Na początku małe wyjaśnienie.
Nie będę już pisała tytułów przy rozdziałach. Po prostu nie mam pomysłów.
To w zasadzie wszystko, więc przechodzimy do rozdziału IX.
Nakarmiłam
Annabeth ambrozją i nektarem, podczas gdy Percy próbował ocucić
Demeter. Po paru minutach bogini się obudziła, a Ann coś mamrotała
przez sen, więc uznaliśmy, że jest dobrze. Percy opowiedział
wszystko mojej matce, a ja od czasu do czasu się wtrącałam.
Chcieliśmy natychmiast iść i szukać Nico, ale Demeter
powiedziała, że lepiej by było pojechać na Olimp.
-Po co? -
zapytałam.
-Mój brat, Zeus
wam pomoże.
-Zeus?! I w ogóle
jak my się dostaniemy na Manhattan, skoro samochód jest zepsuty?! -
wybuchł Percy.
-Wiesz, co by ci
się przydało? - zapytała Demeter, spoglądając na Percy'ego spod
przymrużonych oczu. Już się przestraszyłam, ale bogini
powiedziała: - Rolnictwo. I codziennie owsianka na śniadanie.
Jękneliśmy.
-Już dobrze!
Powiedzmy że... kiedyś... ja... podsunęłam Artemidzie pomysł z
Łowczyniami, a no jeszcze nie oddała mi przysługi.
-To ty wymyśliłaś
Łowczynie?
-Mniejsza z tym,
ale jak powiecie komukolwiek to kara będzie znacznie gorsza niż
owsianka.
-I... co z tą
Artemidą?
-No mogę ją
wezwać, żeby przyjechała tu swoimi saniami które kompletnie nie
pasują do teraźniejszej pory roku, czyli inaczej wiosny, bo są
zimowe, ale mniejsza z tym, i zabierze nas na Olimp. Zeus nie lubi
herosów, a szczególnie ciebie – spojrzała na Percy'ego, na co on
zrobił głupią minę – ale mi pomoże. Poprosimy go o
odnalezienie tego małego kurdupla...
-Ej! –
zaprotestowałam.
-... mnie
zostawicie na Olimpie a sami pójdziecie do tego swojego oboziku.
Wszystko jasne?
Zaczęliśmy
pojękiwać i postękiwać, na znak protestu, ale nagle ta cała
misja nabrała dla mnie sensu.
Musieliśmy
zostawić Demeter, bo jak ona powiedziała, będziemy przeszkadzać w
transmisji czy czymś takim. Więc wzięłam Annabeth za ręce a
Percy za nogi i przenieśliśmy się w tył tunelu, gdzie był zakręt
i nie było widać nic dalej. Trochę się obawiałam zostawiania
bogini samej (brzmi dość absurdalnie), ale jednak musiałam to
zrobić.
Położyliśmy Ann
na ziemi i usiedliśmy obok niej. Pery pożarł całe opakowanie
niebieskich żelków i kanapek z niebieską marmoladą, ja jednak,
mimo że byłam bardzo głodna nie mogłam przełknąć ani kęsa. Za
bardzo martwiłam się Nico.
Ann obudziła się
po kilku minutach. Opowiedzieliśmy jej wszystko co się stało, a
ona po tym tylko pokiwała głową i zamyśliła się.
Po jakiejś
półgodzinie Demeter powiedziała, że musimy wyjść na świeże
powietrze. Trochę protestowałam, ponieważ stary van był jednym z
największych skarbów mojego ojca, poza tym na inny samochód nas
nie stać. Z przykrością musiałam jednak opuścić samochód. Po
kilkusekundowym staniu na powietrzu zobaczyliśmy mały punkcik na
niebie, który posuwał się w naszą stronę. Moja mama kazała nam
zamknąć na chwilę oczy i odwrócić głowy. Zrobiliśmy to co
kazała.
Artemida okazała
się być bardzo miła i oczywiście pozwoliła nam jechać z nią na
Olimp. Była bardzo zainteresowana historią Bianci. Pewnie dlatego,
że córka Hadesa była jej Łowczynią. W drodze na Olimp prawie
usypiałam. Percy już to zrobił, a Annabeth wesoło gawędziła z
dwoma boginiami.
Kiedy się
obudziłam, byliśmy już na miejscu. Weszliśmy do sali... tronowej,
czy tam jak to nazwać. Tam byli tylko Zeus, Hermes, Apollo i
Afrodyta. Kiedy bogowie zobaczyli Demeter, podeszli do niej i zaczęli
wypytywać o zdrowie, przytulać i oczywiście o wszystkie takie
bzdety. Najbardziej zadowolony był Zeus, bo oczywiście chciał mieć
wszystkich bogów przy sobie.
Kiedy podaliśmy
panu niebios swoją prośbę, on pogładził się po głowie i
zamyslił głęboko.
-Herosi, muszę wam
odmówić.
-JAK TY, ZEUSIE,
MOŻESZ NAM ODMAWIAĆ? ODZYSKALIŚMY DLA CIEBIE DEMETER!!! POWINENEŚ
NAM DZIĘKOWAĆ, I SPEŁNIĆ NASZĄ JEDNĄ, JEDYNĄ PROŚBĘ!!! A TY
ANI NAM NIE PODZIĘKOWAŁEŚ, ANI NIE CHCESZ SPEŁNIĆ NASZEJ
PROŚBY!!! - wybuchnęłam, i zaczęłam płakać. A potem poczułam,
jakby milion igiełek wbiło mi się w szyję, obraz mi się zamazał
i poszułam tylko jak upadam na twardą posadzkę.
Obudziłam się...
a właściwie nie wiem, czy się obudziłam, bo czułam się, jakbym
była tylko lalką, która może się poruszać jedynie dzięki
podziąganiu za sznurki. Byłam wśród tłumu ludzi. Wydawało mi
się, że powinnam ich wszystkich znać, ale nie znałam. Och, ten
chłopak wyglądał jak... ostatni raz widziałam go... nie
pamiętam... pamiętam tylko twardu, bolący upadek. I co było
wcześniej? Jak się tu znalazłam? I gdzie ja jestem? Nie widziałam
nic poza sylwetkami tych wszystkich osób. One nie mówiły, ale
szemrały, i wszystkie były takie nudne, jakby nie miały na nic
siły ani ochoty. Szczerze, to sama czułam się podobnie.
-Rozstąpcie się.
- usłyszałam dziewczyński głos, cichy, ale przekonujący.
Wszystkie sylwetki
rozsunęły się, a ja zobaczyłam dziewczynę. Miała rudo-czarne
włosy, zielone oczy i ciemną cerę. Była idealnie uczesana, i
bardzo modnie ubrana. Tylko była na boso.
Podeszła do mnie i
dotknęła na ramię, a ja poczułam, jak tracę w tamtym miejscu
czucie, ale to było takie przyjemne, jakbym nie musiała już nic
nigdy robić, tylko leżeć i leniuchować.
-Kolejny heros –
powiedziała, a ja słyszałam jej głos jak echo. - Zróbcie
miejsce!
Ludzie zaczęli się
rozmazywać, aż wreszcie nie było tam nikogo, oprócz mnie i tej
dziewczyny. Ze zdumieniem odkryłam, że ona zaczyna płakać.
-Jestem Alice, ale
moje imię zmieniało się wraz z wiekami. Raz byłam Augustyną, raz
Artemą, raz Adellą... Od wieków siedzę tu razem z tymi duchami, a
one nie mogą nic powiedzieć. Za to że mówię, uznały mnie
królową.
Co to za
miejsce? - chciałam zapytać, ale odkryłam, że nie mogę nic
powiedzieć.
-Słyszę cię.
Twoje myśli. I myśli tej... tej w środku.
Tej w środku?
-Jak jej tam...
Bianci di Angelo. Och, jest umarła... W takim razie macie dużo
wspólnego.
Jak to dużo wspólnego?...
Nieważne... Nie chcę wiedzieć... Chce się stąd wydostać!!!
-Nie pozwoliłabym
ci, ale... za bardzo przypominasz mnie. - potem wyglądała, jakby
wzrokiem przewiercała mi mózg. - Straciłaś ich? Annabeth, Rachel,
Connor, Chejron, Connie, Mackenzie, Silena, Beckendorg, Luke,
Percy... Nico. Te imiona słyszę w twojej pamięci.
-Musisz się stąd
wydostać, bo wiem, że będziesz potrzebna. Pomogę ci. -
powiedziała Alice i mnie popchnęła.
Czułam się,
jakbym spadała w otchłań głęboką i ciemną. I nagle otworzyłam
oczy.
Byłam w domku
Demeter, a nade mną stali Percy, Annabeth, Rachel i Chejron.
-Co... jak...
gdzie? - zapytałam.
-Lia!!! Obudziłaś
się!!! Nareszcie. Wszyscy się tak okropnie martwiliśmy, oczywiście
ja najbardziej.
-Uspokój się,
ruda wiewiórko. Ja nie wiem gdzie byłam i co się działo...
-To ja ci opowiem –
powiedziała Annabeth i usiadła na krawędzi łóżka. - Po tym, jak
krzyknęłaś na Zeusa, to upadłaś. Ale to był taki huk... Jakby
wybuchła bomba albo coś takiego. Więc po tym wszyscy spojrzeliśmy
na Zeusa, a on zapewnił że nic nie zrobił. Wydawał się jednak
być taki zaniepokojony. Powiedział, żebyśmy wrócili do Obozu a
on obiecał odnaleźć Nico. Zrobiliśmy tak jak kazał. Driady
nałożyły ci jakiś okład i dali lekarstwo, oczywiście podali ci
też ambrozję i nektar. Siedzieliśmy tu i czekaliśmy z małymi
przerwami przez... - popatrzyła na zegarek na swojej ręce... skad
ona go wytrzasnęła? - sześć godzin, siedem minut i czterdzieści
jeden sekund.
Nie wiedziałam co
o tym myśleć. Moi przyjaciele... tak, chyba przyjeciele, chyba już
mogłam ich tak nazywać, byli tacy kochani, opiekowali się mną...
Nic nie
powiedziałam tylko mocno przytuliłam zdziwioną Annabeth.
-Lia, kiedy już
wydobrzejesz, to chcę z tobą pogadać... z tobą, i z Annabeth oraz
Percy'm. - powiedział Chejron.
-D-dobrze. -
zgodziłam się, trochę przestraszona. Chejron wyglądał na
zmartwionego i takiego śmiertelnie poważnego.
Chejron oraz Percy
wyszli, a ja, Annabeth i Rachel pogadaliśmy jeszcze chwilkę, zanim
poszułam się zmęczona i ponownie odpłynęłam w sen.
Kiedy się
obudziłam, zobaczyłam przy mnie Katie Gardner. Kiedy zobaczyła, że
się budzę, uśmiechnęła się szeroko i pomogła mi usiąść.
Dała mi do ręki miskę z czymś, wyglądającym jak pomarańczowa
zupa.
-Jedz – rozkazała
mi wesołym tonem, a ja natychmiast to zrobiłam. Nawet nie zdawałam
sobie sprawy, jaka byłam głodna.
-Która godzina? -
zapytałam, gdy skończyłam jeść.
-Dziewiąta
wieczorem.
Zdziwiłam się i
spojrzałam na okno. Rezczywiście, było już ciemno.... No nie tak
zupełnie, bo słońce próbowało jeszcze świecić.
Katie zabrała mi
miskę, podała mi jakąś książkę, opatuliła kocem i wyszła z
domku. Nie miałam najmniejszego zamiaru czytać, więc rzuciłam
książkę gdzieś w kąt i przytuliłam się do poduszki. Zupełnie
nie chciało mi się spać, ale po chwili znowu powędrowałam w
objęcia Morfeusza... Szczerze, miałam już dość spania.
Otworzyłam oczy, i
pierwsze co zobaczyłam to uśmiechniętą od ucha do ucha Katie.
Znów pomogła mi usiąść i dała talerz z tostami i surówką.
Zjadłam wszystko jak najprędzej i chciałam się położyć, ale
dziewczyna mi nie pozwoliła.
Zaprowadziła mnie
do łazienki (każdy ruch był potwornie bolesny) i pomogła mi się
przebrać, a właściwie to ja pomagałam jej przebrać mnie. Potem
wyprowadziła mnie z domku, a ja poczułam, jak świeże powietrze
dodaje mi sił. Oprowadziła mnie wokół całego obozu, a kiedy
powiedziałam, że jestem zmęczona Katie zaprowadziła mnie na plażę
i tam we dwie usiedliśmy.
-Driady mówiły,
że za jakiś tydzień wydobrzejesz.
TYDZIEŃ?!! Na tą
wiadomość westchnęłam głęboko i odchyliłam głowę do tyłu.
-Ej, Lia, będzie
dobrze!
-A tak w ogóle, to
co dzisiaj jest?
-Sobota.
Następny dzień
wyglądał prawie tak samo, i wciąż nie czułam żadnej poprawy. W
poniedziałek jednak nie bolało mnie aż tak strasznie, i mogłam
już sama siadać. Rano nie było przy mnie Katie, ale około
jedenastej wpadła do domku razem z Rachel.
-Connor i Travis
zepsuli moje t r z y s a d z o n k i ! Pomyślcie tylko. Trzy
sadzonki, nad którymi ja tak uważnie i przykładnie pracowałam!
-Ej, Katie, uspokój
się. Będzie lepiej!
-Nie będzie
lepiej. Straciłam te trzy sadzonki, i teraz zostało mi tylko
czterdzieści siedem.
-TYLKO?
-Tak, tylko.
Potem jakby
przypomniały sobie o mnie, i Katie poleciała do pawilonu jadalnego
po śniadanie dla mnie. Rachel usiadła na krąwedzi łóżka i
spojrzała na mnie.
-Lepiej?
-Dzisiaj już mogę
wytrzymać ból, no i jak zauważyłaś siadam już bez niczyjej
pomocy.
-To super.
-A jak tam sprawy w
Obozie?
-Kristin Chablev od
Afrodyty namówiła Chejrona, żeby pozwolił jej zrobić
przedstawienie w Obozie. Przedstawieniek, rozumiesz ty to? Będzie
wspaniale. Och, i mówiła jeszcze, że mam tam grać. Ja ogólnie
bardzo lubię sztuki i przedstawienia, więc mam nadzieję, że to
wszystko wypali. Zaprowadzono otwarty konflikt między domkiem
Afrodyty a domkiem Demeter, bo wczoraj Railey Jeninks powiedziała,
że Lindsey Trenton ukradła jej chłopaka, na co domek Demeter z
Lidsney na czele chciał rzucić klątwę na domek Afrodyty. Ginny i
Mac zostały najlepszymi przyjaciółkami. Wczoraj wszyscy
wskrzeszeni wrócili do obozu. Blare, Lindsey i Kristin przesyłają
ci pozdrowienia, a Kristin jest gotowa opiekować się tobą jutro,
mimo że jest od Afrodyty. Wyobrażasz to sobie?
Rachel przekazała
mi jeszcze parę nowinek, szczególnie na temat Connie i Mackenzie.
Nareszcie zjawiła się Katie z mięsem z grilla oraz wczorajszą
surówką.
Potem obie
dziewczyny zabrały mnie na przechadzkę. Zapomniałam spytać się
Rachel o Nico, więc obiecałam sobie, że zrobię tu później.
Następnie Rachel poprosiła mnie o ważną sprawę, więc
zaprowadziła mnie do swojej groty i posadziła na kamieniu, a sama
zaczęła wyjmować ze swojej szafy milion sukienek, spódnic i
bluzek na ramiączka.
-Nie wygadasz
nikomu? - zapytała, kiedy już wyjęła wszystko.
Pokręciłam głową.
-George Bloom od
Apolla zaprosił mnie dzisiaj na randkę.
A potem obie, jak
to dziewczyny, zaczęłysmy chichotać i wybierać odpowiednie ciuchy
dla Rachel. Kiedy ona przebierała się właśnie w piękną, zieloną
suknię ja mimowolnie pomyślałam o pocałunku z Nico. Był on
krótki i mało romantyczny, a spododowany był jedynie moją prośbą
o zrobienie czegoś, za co Bianca by się wściekła... Ale czy córka
Hadesa byłaby zła na swojego brata, za to ze całował się ze mną?
A może on co do mnie czuje...
I wtedy nasunęło
się pytanie:
Co ja do niego
czuję?
Strasznie się
martwiłam, kiedy zabrała go ośmiornica, ale pewnie martwiłabym
się w równym stopniu o Nico jak i o Annabeth lub Percy'ego... Percy
jest chyba jednak lepszym porównaniem. Kiedy syn Hadesa mnie
pocałował, czułam się w rodzaju czegoś „Nareszcie!”, ale czy
to jednak była miłość?
Zamyśliłam się
tak bardzo, że Rachel musiała mną potrząsnąć, żebym jej
odpowiedziała. Kiedy wybraliśmy już odpowiedni strój na randkę
Wyroczni, ta zaczęła martwić się czym innym. Czy się nie spóźni
na randkę. Odprowadziła mnie podenerwowana, posadziła w łóżku,
opatuliła kocem i przyniosła jedzenie, a potem z szybkością
błyskawicy poleciała się przebrać.
Tak, Rachel
wariowała.
We wtorek czułam
się dokładnie tak samo jak w poniedziałek. Właściwie, to nie
wiem, czym był spowodowany ten mój ból i zmęczenie. Jak już
mówiłam, nic nie pamiętałam. Rachel zdała mi relację (ze
szczegółami) jej randki z Goergem. Mówiła też, że następnego
dnia mają się spotkać na plaży. Cały czas była zdenerwowana. To
pewnie przez tego Blooma.
W środę było już
o tyle lepiej, że mogłam sama wstać, ale natychmiast traciłam
równowagę i spadałam na podłogę. Tego dnia zajmowała się mną
rzekoma Kristin Chablev z domku Afrodyty, i muszę przyznać, że
była całkiem miła. Poprosiła mnie również o wystąpienie w jej
sztuce. Byłam bardzo zdziwiona... No ja się nie nadaję. Zapewniła
mnie, że się nadaje i powiedziała, że sztka będzie wystawiana we
wtorek za dwa tygodnie.
Czwartek... Mogłam
już sama chodzić, o ile się czegoś podpierałam, bo równowagi w
dalczym ciągu nie mogłam złapać. Wtedy przyszła do mnie Katie –
nie widziałam się z nią od poniedziałku, więc można powiedzieć
że trochę mi jej brakowało. Powiedziała, że są wieści o Nico,
na co zapomniałam się przytrzymywać ściany i runęłam na
podłogę. Katie skomentowała to dość wyniośle ale potem przeszła
do Nico. Został wydostany z rąk ośmiornicy – na co odetchnęłam
z ulgą i chciałam zatańczyć taniec radości, ale przekonałam
się, że nie był to dobry pomysł – ale pobędzie jeszcze trochę
na Olimpie. Taka była wola Zeusa, i nikt nie miał ochoty jej
podważać.
Kiedy w piątek
rano ustałam, żeby jak zwykle rozruszać mięśnie, stwierdziłam
ze zdziwieniem, że nic mnie nie boli i odzyskałam równowagę.
Podniosłam rękę. W dalszym ciągu nic. Podniosłam drugą rękę –
nic. Podniosłam nogę – nic. Rzuciłam się na łóżko – nic.
Odtańczyłam zwariowany taniec wygibus – trochę bolało w okolicy
prawego łokcia, ale poza tym nic. Pobiegałam po domku Demeter –
nic. Z radością wyleciałam z domku. Po drodze minęłam Kristin
Chablev, ale biegłam tak szybko, że z pewnością że zdążyła
się połapać, że to ja. Kiedy tak biegłam, zderzyłam się z
Katie. Na mój widok zaczęła piszczeć i mnie przytlać. Od razu
zaniosłysmy tą wieść pozostałym.
Kilka dni później
siedziałam na moim łóżku w domku Demeter i malowałam w moim
notatniku. Od piątku nic mnie nie bolało ani nie było żadnych
takich wyskoków, więc uznałam, że ta dziwna choroba opuściła
mnie raz na zawsze. Aż nagle do domu wpadła Rachel. Była cała
zarumieniona, z rozwianymi włosami i przejętym wyrazem twarzy. Ach,
chyba nie zdążyłam wspomnieć, że ona i George Bloom są parą.
Ale wracając, Rachel stała w drzwiach i próbowała coś wyjaśnić,
ale nie mogła. W końcu się poplątała i powiedziała tylko jedno
słowo, a właściwie imię.
-Nico –
wyszeptała, a ja bez słowa odrzuciłam pamiętnik i wstałam.
Rachel wyszła z domku a ja podążyłam za nią. Wszyscy uczestiny
Obozu tłoczyli się pod Wielkim Domem. Rachel popychała wszystkich
i prowadziła mnie do przodu. Tam stali już Chejron, Dionizos, Percy
i Annabeth. Spojrzałam na syna Hadesa. Tylko to jedno spojrzenie
zapewniło mnie, że jego stan jest gorszy niż mi się wydawało.
Wyglądał, jakby coś go rozszarpało na kawałki, a potem niedbale
skleiło. Mówiąc prośniej, wyglądał strasznie.
-NICO!!! -
wrzasnęłam.
Problem (a może
właśnie nie problem) w tym, że to nie byłam ja.
To była Bianca.