Nie pytajcie, jak się wtedy czułam. Wiedziałam, że Chaos był
początkiem według geckich mitów. A kiedy zobaczyłam jego
wcielenie... Czułam się jakbym zwymiotowała na super drogie butki
najsławniejszej firmy na wysoookiej kolejce górskiej (mój
koszmarek) i wszyscy ludzie się na mnie patrzą. Więc wydobyłam z
siebie coś w stylu:
-Eee... Ahm... Że co?!
Chłopak, Chaos, czy jak go tam nazwać machnął ręką i zamienił
się (znowu) w czarną chmurę dymu. A następne co pamiętam to
wielka ciemność.
Obudziłam się w długiej grocie. Pod ręką miałam mój sztylet a
po mojej prawej leżała Ann.
-Annabeth!
Cisza.
-Gdzie my jesteśmy?!
Cisza.
-Ann!
Cisza.
-ANNABETH!
-Lia! Co się... gdzie my jesteśmy?
-Zadaję ci to pytanie od kilku minut. Ale słuchaj... -
opowiedziałam jej o moim spotkaniu z Chaosem.
-Czekaj. Na pewno to ci powiedział?
-Nie jestem głucha, Ann, słyszałam co mówił.
-Ale Chaos... on nie może... on nie ma ciała! To jest tylko...
no... Chaos to początek. Na przykład początek dnia nie ma ciała!
Tak i Chaos nie może mieć ciała!
-Ale Ann! Nie mówię, że się z tobą nie zgadzam, ale wzrok i
słuch mnie nie mylą. Na pewno mówił, że jest Chaosem.
Annabeth patrzyła się we mnie. Nagle jej oczy rozszerzyły się.
-Gdzie chłopcy? Percy! Nico!
Odpowiedziała nam głucha cisza.
-A jak coś się im stało?
-Ann, musimy się wydostać. - rozejrzałam się po grocie. Nie było
widać drugiego końca. - Idziemy?
-Co mamy do stracenia?
-Broń, zdrowie, w najgorszym wypadku życie.
-Rozweseliłaś mnie. Chodźmy.
Korytarz był ciemny, długi i straszny. Miałam wrażenie, że
ciągnął się w nieskończoność. A najgorsza wiadomość: nie
mogłam złapać kontaktu z Biancą. Wielokrotnie wydzierałam się w
głowie, wołałam, przywoływałam mój sen ze wspomnieniami Bianci,
mówiłam o Nico, ale nic nie podziałało. Po prostu pustka. (A
nawiasem mówiąc, to miałam uczucie jakby moje myśli opustoszały
– przyzwyczaiłam się do towarzystwa córki Hadesa).
Annabeth złapała mnie za rękę. Zbliżałyśmy się do jasnego
punktu w grocie.
-Percy! Nico! - zawołała Ann.
Szybko przebiegłyśmy do jasnego punkt i znalazłyśmy się w...
kolejnej grocie. Dobra wiadomość: była zaokrąglona i brakowało
jej sufitu. Kolejna dobra wiadomość: byli tam Nico i Percy. Zła
wiadomość: chłopak, który uważał się za Chaosa siedział na
drugim końcu sali. Kolejna zła wiadomość: po czterech bokach
pilnowały nas potwory. I jeszcze jedna zła wiadomość: chłopcy
byli przywiązani.
-Co... co... co tu się dzieje? - powiedziała Annabeth.
-Widzę, żeście się obudzili. - mówił Chaos – więc mogę moim
potworom wreszcie pozwolić na zniszczenie was.
Chciałam się puknąć w czoło. Mogliśmy przewidzieć, że to
pułapka. Zaczęliśmy walczyć. Chaos z uśmiechem przyglądał się
na nasze marne starania. Mieli przewagę liczebną 17 do 2. I jak tu
wygrać? Percy rozpaczliwie próbował się uwolnić a Nico
majstrował coś przy sznurku.
W końcu zostaliśmy pokonane. Przywiązali nas obok chłopaków.
Chaos i grupka potworów wyszli na ''przerwę obiadową'' zostawiając
nas z dwójką drakain. Gdy tylko przestaliśmy ich widzieć (i
słyszeć) Nico zrzucił z siebie sznury i zaatakował jedną z
drakain.
-Nico! - zawołała Ann z zachwytem. - Jak ty to zrobiłeś!
Percy rzucił Nico zębami (nie mam pojęcia jak to zrobił) swój
miecz. Syn Hadesa złapał go i zamienił jedną drakainę w proch a
potem uwolnił Percy'ego. Razem załatwili drugą potworzycę. Zaczął
bić alarm i Percy wziął się za rozwiązywanie Annabeth i mnie, a
Nico wspinał się do dziury w suficie. Gdy ja jedną nogą byłam
już na powietrzu do groty wpadło mnóstwo potworów i zaczęli w
nas rzucać ogromem rzeczy, a wyższe z nich łapać mnie za kostki.
Nareszcie udało nam się uwolnić.
Nie zamierzaliśmy spędzać ani chwili więcej na niewidzialnej
wyspie i w pobliżu niej, więc wzięliśmy pegazy (musiałam lecieć
razem z Ann, bo jednego wysłaliśmy w podróż razem z Connie i
Mackenzie) i odlecieliśmy na inną wyspę. Zamierzaliśmy trochę
odpocząć, skontaktować się z Obozem, znowu polecieć na tamtą
wyspę (teraz wydawała nam się niebezpieczna, zważywszy na to ile
dzieliło ją od wyspy Chaosa) i zejść do podziemi szukać Demeter.
Kiedy ponawiałam próby odnalezienia Bianci usłyszałam, jak Ann
płacze. Poszłam w tym kierunku i zobaczyłam ją ukrytą między
krzewami. Podeszłam do niej.
-Co się stało? - zapytałam i usiadłam obok niej.
-Percy... to straszne! - zapłakała jeszcze głośniej.
-Co się stało? Walczy z potworem? Możemy mu pomóc!
-Nie! Percy... to, o którym nie chciałam wspominać... zamiast
Sileny, Beckendorfa i ''paru innych osób'' wskrzesiliśmy L-l...
Lu... Luke'a. Nie chciałam mmu... mówić... mu mówić, że to ja
wpadłam na... na ten pomysł. Ale on się dowiedział! - zalała się
łzami. - Nie wiem jak, ale się dowiedział. I... wściekł...
s-s-się tak bar...bardzo, że... ż-że ze mną zer... zerwał.
Zamurowało mnie.
-Annabeth... tak mi przykro... Naprawdę nie wiem, jak ci pomóc.
-Jestem na siebie wściekła, że w ogóle chciałam go wskrzesić. Z
drugiej strony, pod koniec życia stał się prawdziwym, dzielnym
herosem. Zasłużył. Pewnie Percy mnie teraz nienawidzi!
-Jak chcesz, mogę z nim pogadać.
-Później, dobrze?
Poszliśmy pogadać z Chejronem. Percy wrzucił w powietrze złotą
drachmę i wymamrotał jakieś słowa. Jednak zamiast zobaczyć Obóz,
zobaczyliśmy kobietę ubraną w czarną suknie, z czarnym turbanem
na brązowych włosach. Zamurowało nas. Kobieta przerkrzywiła
głowę.
-No już! Nie dziwcie się tak! Jestem Nyks. Chcę wam pomóc!
-Pomóc? Nam?
-Dobra, nędzne wyżutki, posłuchajcie. Demeter się przemieszcza.
Jest teraz w St. Monica.
-ST. MONICA?! - wykrzyknęliśmy,
-Trochę daleko, ale dacie sobie radę. Chyba. Chcę
tylko powiedzieć, że będzie tam pułapka. Posłuchajcie. Musicie
iść na Third Street Promenade. Tam Chaos ukryje zasadzkę. Sprzedam
wam teraz małą ciekawostkę: żeby ją pokonać, musicie głośno
wypowiedzieć rozwiązanie jednej zagadki. Albo „Czego nie da się
zamoczyć?” albo „Jak długo żyje mysz?” wtedy zasadzka
zostanie zniszczona. Rozumiecie? Chyba nie, nędzne wyżutki. Ale
muszę lecieć. - obraz Nyks zamazał się ukazując nam
uśmiechniętego Chejrona.
-Dlaczego nam pomogła?
-Nico! Percy! Lia, Annebth! Jak miło was widzieć! Co tam
zdziałaliście?
Opowiedzieliśmy mu o wszystkim, włącznie z naszymi snami i odbytą
przed paroma sekundami rozmową z Nyks.
Nagle Ann oświeciło.
-Bogini Nyks oświeci mocą. To przepowiednia! Nyks oświeciła
nas mocą mądrości!
-Dobrze... Wasza pozycja jest... hmm... średnia. Jutro wyruszcie do
St. Monica. Uważajcie na Chaosa. Jakim cudem mógł się wcielić?
Przecież nawet nie ma duszy. W mitach Chaos był początkiem, nie był po żadnej ze stron, a teraz... a teraz jest po stronie potworów? Źle..
-Świetne określenie!
-Świetne określenie!
-Co z Connie i Mackenzie?
-Z kim?
-Z dziewczynkami, które przyleciały na Mrocznym.
-Aaa, te! Młodsza z nich to córka Afrodyty, a tamtej jeszcze nie
określili.
Po rozmowie z Chejronem, tak jak obiecałam Ann, poszłam do syna
Posejdona.
-Percy?
-Hmm?
-Dlaczego zerwałeś z Annabth?
Spojrzał na mnie.
-Skąd wiesz? - westchnął – Ann?
Pokiwałam głową.
-Wiesz... nie znałam Luke'a, ale myślę, że był dzielnym herosem.
Dlaczego zerwałeś z Annabeth, Percy?
-Strasznie się wkurzyłem. Wiesz, ciągle myślę, że ona czuje cos
do Luke'a.
-Percy.
Zamyślił się.
-Myślisz, że powinienem jej wybaczyć?
-Myślę, że tak. W gruncie rzeczy nie zrobiła nic złego. Luke
zasłużył na nowe życie. A może spróbuje jeszcze raz, i trafi na
Wyspy Błogosławione. Chyba chcesz dla niego dobrze?
-Tak... Dzięki Lia. Pójde pogadac z Ann.
Wstał i odszedł. Ja natomiast usiadłam na miejscu, w którym
siedział i się zamyśliłam.
Następnego dnia o 11:00 opychaliśmy się hamburgerami w St.Monica.
Według Nyks pułapka była na Third Street Promenade. Ja, Ann i Nico
myśleliśmy nad dwoma zagadkami, które omawiała bogini nocy, a
Percy wypatrywał nieprzyjacieli.
-Czego nie da się zamoczyć? - mruczała Ann.
-Eee, niczego. Wszystko da się zamoczyć. - powiedziałam.
-Ognia się nie da. - wtrącił Percy.
-Da się, półgłówku. - to była Annabeth.
-Hmm, powietrza?
-Da się. Wystarczy wyrzucić wodę w powietrze.
-Ech...
-Jak długo żyje mysz?
-O, czekaj. - powiedziała Ann. - Widziałam to gdzieś w
internecie... Mam! To zależy od kota!
Mieliśmy już jedną zagadkę z głowy.