Hmm... powiem tylko przepraszam, że mnie tyle nie było, że czekaliście... Macie tutaj nowy, krótki rozdział.
… łapy Cerbera.
-Cerber! - wykrzyknęła Ann.
-Spostrzegawcza jesteś – mruknął Nico.
-Co on robi tak blisko pałacu Hadesa? - krzyknął Percy.
Cerber zauważył nas i trochę powarczał, ale gdy zauważył
Annabeth od razu się rozpromienił.
-Ciebie wszystkie psy tak lubią? - zapytałam.
-Annabeth bawiła się kilka lat temu z Cerberem... No, zaprzyjaźnili
się – wytłumaczył Percy.
-Aha, czyli możemy sobie przejść i nic nam nie zrobi?
-Tego nie byłbym taki pewien.
-Świetnie.
Cerber chciał się bawić z Annabeth i nawet przysiadł, jak do psy
robią przed rzuceniem im kości.
-Co robimy? - powiedział Nico.
-Możemy odwrócić jego uwagę.
-Jak?
Więc plan był taki: Ann miała zajać cerbera a potem szybko
podbiec do nas. Nic tylko współczuć. Kiedy już ja, Nico i Percy
byliśmy już bezpieczni Ann zaczęła do nas podchodzić. I wszystko
szło jak z płatka dopóki pies nie zaczął tęsknić za Annabeth.
Zaskomlał krótko i odwrócił do nas głowę – o, przepraszam –
głowy.
-Wiej! - wrzasnął Percy i wszyscy zaczęśliśmy uciekać, ale było
wiadomo, że trzygłowy pies jest od nas szybszy. Na szczeście Nico
zaprowadził nas do jakiegoś wyjścia i uciekliśmy. Teraz
znajdowaliśmy się w jaskini żywcem wyjętej z jakiegoś filmu
historycznego. Sufit znajdował się wysoko nad nami, a pod ścianami
(głazami) znajdowały się gablotki z różnymi perłami i tego typu
straymi rupieciami.
-Gdzie my jesteśmy? - zapytałam (raczej logicznie).
-Nie wiem – odpowiedziały mi trzy głosy.
Nagle usłyszeliśmy szloch. Osoba która płakała była chyba za
jedną ze ścian.
-Co to? - zapytała Annabeth.
Podeszliśmy do ściany.
-Hej! - zawołałam. - Słyszysz nas?
Osoba zapłakała jeszcze bardziej.
-Przesuńmy tę ścianę – powiedział Nico i we czwórkę
zaczęliśmy pchać, jednak to nic nie dało.
-Co możemy zrobić? - zapytał Percy.
-Nie zostawimy jej - przypuszczam, że to ona – na pastwę losu! -
wrzasnęłam.
Nagle Annabeth wpadła na pomysł. Widać to było po tym, że miała
taką iskrę w oku.
-Lia. - powiedziała – Twoja matka jest boginią plonów. Ziemi, no
nie? A głaz to ziemia. Może spróbuj go przesunąć umysłem.
-Nie. – skrzywiłam się – Nie umiem. A nie możesz zrobić
tego... co nad wejściami Fantasosa?
-Nie. Jak nazwa brzmi, to były wejścia, a to zwykły głaz. No
dalej, spróbuj!
-Spróbuj, spróbuj! - dopingowała mnie Bianca.
Próbowałam jeszcze protestować, ale na nic się to nie zdało.
Przyłożyłam rękę do głazu i skoncetrowałam się na nim (choć
nie sądziłam, że może to mieć jakiś skutek), i ku mujemu
zdziwieniu, on zaczął drgać a po upływie kilku sekund odsunął
się, pokazując nam dziwaczny widok. Dwie dziewczynki, w wieku może
11, 12 lat opierały się o coś w rodzaju połowki ściany, której
górna część dawno opadła. Dziewczynki szlochała, ale były
zadowolone, że je znaleźliśmy.
-Co wy tu robicie? - zapytała Annabeth.
-Myślicie, że wiemy? - powiedziała wyższa.
-Czekajcie, po kolei. Kim jesteście?
-Herosami – odpowiedziały równocześnie.
-Jak się nazywacie?
-Connie i Mackenzie.
-Jak się tu znalazłyście?
-Latające konie.
-Czyimi córkami jesteście?
-Elizabeth Drewn – odpowiedziała większa z nich (Mackenzie). -
Nie mam taty.
-Walter Bron – powiedziała Connie – Ja nie mam mamy.
Spojrzeliśmy po sobie.
-Nie możemy ich zostawić – powiedziałam.
-Zgadza się. - potwierdziła Ann.
-Zabierzemy je?
-Za duże obciążenie.
Spojrzeliśmy na małe dziewczyny.
-Zabierzmy je. - powiedziała Annabeth. - Też są herosami.
-Masz rację – zgodziłam się. - Chodźcie za nami.
(Wyglądy:
Connie
Mackenzie)
Szliśmy za Nico, który uważał, że zna drogę z powrotem do wejść
Fantasosa, ale trzeba było przyznać: szliśmy tak już od kilku
godzin. Każdy z nas był zmęczony, i wiedzieliśmy, że Demeter
była bliżej wejść Fantasosa niż Hadesu. Mieliśmy dwa powody
żeby tam wrócić: po pierwsze, Demeter. Po drugie, Connie i
Mackenzie miały polecieć na naszych pegazach do Obozu Herosów. I
wszystko było by dobrze, gdyby nie ciemny potwór który pojawił
się przed nami. Wyjeliśmy miecze, a młodsze dziewczynki schowały
się za nas.
-W takim tempie, to potworów będzie ze sto! - zawołał Percy.
Ciemny potwór był naszej wielkości. Nie widzieliśmy go dokładnie,
ale miał strasznie brzydki oddech. Percy podszedł do przodu.
-Nico? - zapytał.
-Hmm?
-W razie czego wezwiesz duchy?
Brak odpowiedzi.
-Super – mruknął Percy i zaatakował to coś.
Potwór albo był baaardzo słaby, albo baaardzo zmęczony, albo po
prostu nie nadawał się do walki, bo przyjął cios i zacząła się
z niego wylewać Ichor, złota krew bogów. Musiało go to bardzo
zaboleć, bo chwycił Percy'ego i wyrzucił go w powietrze.
-Percy!!! - wrzasnęła Annabeth i zdenerwowana popędziła na
potwora, który, za pomocą kilku... emm... dużych uderzeń
rozleciał się na proch. - Percy!!!
Nie odpowiadał. Przestraszyliśmy się nie na żarty. Annabeth się
załamała, po prostu usiadła na kamieniu i zaczęła beczeć jak
dziecko. I kiedy już myślieliśmy, że Percy zginął, z góry
wydobyło się coś takiego:
-E, ludzie! A tak, sorry – e, herosi! Znalazłem!
Podnieśliśmy głowy do góry. Percy zrzucił nam linę, którą
miał w plecaku i po kolei się po niej wdrapywaliśmy. Percy znalazł
wejścia Fantasosa. Ann wykonała ten gest nad kamieniem a on
otworzył się i ukazał nam znajomy widok: wesołą wysepkę z palmą
po prawej stronie. Do skał, nienaruszone, były przywiązane nasze
pegazy. Była noc. Po kilku pożegnaniach wsadziliśmy na Mrocznego
dziewczyny, Percy szepnął zwierzęciu coś na ucho, on zarżał i
wzniósł się do góry. Ułożyliśmy się na trwie, i, stawiając
Nico na warcie zasnęliśmy.
Śniło mi się, że stoję na szczycie wielkiej góry i podsłuchuję
rozmowę dwóch drakain. Pierwsza z nich potaknęła głową.
-...będzie zasadzka na herosów.
Druga z nich syknęła.
-Ale pamiętaj o naszym małym więźniu! - uśmiechnęła się
znacząco.
-Dlaczego on tu w ogóle jest? - zapytała ta pierwsza.
-Żeby wykrzystać jej moc! - zasyczała druga.
I nagle zobaczyłam coś, co sprawiło że zamarłam. W odległości
kilkunastu metrów od miejsca gdzie stałam, znajdowała się nasza
wysepka. Widziałam dwa punkty obok siebie (Percy i Annabeth), jeden
skulony punkt (ja) i jeden który prawie zasypiał na drzewie (Nico).
Jakim cudem? W pobliżu nie było żadnej innej wyspy!
Obudziłam się i natychmiast spojrzałam w kierunku w którym stałam
kiedy śniłam. Miałam rację. Nie było tu żadnej innej wyspy!
Więc jak inaczej?
Kiedy wszyscy się obudzili opowiedziałam im o moim śnie.
-Niewidzialna wyspa – domyśliła się Ann. - Jest widzialna tylko
dla tego, kto na niej jest. Ale... ta wyspa się przemieszcza.
-One mówiły o Demeter! Musimy się tam dostać.
-Jak, Lia? Wyspa jest niewidzialna. A tobie śniło się to w nocy.
Do tego czasu mogła już odpłynąć.
-Więc co zrobimy?
Nagle Nico wpadł na pomysł.
-Duchy! Duchy widzą wszystko. Mogą nam pomóc. Mogę je przywołać.
Nie sądziłam, że duchy miałyby nam pomóc, ale dobra. Jakąś
godzinę potem Nico siedział na kamieniu, podczas gdy my
wypatrywaliśmy znaku niewidzialnej wsypy. Nagle usłyszałam coś,
co brzmiało jak starogrecka modlitwa. Potem Nico zaczął śpiewać.
A gdy się odwróciliśmy zobaczyłam pięć dusz. Nico coś im
mówił, a oni przytaknęli. Spojrzeli na morze za nami.
-Tam. – oznajmiła jedna z dusz chrapliwym głosem – Na północny
wschód.
Brodziliśmy w morzu (z małą pomocą Percy'ego) i płynęliśmy w
kierunku powiedzianym przez dusze. Nagle oparłam się o coś.
Pachniało trawą i kokosami. Wspięłam się na to i natychmiast
zobaczyłam wyspę z wielkimi górami po bokach i z obozem na środku.
-Czy wy to widzicie? - szepnęłam i odwróciłam się. Nie
zobaczyłam Percy'ego, Annabeth i Nico. - Ludzie! Nie zostawiajcie
mnie! - powiedziałam i ześlizgnęłam się z wyspy, która znikła
z moich oczu. Od dziecka nie byłam dobrą pływaczką, więc
zanużając się w poszukiwaniu reszty dużo ryzykowałam.
Przepłynęłam całą wyspę dookoła. Brak żywego ducha. To zawsze
mogła być pułapka, więc jak najszybciej chciałam się wycofać.
-Annabeth! - wołałam.
-Co
się mogło z nimi stać? - zapytałam
bardziej siebie niż Bianci.
-Dobra,
posłuchaj... Według mnie powinnaś iść na tą wyspę i tam ich
poszukać.
-Świetnie.
Oparłam ręce w poszukiwaniu niewidzialnej wyspy ale moje dłonie
nie napotkały oporu. Rzuciłam się naprzód. Po kilku munitach
znalazłam jednak wyspę. A kiedy już na nią wlazłam, stałam oko
w oko z... chmurą.
Czarna, wijąca się na wszystkie strony, brudna i śmierdząca. Taka
była chmura, a raczej wir, z którym stał. Chwilę później czarne
paskudztwo zamieniło się w... chłopaka. No, na poważnie. Miał
brązowe włosy i niebieskie oczy. Zrobiłam krok do tyłu.
-Kim jesteś?
-Jestem wcieleniem Chaosu!
Fajny blog- naprawdę ciekawy pomysł. Pisz go dalej:-)
OdpowiedzUsuńWejdź na mojego bloga: takizwyczajnyblog.blogspot.com
Super rozdział! Dużo się wydarzyło, ale to super, bo bardzo lubię akcję ;D Biedni herosi... Nie mają ani chwili wytchnienia, tylko ciągle te głupie potwory -.- W każdym razie: genialne!
OdpowiedzUsuńCo do fabuły: świetnie wszystko opisałaś, aczkolwiek zastanawia mnie, czemu Lia ma moc. Przecież "zwykli" herosi jej nie mieli (tylko zakazani). Jak by nie było, sen był cudowny - taki z dreszczykiem emocji - a w dodatku jakieś złe postacie... Opowiadanie nabiera tempa! I powiem Ci jeszcze, że pomysł z tą niewidzialną wyspą po prostu mnie zadziwił. Super! :3
Swoją drogą, chciałabym zobaczyć ten rytuał Nico. Mogłoby być ciekawie ;D
Haha, wiedziałam, że mój Percy pierwszy znajdzie bramę F. ! W końcu to syn Posejdona i mój ulubiony bohater :3
Lia i Bianca w jednej osobie - powalające!
I oczywiście "wcielenie chaosu"... Jako zwykły chłopak? [mhroczny]. Mam wrażenie, że dużo namiesza :/
Jedyne, czego zabrakło: wątku miłosnego ... Percabeth! Nicolia! (sama wymyśliłam to drugie <3)
Weny!
Merr
Wcielenie chaosu wow! Super pomysł, akcja i wogule i zgadzam się z merr jeśli chodzi o Nicolię i Percabeth.:-)
OdpowiedzUsuńNatka