PYF!

Nieładnie, nieładnie... zaraz Erynie zjedzą cię żywcem!smierdzacy_lamusie.ogg

wtorek, 19 marca 2013

Rozdział VI - Wydarzenia na niewidzialnej wyspie

Hmm... powiem tylko przepraszam, że mnie tyle nie było, że czekaliście... Macie tutaj nowy, krótki rozdział. 
 … łapy Cerbera.
-Cerber! - wykrzyknęła Ann.
-Spostrzegawcza jesteś – mruknął Nico.
-Co on robi tak blisko pałacu Hadesa? - krzyknął Percy.
Cerber zauważył nas i trochę powarczał, ale gdy zauważył Annabeth od razu się rozpromienił.
-Ciebie wszystkie psy tak lubią? - zapytałam.
-Annabeth bawiła się kilka lat temu z Cerberem... No, zaprzyjaźnili się – wytłumaczył Percy.
-Aha, czyli możemy sobie przejść i nic nam nie zrobi?
-Tego nie byłbym taki pewien.
-Świetnie.
Cerber chciał się bawić z Annabeth i nawet przysiadł, jak do psy robią przed rzuceniem im kości.
-Co robimy? - powiedział Nico.
-Możemy odwrócić jego uwagę.
-Jak?
Więc plan był taki: Ann miała zajać cerbera a potem szybko podbiec do nas. Nic tylko współczuć. Kiedy już ja, Nico i Percy byliśmy już bezpieczni Ann zaczęła do nas podchodzić. I wszystko szło jak z płatka dopóki pies nie zaczął tęsknić za Annabeth. Zaskomlał krótko i odwrócił do nas głowę – o, przepraszam – głowy.
-Wiej! - wrzasnął Percy i wszyscy zaczęśliśmy uciekać, ale było wiadomo, że trzygłowy pies jest od nas szybszy. Na szczeście Nico zaprowadził nas do jakiegoś wyjścia i uciekliśmy. Teraz znajdowaliśmy się w jaskini żywcem wyjętej z jakiegoś filmu historycznego. Sufit znajdował się wysoko nad nami, a pod ścianami (głazami) znajdowały się gablotki z różnymi perłami i tego typu straymi rupieciami.
-Gdzie my jesteśmy? - zapytałam (raczej logicznie).
-Nie wiem – odpowiedziały mi trzy głosy.
Nagle usłyszeliśmy szloch. Osoba która płakała była chyba za jedną ze ścian.
-Co to? - zapytała Annabeth.
Podeszliśmy do ściany.
-Hej! - zawołałam. - Słyszysz nas?
Osoba zapłakała jeszcze bardziej.
-Przesuńmy tę ścianę – powiedział Nico i we czwórkę zaczęliśmy pchać, jednak to nic nie dało.
-Co możemy zrobić? - zapytał Percy.
-Nie zostawimy jej - przypuszczam, że to ona – na pastwę losu! - wrzasnęłam.
Nagle Annabeth wpadła na pomysł. Widać to było po tym, że miała taką iskrę w oku.
-Lia. - powiedziała – Twoja matka jest boginią plonów. Ziemi, no nie? A głaz to ziemia. Może spróbuj go przesunąć umysłem.
-Nie. – skrzywiłam się – Nie umiem. A nie możesz zrobić tego... co nad wejściami Fantasosa?
-Nie. Jak nazwa brzmi, to były wejścia, a to zwykły głaz. No dalej, spróbuj!
-Spróbuj, spróbuj! - dopingowała mnie Bianca.
Próbowałam jeszcze protestować, ale na nic się to nie zdało. Przyłożyłam rękę do głazu i skoncetrowałam się na nim (choć nie sądziłam, że może to mieć jakiś skutek), i ku mujemu zdziwieniu, on zaczął drgać a po upływie kilku sekund odsunął się, pokazując nam dziwaczny widok. Dwie dziewczynki, w wieku może 11, 12 lat opierały się o coś w rodzaju połowki ściany, której górna część dawno opadła. Dziewczynki szlochała, ale były zadowolone, że je znaleźliśmy.
-Co wy tu robicie? - zapytała Annabeth.
-Myślicie, że wiemy? - powiedziała wyższa.
-Czekajcie, po kolei. Kim jesteście?
-Herosami – odpowiedziały równocześnie.
-Jak się nazywacie?
-Connie i Mackenzie.
-Jak się tu znalazłyście?
-Latające konie.
-Czyimi córkami jesteście?
-Elizabeth Drewn – odpowiedziała większa z nich (Mackenzie). - Nie mam taty.
-Walter Bron – powiedziała Connie – Ja nie mam mamy.
Spojrzeliśmy po sobie.
-Nie możemy ich zostawić – powiedziałam.
-Zgadza się. - potwierdziła Ann.
-Zabierzemy je?
-Za duże obciążenie.
Spojrzeliśmy na małe dziewczyny.
-Zabierzmy je. - powiedziała Annabeth. - Też są herosami.
-Masz rację – zgodziłam się. - Chodźcie za nami.
(Wyglądy:
Connie
Mackenzie)

Szliśmy za Nico, który uważał, że zna drogę z powrotem do wejść Fantasosa, ale trzeba było przyznać: szliśmy tak już od kilku godzin. Każdy z nas był zmęczony, i wiedzieliśmy, że Demeter była bliżej wejść Fantasosa niż Hadesu. Mieliśmy dwa powody żeby tam wrócić: po pierwsze, Demeter. Po drugie, Connie i Mackenzie miały polecieć na naszych pegazach do Obozu Herosów. I wszystko było by dobrze, gdyby nie ciemny potwór który pojawił się przed nami. Wyjeliśmy miecze, a młodsze dziewczynki schowały się za nas.
-W takim tempie, to potworów będzie ze sto! - zawołał Percy.
Ciemny potwór był naszej wielkości. Nie widzieliśmy go dokładnie, ale miał strasznie brzydki oddech. Percy podszedł do przodu.
-Nico? - zapytał.
-Hmm?
-W razie czego wezwiesz duchy?
Brak odpowiedzi.
-Super – mruknął Percy i zaatakował to coś.
Potwór albo był baaardzo słaby, albo baaardzo zmęczony, albo po prostu nie nadawał się do walki, bo przyjął cios i zacząła się z niego wylewać Ichor, złota krew bogów. Musiało go to bardzo zaboleć, bo chwycił Percy'ego i wyrzucił go w powietrze.
-Percy!!! - wrzasnęła Annabeth i zdenerwowana popędziła na potwora, który, za pomocą kilku... emm... dużych uderzeń rozleciał się na proch. - Percy!!!
Nie odpowiadał. Przestraszyliśmy się nie na żarty. Annabeth się załamała, po prostu usiadła na kamieniu i zaczęła beczeć jak dziecko. I kiedy już myślieliśmy, że Percy zginął, z góry wydobyło się coś takiego:
-E, ludzie! A tak, sorry – e, herosi! Znalazłem!
Podnieśliśmy głowy do góry. Percy zrzucił nam linę, którą miał w plecaku i po kolei się po niej wdrapywaliśmy. Percy znalazł wejścia Fantasosa. Ann wykonała ten gest nad kamieniem a on otworzył się i ukazał nam znajomy widok: wesołą wysepkę z palmą po prawej stronie. Do skał, nienaruszone, były przywiązane nasze pegazy. Była noc. Po kilku pożegnaniach wsadziliśmy na Mrocznego dziewczyny, Percy szepnął zwierzęciu coś na ucho, on zarżał i wzniósł się do góry. Ułożyliśmy się na trwie, i, stawiając Nico na warcie zasnęliśmy.

Śniło mi się, że stoję na szczycie wielkiej góry i podsłuchuję rozmowę dwóch drakain. Pierwsza z nich potaknęła głową.
-...będzie zasadzka na herosów.
Druga z nich syknęła.
-Ale pamiętaj o naszym małym więźniu! - uśmiechnęła się znacząco.
-Dlaczego on tu w ogóle jest? - zapytała ta pierwsza.
-Żeby wykrzystać jej moc! - zasyczała druga.
I nagle zobaczyłam coś, co sprawiło że zamarłam. W odległości kilkunastu metrów od miejsca gdzie stałam, znajdowała się nasza wysepka. Widziałam dwa punkty obok siebie (Percy i Annabeth), jeden skulony punkt (ja) i jeden który prawie zasypiał na drzewie (Nico). Jakim cudem? W pobliżu nie było żadnej innej wyspy!

Obudziłam się i natychmiast spojrzałam w kierunku w którym stałam kiedy śniłam. Miałam rację. Nie było tu żadnej innej wyspy! Więc jak inaczej?
Kiedy wszyscy się obudzili opowiedziałam im o moim śnie.
-Niewidzialna wyspa – domyśliła się Ann. - Jest widzialna tylko dla tego, kto na niej jest. Ale... ta wyspa się przemieszcza.
-One mówiły o Demeter! Musimy się tam dostać.
-Jak, Lia? Wyspa jest niewidzialna. A tobie śniło się to w nocy. Do tego czasu mogła już odpłynąć.
-Więc co zrobimy?
Nagle Nico wpadł na pomysł.
-Duchy! Duchy widzą wszystko. Mogą nam pomóc. Mogę je przywołać.
Nie sądziłam, że duchy miałyby nam pomóc, ale dobra. Jakąś godzinę potem Nico siedział na kamieniu, podczas gdy my wypatrywaliśmy znaku niewidzialnej wsypy. Nagle usłyszałam coś, co brzmiało jak starogrecka modlitwa. Potem Nico zaczął śpiewać. A gdy się odwróciliśmy zobaczyłam pięć dusz. Nico coś im mówił, a oni przytaknęli. Spojrzeli na morze za nami.
-Tam. – oznajmiła jedna z dusz chrapliwym głosem – Na północny wschód.

Brodziliśmy w morzu (z małą pomocą Percy'ego) i płynęliśmy w kierunku powiedzianym przez dusze. Nagle oparłam się o coś. Pachniało trawą i kokosami. Wspięłam się na to i natychmiast zobaczyłam wyspę z wielkimi górami po bokach i z obozem na środku.
-Czy wy to widzicie? - szepnęłam i odwróciłam się. Nie zobaczyłam Percy'ego, Annabeth i Nico. - Ludzie! Nie zostawiajcie mnie! - powiedziałam i ześlizgnęłam się z wyspy, która znikła z moich oczu. Od dziecka nie byłam dobrą pływaczką, więc zanużając się w poszukiwaniu reszty dużo ryzykowałam. Przepłynęłam całą wyspę dookoła. Brak żywego ducha. To zawsze mogła być pułapka, więc jak najszybciej chciałam się wycofać.
-Annabeth! - wołałam.
-Co się mogło z nimi stać? - zapytałam bardziej siebie niż Bianci.
-Dobra, posłuchaj... Według mnie powinnaś iść na tą wyspę i tam ich poszukać.
-Świetnie.
Oparłam ręce w poszukiwaniu niewidzialnej wyspy ale moje dłonie nie napotkały oporu. Rzuciłam się naprzód. Po kilku munitach znalazłam jednak wyspę. A kiedy już na nią wlazłam, stałam oko w oko z... chmurą.

Czarna, wijąca się na wszystkie strony, brudna i śmierdząca. Taka była chmura, a raczej wir, z którym stał. Chwilę później czarne paskudztwo zamieniło się w... chłopaka. No, na poważnie. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy. Zrobiłam krok do tyłu.
-Kim jesteś?
-Jestem wcieleniem Chaosu!

3 komentarze:

  1. Fajny blog- naprawdę ciekawy pomysł. Pisz go dalej:-)
    Wejdź na mojego bloga: takizwyczajnyblog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział! Dużo się wydarzyło, ale to super, bo bardzo lubię akcję ;D Biedni herosi... Nie mają ani chwili wytchnienia, tylko ciągle te głupie potwory -.- W każdym razie: genialne!
    Co do fabuły: świetnie wszystko opisałaś, aczkolwiek zastanawia mnie, czemu Lia ma moc. Przecież "zwykli" herosi jej nie mieli (tylko zakazani). Jak by nie było, sen był cudowny - taki z dreszczykiem emocji - a w dodatku jakieś złe postacie... Opowiadanie nabiera tempa! I powiem Ci jeszcze, że pomysł z tą niewidzialną wyspą po prostu mnie zadziwił. Super! :3
    Swoją drogą, chciałabym zobaczyć ten rytuał Nico. Mogłoby być ciekawie ;D
    Haha, wiedziałam, że mój Percy pierwszy znajdzie bramę F. ! W końcu to syn Posejdona i mój ulubiony bohater :3
    Lia i Bianca w jednej osobie - powalające!
    I oczywiście "wcielenie chaosu"... Jako zwykły chłopak? [mhroczny]. Mam wrażenie, że dużo namiesza :/
    Jedyne, czego zabrakło: wątku miłosnego ... Percabeth! Nicolia! (sama wymyśliłam to drugie <3)
    Weny!
    Merr

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcielenie chaosu wow! Super pomysł, akcja i wogule i zgadzam się z merr jeśli chodzi o Nicolię i Percabeth.:-)
    Natka

    OdpowiedzUsuń