Po jakiejś półgodzinie Demeter powiedziała, że musimy wyjść na świeże powietrze. Trochę protestowałam, ponieważ stary van był jednym z największych skarbów mojego ojca, poza tym na inny samochód nas nie stać. Z przykrością musiałam jednak opuścić samochód. Po kilkusekundowym staniu na powietrzu zobaczyliśmy mały punkcik na niebie, który posuwał się w naszą stronę. Moja mama kazała nam zamknąć na chwilę oczy i odwrócić głowy. Zrobiliśmy to co kazała.
Artemida okazała się być bardzo miła i oczywiście pozwoliła nam jechać z nią na Olimp. Była bardzo zainteresowana historią Bianci. Pewnie dlatego, że córka Hadesa była jej Łowczynią. W drodze na Olimp prawie usypiałam. Percy już to zrobił, a Annabeth wesoło gawędziła z dwoma boginiami.
Kiedy się obudziłam, byliśmy już na miejscu. Weszliśmy do sali... tronowej, czy tam jak to nazwać. Tam byli tylko Zeus, Hermes, Apollo i Afrodyta. Kiedy bogowie zobaczyli Demeter, podeszli do niej i zaczęli wypytywać o zdrowie, przytulać i oczywiście o wszystkie takie bzdety. Najbardziej zadowolony był Zeus, bo oczywiście chciał mieć wszystkich bogów przy sobie.
Kiedy podaliśmy panu niebios swoją prośbę, on pogładził się po głowie i zamyslił głęboko.
-Herosi, muszę wam odmówić.
-JAK TY, ZEUSIE, MOŻESZ NAM ODMAWIAĆ? ODZYSKALIŚMY DLA CIEBIE DEMETER!!! POWINENEŚ NAM DZIĘKOWAĆ, I SPEŁNIĆ NASZĄ JEDNĄ, JEDYNĄ PROŚBĘ!!! A TY ANI NAM NIE PODZIĘKOWAŁEŚ, ANI NIE CHCESZ SPEŁNIĆ NASZEJ PROŚBY!!! - wybuchnęłam, i zaczęłam płakać. A potem poczułam, jakby milion igiełek wbiło mi się w szyję, obraz mi się zamazał i poszułam tylko jak upadam na twardą posadzkę.

Obudziłam się... a właściwie nie wiem, czy się obudziłam, bo czułam się, jakbym była tylko lalką, która może się poruszać jedynie dzięki podziąganiu za sznurki. Byłam wśród tłumu ludzi. Wydawało mi się, że powinnam ich wszystkich znać, ale nie znałam. Och, ten chłopak wyglądał jak... ostatni raz widziałam go... nie pamiętam... pamiętam tylko twardu, bolący upadek. I co było wcześniej? Jak się tu znalazłam? I gdzie ja jestem? Nie widziałam nic poza sylwetkami tych wszystkich osób. One nie mówiły, ale szemrały, i wszystkie były takie nudne, jakby nie miały na nic siły ani ochoty. Szczerze, to sama czułam się podobnie.
-Rozstąpcie się. - usłyszałam dziewczyński głos, cichy, ale przekonujący.
Wszystkie sylwetki rozsunęły się, a ja zobaczyłam dziewczynę. Miała rudo-czarne włosy, zielone oczy i ciemną cerę. Była idealnie uczesana, i bardzo modnie ubrana. Tylko była na boso.
Podeszła do mnie i dotknęła na ramię, a ja poczułam, jak tracę w tamtym miejscu czucie, ale to było takie przyjemne, jakbym nie musiała już nic nigdy robić, tylko leżeć i leniuchować.
-Kolejny heros – powiedziała, a ja słyszałam jej głos jak echo. - Zróbcie miejsce!
Ludzie zaczęli się rozmazywać, aż wreszcie nie było tam nikogo, oprócz mnie i tej dziewczyny. Ze zdumieniem odkryłam, że ona zaczyna płakać.
-Jestem Alice, ale moje imię zmieniało się wraz z wiekami. Raz byłam Augustyną, raz Artemą, raz Adellą... Od wieków siedzę tu razem z tymi duchami, a one nie mogą nic powiedzieć. Za to że mówię, uznały mnie królową.
Co to za miejsce? - chciałam zapytać, ale odkryłam, że nie mogę nic powiedzieć.
-Słyszę cię. Twoje myśli. I myśli tej... tej w środku.
Tej w środku?
-Jak jej tam... Bianci di Angelo. Och, jest umarła... W takim razie macie dużo wspólnego.
Jak to dużo wspólnego?... Nieważne... Nie chcę wiedzieć... Chce się stąd wydostać!!!
-Nie pozwoliłabym ci, ale... za bardzo przypominasz mnie. - potem wyglądała, jakby wzrokiem przewiercała mi mózg. - Straciłaś ich? Annabeth, Rachel, Connor, Chejron, Connie, Mackenzie, Silena, Beckendorg, Luke, Percy... Nico. Te imiona słyszę w twojej pamięci.
-Musisz się stąd wydostać, bo wiem, że będziesz potrzebna. Pomogę ci. - powiedziała Alice i mnie popchnęła.
Czułam się, jakbym spadała w otchłań głęboką i ciemną. I nagle otworzyłam oczy.

Byłam w domku Demeter, a nade mną stali Percy, Annabeth, Rachel i Chejron.
-Co... jak... gdzie? - zapytałam.
-Lia!!! Obudziłaś się!!! Nareszcie. Wszyscy się tak okropnie martwiliśmy, oczywiście ja najbardziej.
-Uspokój się, ruda wiewiórko. Ja nie wiem gdzie byłam i co się działo...
-To ja ci opowiem – powiedziała Annabeth i usiadła na krawędzi łóżka. - Po tym, jak krzyknęłaś na Zeusa, to upadłaś. Ale to był taki huk... Jakby wybuchła bomba albo coś takiego. Więc po tym wszyscy spojrzeliśmy na Zeusa, a on zapewnił że nic nie zrobił. Wydawał się jednak być taki zaniepokojony. Powiedział, żebyśmy wrócili do Obozu a on obiecał odnaleźć Nico. Zrobiliśmy tak jak kazał. Driady nałożyły ci jakiś okład i dali lekarstwo, oczywiście podali ci też ambrozję i nektar. Siedzieliśmy tu i czekaliśmy z małymi przerwami przez... - popatrzyła na zegarek na swojej ręce... skad ona go wytrzasnęła? - sześć godzin, siedem minut i czterdzieści jeden sekund.
Nie wiedziałam co o tym myśleć. Moi przyjaciele... tak, chyba przyjeciele, chyba już mogłam ich tak nazywać, byli tacy kochani, opiekowali się mną...
Nic nie powiedziałam tylko mocno przytuliłam zdziwioną Annabeth.
-Lia, kiedy już wydobrzejesz, to chcę z tobą pogadać... z tobą, i z Annabeth oraz Percy'm. - powiedział Chejron.
-D-dobrze. - zgodziłam się, trochę przestraszona. Chejron wyglądał na zmartwionego i takiego śmiertelnie poważnego.
Chejron oraz Percy wyszli, a ja, Annabeth i Rachel pogadaliśmy jeszcze chwilkę, zanim poszułam się zmęczona i ponownie odpłynęłam w sen.

Kiedy się obudziłam, zobaczyłam przy mnie Katie Gardner. Kiedy zobaczyła, że się budzę, uśmiechnęła się szeroko i pomogła mi usiąść. Dała mi do ręki miskę z czymś, wyglądającym jak pomarańczowa zupa.
-Jedz – rozkazała mi wesołym tonem, a ja natychmiast to zrobiłam. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jaka byłam głodna.
-Która godzina? - zapytałam, gdy skończyłam jeść.
-Dziewiąta wieczorem.
Zdziwiłam się i spojrzałam na okno. Rezczywiście, było już ciemno.... No nie tak zupełnie, bo słońce próbowało jeszcze świecić.
Katie zabrała mi miskę, podała mi jakąś książkę, opatuliła kocem i wyszła z domku. Nie miałam najmniejszego zamiaru czytać, więc rzuciłam książkę gdzieś w kąt i przytuliłam się do poduszki. Zupełnie nie chciało mi się spać, ale po chwili znowu powędrowałam w objęcia Morfeusza... Szczerze, miałam już dość spania.

Otworzyłam oczy, i pierwsze co zobaczyłam to uśmiechniętą od ucha do ucha Katie. Znów pomogła mi usiąść i dała talerz z tostami i surówką. Zjadłam wszystko jak najprędzej i chciałam się położyć, ale dziewczyna mi nie pozwoliła.
Zaprowadziła mnie do łazienki (każdy ruch był potwornie bolesny) i pomogła mi się przebrać, a właściwie to ja pomagałam jej przebrać mnie. Potem wyprowadziła mnie z domku, a ja poczułam, jak świeże powietrze dodaje mi sił. Oprowadziła mnie wokół całego obozu, a kiedy powiedziałam, że jestem zmęczona Katie zaprowadziła mnie na plażę i tam we dwie usiedliśmy.
-Driady mówiły, że za jakiś tydzień wydobrzejesz.
TYDZIEŃ?!! Na tą wiadomość westchnęłam głęboko i odchyliłam głowę do tyłu.
-Ej, Lia, będzie dobrze!
-A tak w ogóle, to co dzisiaj jest?
-Sobota.

Następny dzień wyglądał prawie tak samo, i wciąż nie czułam żadnej poprawy. W poniedziałek jednak nie bolało mnie aż tak strasznie, i mogłam już sama siadać. Rano nie było przy mnie Katie, ale około jedenastej wpadła do domku razem z Rachel.
-Connor i Travis zepsuli moje t r z y s a d z o n k i ! Pomyślcie tylko. Trzy sadzonki, nad którymi ja tak uważnie i przykładnie pracowałam!
-Ej, Katie, uspokój się. Będzie lepiej!
-Nie będzie lepiej. Straciłam te trzy sadzonki, i teraz zostało mi tylko czterdzieści siedem.
-TYLKO?
-Tak, tylko.
Potem jakby przypomniały sobie o mnie, i Katie poleciała do pawilonu jadalnego po śniadanie dla mnie. Rachel usiadła na krąwedzi łóżka i spojrzała na mnie.
-Lepiej?
-Dzisiaj już mogę wytrzymać ból, no i jak zauważyłaś siadam już bez niczyjej pomocy.
-To super.
-A jak tam sprawy w Obozie?
-Kristin Chablev od Afrodyty namówiła Chejrona, żeby pozwolił jej zrobić przedstawienie w Obozie. Przedstawieniek, rozumiesz ty to? Będzie wspaniale. Och, i mówiła jeszcze, że mam tam grać. Ja ogólnie bardzo lubię sztuki i przedstawienia, więc mam nadzieję, że to wszystko wypali. Zaprowadzono otwarty konflikt między domkiem Afrodyty a domkiem Demeter, bo wczoraj Railey Jeninks powiedziała, że Lindsey Trenton ukradła jej chłopaka, na co domek Demeter z Lidsney na czele chciał rzucić klątwę na domek Afrodyty. Ginny i Mac zostały najlepszymi przyjaciółkami. Wczoraj wszyscy wskrzeszeni wrócili do obozu. Blare, Lindsey i Kristin przesyłają ci pozdrowienia, a Kristin jest gotowa opiekować się tobą jutro, mimo że jest od Afrodyty. Wyobrażasz to sobie?
Rachel przekazała mi jeszcze parę nowinek, szczególnie na temat Connie i Mackenzie. Nareszcie zjawiła się Katie z mięsem z grilla oraz wczorajszą surówką.
Potem obie dziewczyny zabrały mnie na przechadzkę. Zapomniałam spytać się Rachel o Nico, więc obiecałam sobie, że zrobię tu później. Następnie Rachel poprosiła mnie o ważną sprawę, więc zaprowadziła mnie do swojej groty i posadziła na kamieniu, a sama zaczęła wyjmować ze swojej szafy milion sukienek, spódnic i bluzek na ramiączka.
-Nie wygadasz nikomu? - zapytała, kiedy już wyjęła wszystko.
Pokręciłam głową.
-George Bloom od Apolla zaprosił mnie dzisiaj na randkę.
A potem obie, jak to dziewczyny, zaczęłysmy chichotać i wybierać odpowiednie ciuchy dla Rachel. Kiedy ona przebierała się właśnie w piękną, zieloną suknię ja mimowolnie pomyślałam o pocałunku z Nico. Był on krótki i mało romantyczny, a spododowany był jedynie moją prośbą o zrobienie czegoś, za co Bianca by się wściekła... Ale czy córka Hadesa byłaby zła na swojego brata, za to ze całował się ze mną? A może on co do mnie czuje...
I wtedy nasunęło się pytanie:
Co ja do niego czuję?
Strasznie się martwiłam, kiedy zabrała go ośmiornica, ale pewnie martwiłabym się w równym stopniu o Nico jak i o Annabeth lub Percy'ego... Percy jest chyba jednak lepszym porównaniem. Kiedy syn Hadesa mnie pocałował, czułam się w rodzaju czegoś „Nareszcie!”, ale czy to jednak była miłość?
Zamyśliłam się tak bardzo, że Rachel musiała mną potrząsnąć, żebym jej odpowiedziała. Kiedy wybraliśmy już odpowiedni strój na randkę Wyroczni, ta zaczęła martwić się czym innym. Czy się nie spóźni na randkę. Odprowadziła mnie podenerwowana, posadziła w łóżku, opatuliła kocem i przyniosła jedzenie, a potem z szybkością błyskawicy poleciała się przebrać.
Tak, Rachel wariowała.

We wtorek czułam się dokładnie tak samo jak w poniedziałek. Właściwie, to nie wiem, czym był spowodowany ten mój ból i zmęczenie. Jak już mówiłam, nic nie pamiętałam. Rachel zdała mi relację (ze szczegółami) jej randki z Goergem. Mówiła też, że następnego dnia mają się spotkać na plaży. Cały czas była zdenerwowana. To pewnie przez tego Blooma.
W środę było już o tyle lepiej, że mogłam sama wstać, ale natychmiast traciłam równowagę i spadałam na podłogę. Tego dnia zajmowała się mną rzekoma Kristin Chablev z domku Afrodyty, i muszę przyznać, że była całkiem miła. Poprosiła mnie również o wystąpienie w jej sztuce. Byłam bardzo zdziwiona... No ja się nie nadaję. Zapewniła mnie, że się nadaje i powiedziała, że sztka będzie wystawiana we wtorek za dwa tygodnie.
Czwartek... Mogłam już sama chodzić, o ile się czegoś podpierałam, bo równowagi w dalczym ciągu nie mogłam złapać. Wtedy przyszła do mnie Katie – nie widziałam się z nią od poniedziałku, więc można powiedzieć że trochę mi jej brakowało. Powiedziała, że są wieści o Nico, na co zapomniałam się przytrzymywać ściany i runęłam na podłogę. Katie skomentowała to dość wyniośle ale potem przeszła do Nico. Został wydostany z rąk ośmiornicy – na co odetchnęłam z ulgą i chciałam zatańczyć taniec radości, ale przekonałam się, że nie był to dobry pomysł – ale pobędzie jeszcze trochę na Olimpie. Taka była wola Zeusa, i nikt nie miał ochoty jej podważać.
Kiedy w piątek rano ustałam, żeby jak zwykle rozruszać mięśnie, stwierdziłam ze zdziwieniem, że nic mnie nie boli i odzyskałam równowagę. Podniosłam rękę. W dalszym ciągu nic. Podniosłam drugą rękę – nic. Podniosłam nogę – nic. Rzuciłam się na łóżko – nic. Odtańczyłam zwariowany taniec wygibus – trochę bolało w okolicy prawego łokcia, ale poza tym nic. Pobiegałam po domku Demeter – nic. Z radością wyleciałam z domku. Po drodze minęłam Kristin Chablev, ale biegłam tak szybko, że z pewnością że zdążyła się połapać, że to ja. Kiedy tak biegłam, zderzyłam się z Katie. Na mój widok zaczęła piszczeć i mnie przytlać. Od razu zaniosłysmy tą wieść pozostałym.

Kilka dni później siedziałam na moim łóżku w domku Demeter i malowałam w moim notatniku. Od piątku nic mnie nie bolało ani nie było żadnych takich wyskoków, więc uznałam, że ta dziwna choroba opuściła mnie raz na zawsze. Aż nagle do domu wpadła Rachel. Była cała zarumieniona, z rozwianymi włosami i przejętym wyrazem twarzy. Ach, chyba nie zdążyłam wspomnieć, że ona i George Bloom są parą. Ale wracając, Rachel stała w drzwiach i próbowała coś wyjaśnić, ale nie mogła. W końcu się poplątała i powiedziała tylko jedno słowo, a właściwie imię.
-Nico – wyszeptała, a ja bez słowa odrzuciłam pamiętnik i wstałam. Rachel wyszła z domku a ja podążyłam za nią. Wszyscy uczestiny Obozu tłoczyli się pod Wielkim Domem. Rachel popychała wszystkich i prowadziła mnie do przodu. Tam stali już Chejron, Dionizos, Percy i Annabeth. Spojrzałam na syna Hadesa. Tylko to jedno spojrzenie zapewniło mnie, że jego stan jest gorszy niż mi się wydawało. Wyglądał, jakby coś go rozszarpało na kawałki, a potem niedbale skleiło. Mówiąc prośniej, wyglądał strasznie.
-NICO!!! - wrzasnęłam.
Problem (a może właśnie nie problem) w tym, że to nie byłam ja.

To była Bianca.

Najulubieńsza postać miesiaca

Więc zaczynamy głosowanie na najulubieńszą postać miesiąca. Zasady:
No, po prostu piszesz w komentarzu pod tą notką: powinni odpaść... i piszecie dwie postacie które według was powinny odpaść.

1. Bianca di Angelo 


2. Liana "Lia" Jones


3. Percy Jackson

4. Mackenzie Drewn 

5. Luke Castellan

wtorek, 17 września 2013

Rozdział VIII

O trzeciej po południu poszliśmy na Third Street Promenade. Na początku nic się nie działo, ale potem... znikąd pojawiła się świnia wielkości dorosłej krowy. Zanim się zorientowaliśmy, rzuciła się na Percy'ego, którego odrzuciło do tyłu.
-Percy! - krzyknęła Annabeth i wyjęła miecz.
-Nie, Ann! - wrzasnęłam i złapałam ją za ramię. - Zagadka pamiętasz?
Percy szamotał się ze świnią i miał coraz mniejsze szanse.
Ann pokiwała głową. We dwie wymówiłyśmy zagadkę oraz jej rozwiązanie. I ze świnią stało się coś dziwacznego. Zaczęła się kurczyć oraz chudnąć. Potem zaczęła się robić srebrna, aż w końcu zamieniła się w szary pyłek. Percy wstał, otrzepał ubranie i powiedział:
-Dzięki, ale sam bym sobie poradził.
-Pocięty na kawałki. - prychnął Nico.

Mieliśmy pieniądze, więc wynajęliśmy dwa pokoje w jakimś motelu w nieciekawej okolicy. Cały był pomalowany na szaro, a obsługa wyglądała jak zombi. Ja i Annabeth rozłożyłyśmy się na łóżkach w naszym pokoju. Nareszcie prawdziwe łóżko! Kiedy Ann już cicho chrapała, ja próbowałam skontatować się z Biancą. A może Chaos ja ode mnie zabrał? To możliwe? A może ona siedzi gdzieś głęboko? Nie miałam pojęcia.
Rano podzieliliśmy się na dwie grupy. Percy z Annabeth obserwowali jedną część miasta, a ja z Nico drugą. Po dwugodzinnym obserwowaniu każdej kobiety w mieście mieliśmy dość. Znaleźliśmy cień wśród drzew posadzonych w odległej części parku. Nagle przypomniało mi się o czym myślałam poprzedniego wieczoru.
-Nico?
-Hmm?
-Zrób coś,za co Bianca by się skrzyczała.
-Hmm, zawsze była zła, jak nie myłem rąk przed jedzeniem.
-Nie, nie takie coś. Coś poważnego, za co byłaby naprawdę wkurzona.
Nico przez chwilę siedział nieruchomo i nic nie mówił, ale potem zaczął się do mnie przysuwać. Kiedy był już bardzo blisko zbliżył usta do moich i... pocałował mnie. Po kilku sekundach oderwał się ode mnie.
-Lia, co się stało?
Przez chwilę się nie odzywałam, byłam oszołomiona tym co zrobił.
-Nie mogę... nie mogę złapać kontaktu z Biancą.
Nico pobladł przestraszony.
-Co? Jak to? Kiedy?
-Przy niewidzialnej wyspie... kiedy wy zniknęliście, ja przeżyłam małe spotkanie z Chaosem, a potem zemdłam. Gdy się obudziłam w ciemnej celi z Annabeth... Bianci już nie było.
Nico się nie odzywał.

Spotkaliśmy się z Percy'm i Ann w jakiejś restauracji. Zapłaciliśmy za kanapki i colę. Percy i Annabeth widzieli grupkę wysokich i ubranych na czarno ludzi, a w środku czuprynę brązowych włosów, które, według nich należały do Chaosa. Nico powiedział im, że straciłam kontakt z Biancą. Na szczęście (lub nieszczęście) nie wspominał o pocałunku.
Poszliśmy tam, gdzie Chaosa widzieli Annabeth i Percy. Zauważliśmy jednego z tych „wysokich i ubranych na czarno ludzi”, który wchodził do opustoszałej kamienicy. Annabeth ze swoją czapką niewidką wkradła się do budynku, żeby coś podsłuchać, a my ukryliśmy się w krzakach i czekaliśmy. Nico chciał ze mną pogadać, ale ja nie miałam ochoty. To moje wyobrażenie, czy stałam się gburowata i chamska?
Annabeth wróciła z wieściami dla nas.
-Demeter jest przetrzymywana w pokoju 301A , tak słyszałam.
-Ale skoro do bogini, to dlaczego nie może się sama uwolnić? - spytał Percy.
Ann spojrzała na niego spode łba.
-Ponieważ oni kradną jej energię życiową.
-Ahaaa.... nadal nie rozumiem.
-Bóg czy bogini, mają w sobie coś takiego jak energia życiowa, która daje im moc i tak dalej. Kiedy ktoś będzie przetrzymywał takiego boga w odległości od Olimpu i jej źródła mocy (np. załóżmy, że ktoś porwał Posejdona, i żeby wykraść jego energie musi go trzymać z dala od Olipmu i wody) to powoli, powoli jego energia życiowa zaniknie, bóg stanie się driadą, satyrem lub czymś takim. Już rozumiesz?
-Nie do końca, ale coś tam rozumiem.
-Kiedy wykradną jej całą energię? - spytałam.
-Za pięć dni.
Pobladliśmy. Mieliśmy pięć dni na uwolnienie Demeter.
-A co się stanie z jej dziećmi? - niepewnie spytał Nico, spoglądając na mnie.
Annabeth pokręciła głową.
-Nie wiem. Albo zostaną takie jak były, albo będą z powrotem ludźmi.
Musieliśmy wkraść się do pokoju 301A, uwolnić Demeter i wrócić do obozu. Prościzna? Gdyby Demeter nie była pilnowana przez milion strasznych ludków... lub potworów i wcielenia początku według greckich mitów.

Ja i Percy szliśmy powoli do pokoju 301A. Kiedy już tam doszliśmy, nie byłam pewna, co chcę zobaczyć.
-Może ty otwórz drzwi, ok?
Percy kiwnął głową i otworzył drzwi. W zasadzie teraz wydawał mi się jakiś dziwny. Ann nie powiedziała mi, czy są znowu parą czy nie, ale zachowywała się, jakby byli, więc nie byłam pewna jak to z nimi jest.
Zobaczyliśmy kobietę ubraną w zieloną suknię z wieńcem na głowie. Kiedy nas zobaczyła jej oczy jakby się poszerzyły a twarz odmłodniała.
-Szybciej, zaraz tu będą! - krzyknęła Demeter.
-Kto tu będzie? - zapytał Percy.
Ja weszłam szybko do środka pokoju i wyjęłam mój sztylet, po czym przecięłam sznury, którymi bogini była obwiązana. Udało nam się wydostać z komnaty, lecz dalej nie poszło tak łatwo. Kiedy skręciliśmy w stronę schodów, zobaczyliśmy dziwnego potwora. Był szkieletem w czerwonym kolorze, miał założoną pelerynę, a zamiast ludzkich stóp... eee, sorki, szkieletorzych stóp, łapy kaczki. Percy wybuchnął śmiechem na widok kaczko-stóp. Ja wyciągnęłam swój sztylet i razem ruszyliśmy na potwora. Wydał z siebie dziwaczne „rrrraaghhhhrrrrr” i wyjął z peleryny coś na kształt miecza, z kulką zamiast rękojeści. Zaatakował mnie, podczas gdy Percy próbował ciąć w jego ciało. Jednak miesz odskakiwał od kości.
-Przecież to niebiański spiż, powinien zamienić się w pył! - krzyknęłam, po czym sobie coś uświadomiłam. - Percy, stopy!
Na szczęście zrozumiał. Wbił miecz w miejsce, gdzie przed chwilą znajdowała się kaczo-stopa, jednak potwór był mądrzejszy, niż nam się wydawało.
-Raaaaaaaaaaarrrrrrrrr! - ryknął i zaatakował Percy'ego. Tym razem to mi się poszczęściło, ponieważ przez przypadek szkielet wytrącił mi sztylet z ręki, któy spadł akurat na jego stopę. Jego kości zaczęly się rozpadać, aż w końcu została po nim tylko czarna peleryna.
-Nieźle – pochwaliła nas moja matka. Jak to dziwnie brzmi. Zwracać się do kobiety ubranej w wianek i zieloną suknię mamo, mając świadomość, że to bogini, która w każdej chwili może cię zniszczyć. Kiedy wyszliśmy na powietrze, Annabeth i Nico od razu rzucili się na nas (najpierw od pczątku witając się z Demeter).
-Potrzebujemy samochodu. Musimy dostać się na Manhattan. - powiedziała Ann.
-Wiesz, ile kosztuje taki kurs taksówką?!!
-A nasze pegazy?
-Kazałem im odlecieć.
-Percy!
-Nie, poczekajcie... - wtrąciłam się. - Nie musimy wynajmować taksówki do Manhattanu. Wynajmijmy taksówkę do San Francisco.
-Mój tata nie ma samochodu – wtrąciła się Annabeth.
-Nie. Nie mówię o twojej rodzinie. Mówię o moim tacie.

Kilka godzin później staliśmy przed moim domem (aby nie nabrać podejrzeń, Demeter przemieniła się w typową kobietę z normalnymi ciuchami). Był to niski domeczek, w kolorze brązu. Przed domem rozciągał się ogród, szerokości równy mojemu domowi. Były w nim najróżniejsze gatunki kwiatów, warzyw itd. Dopiero teraz pomyślałam, jak tata musiał się martwić. Pewnego dnia, po awanturze z nim wyszłam z domu rozzłoszczona i... i co? I nie wróciłam. Co on sobie pomyślał. Weszłam do domu.
Wyglądał tak, jak go zostawiłam.
Salon połączony z kuchnią sprawiał wrażenie niezadbanego. Po podłodze w salonie walały się gazety i ubrania. Stolik był przybrudzony czymś czarnym, a telewizor trzeszczał, i tylko czasami dało się słyszeć chichy głos Tommiego Marihutti, czyli sławnego ogrodnika, którego tata uwielbiał. Jedynie kanapa, dywan, szafa i komoda były w dobrym stanie. W kuchni na parapecie, tak jak zawsze, stały nieudane projekty taty - spalony fikus, niebieska stokrotka i pozginany storczyk. Na stole był gotowy obiad, makaron z serem i surówką. Samego taty nie było nigdzie widać. Sprawdziłam w jego sypialni – pusto. Łazienka – pusto. Taras (a raczej mini dżungla) – pusto.
-Twój tata ma bzika na punkcie kwiatów – powiedział Percy, kiedy weszliśmy na taras, po czym Annabeth trzepnęła go w ramię. - No co?
-Stara się wymyślić nowe kwiatki, które byłyby przełomem w jego karierze naukowca – ogrodnika – uśmiechnęłam się, wspominając słowa taty. - To jedyny z jego udanych projektów – powiedziałam, podnosząc wysokiego na jakieś pół metra, pomarańczowo-różowo-białego storczyka. A skoro nie ma go tu, to musi być na strychu.
Wchodząc na drabinkę od razu usłyszałam znajomy kaszel. Tata siedział na moim łóżku i wpatrywał się w okna. Ok, teraz zapewne muszę powiedzieć, jak wygląda strych, a zarazem mój pokój. Na końcu pomieszczenia jest podium, na którym widnieją moje zdjęcia naturalnej wielkości, oraz kilkanaście kwiatków. Nad szafą wisi mój wielgachny autoportret. Reszta ścian była oknami. Łóżko jest przesunięte pod jedną ze ściano-okien. Wszędzie, gdzie się dało, były farby, kredki, płótna, stojaków i – tego było najwięcej – obrazów. Moje hobby to malowanie.
Odchrząknęłam, i tata – czyli niski, chudy, 50-letni mężczyzna, z wielkimi okularami, szarą brodą i włosami (których zostało niewiele) – odwrócił się.
-Liana! Gdzież ty się podziewałaś?!
-Liana? - powtórzył Nico.
-Tato... jest... dużo spraw do omówienia.

Kiedy już opowiedzieliśmy mojemu tacie o bogach itd., i zapewniliśmy, że Demeter nie zamieni go w kwiatka – o czym zapewne skrycie marzył – nareszcie, odzyskał rozum, i zaprosił nas na dół.
Siedliśmy przy stole w salonie, a tata starał się wyczyścić czarną plamę po kawie na stoliku, mrucząc pod nosem coś o trzęsącej się ręce. Kiedy on użerał się z czarnym intruzem Annabeth powiedziała mu, że ja i ona zrobimy herbatę, i zaciągnęła mnie w stronę kuchenki.
Wyciągnęłam z szafki herbatę i zaparzyłam wodę, a Ann wyjęła szklanki.
-Twój tata to naprawdę fajny człowiek – wymruczała, kiedy czekaliśmy na wodę.
Już miałam powiedzieć coś o jego dziwnym hobby wymyślania innych gatunków kwiatów, kiedy uzmysłowiłam sobie, że Ann ma rację. Tata zawsze był przy mnie, nawet kiedy ja nie chciałam go przy sobie.
-Czasami wydaję się taki... dziwny – ciągnęła córka Ateny – Właściwie mało mówiłaś... co ja gadam, w ogóle nie mówiłaś o swojej rodzinie. Może teraz mi coś powiesz?
Postanowiłam opowiedzieć Annabeth całą historię mojego taty.
-Nazywa się Berth. W młodości był geniuszem. Po liceum zaczął uczyć się w jakimś Ośrodku Badawczym. W trakcie trwania egzaminów, dzięki których mógłby dostać się do Ośrodka i być naukowcem, zachorował. Nie przystąpił do egzaminów, a oni nie chcieli dać mu drugiej szansy.
Załamał się i zajął hodowlą kiatów. A kiedy urodziłam się ja, postanowił spróbować na nowo, tym razem samodzielnie, i połączyć swoją inteligencję ze swoim hobby. Kiedy miałam 2 lata poznał Esmeraldę. To była naprawdę fajna kobieta, młodsza od taty o 5 lat. Planowali wziąć ślub, a ja się z tego ogromnie cieszyłam. I wtedy był ten wypadek, Esmeralda zginęła. Miałam 7 lat. Wtedy nasze relacje się popsuły, zaczęłam się z nim kłócić, nie wiem dlaczego, ale obwiniałam go o jej śmierć... Potem nigdy nie miałam dobrych kontaktów z nim... W szkole stawałam się nie do zniesienia....
W połowie mojej opowieści woda się zagotowała i Annabeth zaczęła ją wlewać do szklanek.
Bez słowa zaniosłyśmy napój Demeter, Percy'emu, Nico i mojemu tacie.

Tata oczywiście zgodził się pożyczyć nam samochód, więc godzinę temu (pod wieczór) wyruszyliśmy na Manhattan. Kierował Percy, Nico siedział z przodu a „kobiety na tyle”, jak to powiedział syn Posejdona, na co Ann odparła, że to Demeter powinna kierować, ale ona znowu odpowiedziała że nie umie prowadzić (na co wszyscy stanęliśmy jak wryci).
Nie wiem, czy pozostali to zauważyli, ale kiedy wjeżdżaliśmy do tunelu (bo na drodze coś budowali) ja dostrzegłam pięć postaci w pelerynie, i zaczynałam się obawiać, czy to nie szkielety. Pod końcem drogi, tam gdzie był wyjazd, na ścianie wisiała wielka rama, z napisem „północna rama”. Coś mi się kojarzyło, ale nie mogłam sobie przypomnieć.
Właśnie koło tej ramy samochód sfiksował. Wysiedliśmy z niego, a Nico obejrzał opony i stwierdził, że jedna z nich się przedziurawiła.
-Świetnie – powiedziałam równo z Ann, i zaczęliśmy debatować, co tu zrobić. Annabeth sprawdziła, czy w bagażniku nie ma zapasowej opony, ale z jednej przedziurawionej która znajdowała się w bagażniku wynioskowaliśmy, że ta przebita to była zapasowa. Percy chciał jechać na zepsutej oponie, ale przekonaliśmy go, że to niemożliwe. Annabeth chciała pójść się kogoś spytać, gdzie można kupić opone. Pytanie tylko, gdzie znajdziemy innego człowieka. Była ósma wieczorem i wszyscy mądrzy ludzie pewnie siedzieli w domu.
-Ehh, herosi? - powiedziała Demeter w trakcie naszego debatowania.
-Nie teraz, mamo.
-Ale powinniście to zobaczyć.
-Mamo, proszę.
-ATAKUJĄ NAS POTWORY, WIĘC PRZESTAŃCIE SIĘ PRZYGLĄDAĆ SAMOCHODOWI I RUSZCIE CZTERY LITERY BO JAK NIE TO ZARAZ ZGINIECIE!
Na jej krzyk obróciliśmy się wszyscy dokładnie w tym samym momencie. I dokładnie wtedy zaatakowało nas pięć szkieleto-kaczek, które widziałam wcześniej.
-Celujcie w stopy! - zdołał wykrzyknąć Percy zanim został zaatakowany.
Demeter machnęła ręką i jeden ze szkieletów zamienił się w zboże, ale zaraz po tym upadła na ziemię, przez co musiałam ochraniać i ja.
-Potrzebuję... regeneracji – powiedziała.
Annabeth pokonała swojego szkieleta i przybiegła mi na pomoc. Jakby telepatycznie porozumieliśmy się. „Ty walcz, ja odciągnę Demeter”. Wzięłam boginię (a szczerze mówiąc, nie była taka lekka na jaką wyglądała) i wsadziłam do samochodu. I gdy tylko zamknęłąm drzwiczki starego vana usłyszeliśmy ryk. To wielka, wielka, wielka, fioletowo-biała ośmiornica, tratowała wszystko co na swojej drodze, żeby się do nas dostać. Nawet trzy szkieletory na chwilę zamarły i obróciły się. Ośmiornica ryknęła, a Percy, korzystając z nieuwagi szkieletów zabił swojego. Wtedy wielka morska... eee... coś tam się na niego rzuciła. Percy starał się jak umiał, ale nie mógł jej zabić. Miecz odskakiwał od jej ciała jak od metalu. Nico zaczął mu pomagać, a w tym czasie my z Annabeth zajęliśmy się dwoma szkieletorami. Pokonałyśmy je, ale zanim Ann to zrobiła on ją ugodził i ta zemdlała. Ośmiornica jakby zawyła ze szczęścia. Percy stanął przed Ann.
-Nie tkniesz jej! - wrzasnął do ośmiornicy.
Ośmiornica wyciągnęła macki. Nico i ja prędzej połapaliśmy się, o co jej chodzi.
-Percy, uważaj! - krzyknął Nico i powalił go na ziemię, zanim ośmiornica go złapała. Ale wskutek tego, zdobyła Nico.
-Nico! - wrzasnął Percy.
Ośmiornica ekspresowo odpełzła, i po jakimś czasie słyszeliśmy tylko krzyki Nica, ale ona również ucichły.
Percy chciał za nią pobiec, ale powiedziałam, że lepiej, gdybyśmy zajęli się Annabeth. A co do Nico... Nie wiem, byłąm już wykończona. Za dużo wrażeń. I nagle mój wzrok spoczął na napisie na ramie. I już wiedziałam, skąd znałam ten napis.
-Percy...
Chłopak spojrzał na mnie pytająco.
-Percy, na tę misję nie powinna wyruszyć jeszcze jedna osoba, rozumiesz? Bo jeszcze jest Demeter. To ma sens, dlaczego ośmiornica go zabrała...
-Lia, co ty bredzisz?!

-Przepowiednia. Czwórka niech stanie w północnej ramie. Czwórka.

Wracam!!!!

To kompletnie nie zgadza się z tym co napisałam w poprzedniej notce, ale dobra

WRACAM!!!!!

Zdecydowałam, że jednak mam pomysły a czasu więcej na pisanie opowiadań, poza tym przeglądając wcześniejsze notki pomyślałam, że ta historia jest całkiem fajna i dobrze by było ją kontynuować. Także, za chwilę kolejny rozdział...

Mam nadzieję, że się cieszycie.

czwartek, 5 września 2013

O bosz!

O bosz, jak ja dawno tu nie wchodziłam... Otóż pytanie: czy mam zostawić bloga czy go usunąć? Chyba już na niego nie wrócę... w sensie, że już nie będę pisała opowiadania.
Więc usunąć go czy nie?
A, i chcę powiedzieć, że brak komentarzy z odpowiedziami będzie równoznaczny z komentarzami z treścią "Tak, usuń bloga".
Dzięki.

Tudzia