Nowy rozdzialik. Dziękuję za cierpliwość.
Na początku portier nie chciał nas wpuścić, i mówił że piętro
600 nie istnieje. Ale kiedy Percy podszedł do biurka i powiedział,
że jest tu dwóch synów Wielkiej Trójki w końcu zgodził się nas
przepuścić.
Pozostała trójka, jak widziałam miała już kontakty z Olimpem,
ale dla mnie to była nowość. I przyznam, było po protu... no...
bosko!
Wielki... hmm... zamek stał jakieś... bo ja wiem kilka kilometrów
przed nami. Wesołe driady razem z satyrami grały w berka. Do zamku
prowadziła wąska dróżka, a cała ziemia była jakby wielkim
ogrodem. Co kilka metrów napotkiwaliśmy się na różnych
sprzedawców ze straganami. Na tych straganach leżało wyszystko –
ale najczęściej spotykaliśmy koszulki z napisami „Obóz
Herosów” lub „Olimp”, albo jeszcze lepiej: „Piłeś?
Nie galopuj! Kiedy wreszcie doszliśmy i weszlismy na
Wielką Salę zatkało mnie. Po prawej stronie sali poustawiane było
cztery trony – zajęte były trzy. Widziałam Aresa, Apolla i
Hermesa. Po lewej zasiadały Afrodyta i Atena. Dwa trony na
podwyższeniu zajmowali Zeus i Posejdon. Na środku sali rozpalone
było oginisko, a przy nim Hestia – bogini ogniska domowego. Ares,
który właśnie siłował się na rękę z Apollem na nasz widok
zaśmiał się wesoło.
-O, proszę, młodzi herosi!
Zeus obrzucił nas wzrokiem.
-Zeusie – powiedziała Annabeth i uklękła. Poszliśmy w jej
ślady.
-No dobrze. Co chcecie?
Nico ruszył naprzód, bliżej Zeusa i Posejdona. Wszyscy ruszylismy
za nim.
-Chcemy wiedzieć, gdzie jest Demeter. - powiedział Percy.
Ares się zaśmiał.
-My też to chcemy wiedzieć.
Atena zmierzyła go wzrokiem. Afrodyta patrzyła na Annabeth.
-Córka Demeter może wiedzieć – powiedział Zeus.
-Ja.. ja miałam sen... Ale to tylko jaskinie. - zaprotestowałam.
-Ale wiadomo że w podziemiach.
-Czemu nam nie powiedziałaś? - zapytał Percy.
-Wyleciało mi z głowy? - uśmiechnęłam się.
-Tak czy inaczej – powiedział Nico. - Nie wiemy GDZIE w
podziemiach.
Zeus westchnął.
-Hermes?
Hermes odwrócił się w jego stronę.
-No, jestem bogiem podróżników. No już dobra, już dobra, nie
patrz się na mnie takim wzrokiem, ojczulku. Mogę wam pomóc.
Ahh... - Hermes skoncetrował się chwilkę – Dobrze. Demeter jest
gdzieś blisko wejść Fantasosa. Bliżej wam nie pomogę. To już
teren Hadesa.
-Wejść Fantasosa? - zapytał Percy.
-Fantasos był bogiem snów, synem Hypnosa. Mamy jego domek w Obozie.
Znaczy się Hypnosa, nie Fantasosa.
-Dobra, wystarczy. A gdzie te wejścia?
-Wasze pegazy wiedzą.
Podziękowaliśmy i wyszliśmy. Zanim jednak to zrobiliśmy...
-Herosi – odezwał się jeden głos. Odwróciliśmy się.
Przemawiała do nas Hestia. - Pamiętajcie o rodzinie.
Nie miałam pojęcia, co to miało znaczyć, ale Ann zaciągnęła
mnie do windy.
Kilka minut później lecieliśmy na naszych pegazach w stronę wejść
Fantasosa. Przebyłam krótką rozmowę z Annabeth, po niedługim
czasie zeszłyśmy na temat dnia wskrzeszenia, jak to ona mawiała.
Miałam poczucie, że coś przede mną ukrywała.
-Kogo jeszcze wskrzeszacie? - zapytałam.
-No... różnych herosów... - odpowiedziała niepewnie.
-Hmm? A kogoś szczególnego?
Ann wymamrotała coś o głupiej prędkości i przyśpieszyła. Nie
starałam się jej dogonić. Po pół godzinie, może więcej pegazy
wysadziły nas na wybrzeżu, z tym, że tu nie było wody, jedynie
zielona trawka, Rosło tu jedno drzewo, chyba palma. Resztę miesjca
''zamieszkiwały'' skały, z których na środku wyrzeźbione było
półkole.
-To tutaj – oznajmiła Ann.
Postanowiliśmy przenocować na wybrzeżu, ponieważ Ann twierdziła
że zejście na dół w nocy (a mieliśmy dopiero wczesny wieczór)
może być tylko biletem do porażki. Oddaliłam się od reszty,
chcąc w spokoju pomyśleć i porozmawiać z Biancą.
-Hejka.
-Cześć.
Jak tam misja?
-Przecież
doskonale wiesz.
-Hmm,
rozgrysłaś mnie.
Wzięłam głęboki oddech i zdobyłam się na odwagę, by zadać
pytanie które mnie nurtowało od samego początku.
-Dlaczego
wybrałaś mnie?
-Jeśli
bym ci powiedziała, zepsuła bym przyszłość.
-Ale
Bianca!
-Nie
mogę!
Tym oto zdaniem zakończyła rozmowę.
Kiedy słońce już było schowane do połowy za oceanem Bianca
głęboko się zamyśliła. Czułam to.
-Hej, Lia?
-Co?
-Za kilka minut możecie mieć spotkanie z potworem-kogutem. No i
z syrenami.
-Eee... że jak?
Nauczyłam się już kontrolować swoje rozmowy z Biancą, tak, że
słyszę ja tylko ja. Kiedy oznajmiłam wiadomość o syrenach i
kogucie innym, Ann i Percy pobladli.
-Co jest? - zapytałam.
-Syreny... - jęknęła Annabeth.
-A potwór-kogut? - zapytałam.
Żadne się nie odezwało.
-To... Macie przykre spotkania z syrenami?
-Hmm, 4 lata temu*, kiedy płynęliśmy ocalić Grovera... - zaczął
Percy.
-...chciałam posłuchać ich śpiewu. Ale byłam zbyt uparta...
prawie zginęłam... Percy mnie uratował. - zakończyła Annabeth.
-W takim razie co teraz?
-Musimy się bronić. Przezwyciężymy syreny, jeśli zatkamy sobie
uszy. Ale to też nie dobre rozwiązanie, bo podczas walki z potworem
nie będziemy mogli siebie słyszeć.
Każdy powoli przetwarzał w myślach to co powiedziała Annabeth.
-Może spróbujemy mimo wszystko zatkać uszy i walczyć z potworem?
Może po ruchach itd., będzie wiadomo kto co zamierza –
zaproponował Nico. Wcześniej był bardzo milczący.
-Możemy spróbować.
Annabeth wynalazła wosk, którym mieliśmy zatkać uczy. Każdy był
przygotowany. Staliśmy po innych stronach. Annabeth i Nico od strony
skał, Percy blisko morza (to chyba było ustawione specjalnie –
był synem Posejdona), a ja pod palmą. Wcześniej Percy zaproponował
zejście do Podziemia i ukrycie się przed potworem i syrenami,
jednak Annabeth była stanowczo ''przeciw ''. Jestem ciekawa co
ukrywa... No dobra, wracajmy do tematu. Nie byłam pewna, czy syreny
zaczęły swą pieśń, ale potwór-kogut już się pojawił. Ok, nie
wiem co myślicie gdy mówicie słowo ''kogut''. Bo im od tego
spotkania kojarzy się w wielkim, ubrudzonym, i z zębami jak u
rekina kogutem. Najpierw do boju ruszył Percy. To znaczy nie ruszył,
tylko stworzył ogromną falę (dzięki mamo, dlaczego ja nie mam
takich ekstra-mocy?) i '' rzucił '' nią w koguta. On się zachwiał,
ale nie upadł. Ja i Annabeth ruszyliśmy do ataku, zgodnie z naszym
planem. Jednak już po pierwszych uderzeniach mieczem nasz plan
spalił na panewce. Kogut kopnął mną jak piłką do baseball'u,
dzięki czemu uderzyłam w palmę a wosk wyleciał mi z uszu.
Pierwsze co usłyszałam to ''Nic ci nie jest?''. Szybko zaczęłam
szukać wosku, ale syreny już zaczęły śpiewać. Szybko straciłam
myśli. Podniosłam się.
-Lia,
nie! - usłyszałam, ale było
już za późno. Szybko zaczęłam biec w kierunku oceanu. Ukradkiem
zauważyłam, jak Percy spogląda na mnie a potem bezradnie na
Annabeth, a ta kiwa głową. Sekundę potem Percy i Nico złapali
mnie i próbowali zatrzymać. Znacznie nie ułatwiałam im zadania,
szarpałam się i wyrywałam. Musiałam
zobaczyć syreny, musiałam wskoczyć do morza. Usłyszałam jak Nico
wrzeszczy „Jak ocaliłeś Annabeth?!!”. Percy chyba usłyszał,
bo puścił mnie. Z radością biegłam do morza. Kiedy już do niego
wpadłam Percy złapał mnie za ramię i ciągnął w dół.
Wyrywałam mu się, ale coraz bardziej i bardziej przestało mnie
ciągnać do morza. Zwolniłam uścisk i spojrzałam na Percy'ego.
Wytrzeszczyłam oczy, zdając sobie sprawę co właśnie zrobiłam.
Percy wolno pokiwał głową i wyciągnął mnie na powierzchnię.
Syreny zniknęły, a wielki kogut właśnie zamieniał się w pył.
Percy jeszcze go dźgnął i było po sprawie.
-Szybko
zdałam sobie sprawę, że jesteś zaczarowana przez syreny –
opowiadała Annabeth – Kiwnęłam do Percy'ego, żeby coś z tobą
zrobił, zatrzymał lub coś. Razem z Nico chcieli cie zatrzymać.
Potem Percy zaciągnął cię do morza, a Nico pomógł mi przy
kogucie. Na początku odrzucił mnie do tyłu. Miałam tyle
szczęścia, że upadłam do wody. Kiedy wróciłam, Nico odpierał
ataki koguta. Nagle wpadłam na genialną myśl. Wdrapałam się na
skały, i pokazałam Nico żeby wspiął się na potwora. Ja
odwracałam jego uwagę. – zaczerwieniła się – Nie pytajcie
jak. No więc Nico, kiedy już był na szyi potwora zaczął go
okładać milionami ciosów. Ja też raniłam go w stopę. Wreszcie
Nico dostał się na głowę, i zranił go w oko. To go zatrzymało.
Ja wsadziłam mu sztylet w pazura, co musiało go potwornie zranić.
Zaczął z niego wylatywać Ichor, złota krew bogów. Percy go
jeszcze dźgnął swoim mieczem – niebiańskim spiżem – i się
rozleciał. - zakończyła.
-Wow
– tylko tyle zdołałam wyjąkać.
-Ok,
to taka bajeczka na dobranoc. A teraz pora spać, spać! Jutro
wyprawa do podziemia, moja kochaneczki – uśmiechnęła się.
Wpełzłam do swojego śpiwora. Sen przyszedł szybko i
niespodziewanie.
Byłam
Biancą.
-Czas
na szalone pomysły – powiedział ktoś. Percy.
Spojrzałam
na niego nerwowo.
-Cokolwiek,
byle zadziałało.
Powiedział
mi coś o włazie technicznym. Obejrzałam się. Dwie dziewczyny i
Grover walczyli z jakimś olbrzymem.
-Może
tym czymś da się kierować. Jakieś przyciski czy dźwignie.
Wchodzę do środka.
-Jak?
Musiałbyś stanąć dokładnie pod jego stopą! Zgniótłby cię!
-Odwróć
jego uwagę – powiedział Percy – Musimy tylko dokładnie zgrać
to w czasie.
Zacisnęłam
usta.
-Nie.
Ja pójdę.
-Nie
możesz. Jesteś nowa! Zginiesz.
-To
moja wina, że potwór się przebudził. - odparłam. - Masz –
podniosłam coś z ziemi. Była to statuetka Hadesa. Wcisnęłam mu
to do ręki. - Gdyby coś się stało, daj to mojemu bratu. Opowiedz
mu... Powiedz mu, że bardzo go przepraszam.
-Bianca,
nie!
Pobiegłam do olbrzyma.
-Możemy
dalej szukać – powiedział Percy. - Teraz jest jasno. Znajdziemy
ją.
-Nie,
nie znajdziemy – powiedział Grover – Wszystko poszło zgodnie z
planem.
-O
czym ty mówisz? - spytał Percy.
Spojrzał
na niego.
-Przepowiednia. Jedno
zaginie w bezdeszczowej głuszy.
-Powtórzyć
te słowa. - powiedziała jakaś dziewczyna. - „Oddaje się bogini
Artemidzie”.
-Od...
Oddaję się bogini Artemidzie.
-,,Wyrzekam
się towarzystwa mężczyzn, przyjmuję wieczne panieństwo i
przyłączam się do Łowów”.
Powtórzyłam.
-To
wszystko?
Dziewczyna
przytaknęła.
-Jeśli
Pani Artemida przyjmie twoją przysięgę, staje się ona wiążąca.
-Przyjmuję – powiedziała
następna dziewczyna. Artemida?
-Bianca,
nie!
Obudziłam
się z wrzaskiem. Śniła mi się Bianca. Jej przyjęcie do Łowczyń,
jej ostatnie chwile życia. Było już jasno. Percy jeszcze spał.
Annabeth grzebała w swoim plecaku. Nica nie widziałam. Ann
przybiegła do mnie.
-Co
jest? Wrzeszczałaś. No, i wcześniej gadałaś „Gdyby coś się
stało, daj to mojemu bratu”. Co... co ci się śniło?
-Koniec
– powiedziałam.
-Co,
koniec?
-Koniec
normalnego życia herosa dla Bianci. I koniec jej życia.
Annabeth
obudziła Percy'ego. I Nico wrócił ze spaceru. Opowiedziałam im o
moich snach – o tym z Demeter, i o tym dzisiejszym. Po zjedzeniu
śniadania, czyli kilku spłaszczonych kanapek zeszliśmy do
Podziemia. Annabeth postukała kilka razy w skałę. Potem zrobiła
nad nią dziwaczny gest i kamienie się poruszyły w taki sposób, że
mogliśmy wejść. Od razu spadliśmy w dół. Wylądowałam na
Annabeth, która wylądowała na Percy'm, który wylądował na Nico.
Z jękiem wstaliśmy. Szliśmy cały czas w prawo. Zastanawiała mnie
wczorajsza rozmowa z Annabeth. Kogo jeszcze wskrzesili? Kogo ukrywała
przede mną Annabeth? Zmęczona rozmyślaniami poszukałam Bianci.
-Hej.
Nie uwierzysz, co mi się śniło?
-Uwierzę.
Zaczęła grzebać w mojej pamięci.
-Oh
– chyba się zasmuciła.
-A
tak w ogóle... To czemu nie mogłaś wrócić do świata umarłych?
I czemu w ogóle nie mogłaś wrócić?
-Musiałam
załatwić parę spraw... No wiesz, z umarłymi nigdy nic nie
wiadomo. I wtedy właśnie, gdy chciałam wrócić, nie mogłam.
Dusze które czekały na osąd były przestraszone. Te które szły
do Równiny Kar... no cóż, cieszyły się. A te w Elizjum? Były na
maxa przestraszone. Nie wiem, dlaczego nie mogłam tam wrócić. No
to... no... po prostu to było dziwne. Skontaktowałam się z Tobą,
i... no, na początku nie byłam pewna czy to się uda, czy ty nie
umrzesz kiedy ja miałam wchodzć do Ciebie.
-Czekaj.
Czyli moglam umrzeć?
-Och,
nie przejmuj się, teraz jest ekstra,
-Aha,
no na pewno. Szkoda, że mi wcześniej nie powiedziałaś.
-Hej! Coś się dzieje!
Zaczęliśmy podsłuchiwać.
-Ty mi tu nie wyjeżdżaj z Lincolnem! Teraz jest u mnie, w moim
królestwie i nie ma dostępu do tej swojej prawnuczki, jasne?! -
wykrzyknął Hades. Rozpoznałam jego głos.
-T-ttak, pppanie Had-desie. - odpowiedział jakiś żeński głos.
-A skoro mowa o prawnuczkach... o wnuczkach... o dzieciach. To coś
czuję, że właśnie tu są!
Zamarliśmy. Hades mówił o Nico. A to nie mogło wróżyć nic
normalnego. Chcieliśmy uciekać, ale Hades zastąpił nam drogę.
-Och, mój synalek! Percy Jackson! Bratanek! A ty, Annabeth Chase,
witaj. A ty... - spojrzał na mnie – Bianca, myślałem, że nie
żyjesz!
Hades zaprowadził nas do swojego pałacu. Cała drżałam.
-No więc, opowiesz mi, Bianco, jak to się stało?
-Ja... ja nie jestem B-Biancą, Hadesie. Nazywam się Lia Jones, i...
i... i p-pańska córk-ka we mnie weszła.
-Och proszę, proszę, jaka spryciula! No, a po co wy, dzieciarnia tu
jesteście?
Zamrugałam i wytarłam ręce o kolana. Denerwowałam się.
-Chcemy odnaleźć Demeter – powiedział Percy.
Hades najerzył się i ryknął.
-Myślicie, że to ja ją porwałem?! A co by mi to dało?!
-N-nie, panie Hadesie – szybko powiedziałam – Ja miałam sen, że
Demeter jest w podziemiach... w podziemiach, nie w Podziemiach.
Hades zaśmiał się.
-Moi drodzy. Chętnie bym was zabił... ale no cóż, jest z wami mój
syn. Będę zmusozny was wypuścić.
Nagle do pokoju weszła... Persefona.
-O, Hadesie. Czy najpierw mogłabym zamienić słówko z tymi
herosami?
Hades warknął i splunął ale odszedł. Persefona usiadła na
forelu.
-Mali, mali herosi. Widzę, że jest z wami moja siostra –
powiedziała. No tak, byłyśmy siostrami. Ja i Persefona? Jakie to
niedorzeczne.
-Tak czy inaczej. Ja też poszukuję mojej matki. Wiem, że jest ona
w podziemiach. Gdzieś na obszarze wejść Fatasosa, ale chyba
stamtąd przybywacie. Dam wam prezent – powiedziała i wyjęła
spod kurtki (bo byłua ubrana w kurtkę i sukienkę) trzy białe
ruloniki.
-W każdym z nich znajduje się ratunek. Jednego można odwinąć
tylko raz, więc używajcie ich w nadzwyczajnych przypadkach –
powiedziała i wręczyła mi je.
-Pani Persefono, dlaczego?
Uśmiechneła się.
-Bo to moja matka, Perseuszu Jacksonie.
Wygnała nas na dwór. Wybiegliśmy prosto w...
*-Moje opowiadania toczą się rok po pokonaniu Kronosa
Tudzia