Zbliżamy się ku końcowi...
Nie stał sam. Była z nim
dziewczyna... Była dużo wyższa od niego, miała blond włosy...
Ale jej oczy mnie przerażały. Były niebieskie... jeśli można by
było tak je nazwać... Był tak jasne, że prawie białe, ale jeśli
ktoś przyjażałby się uważniej można by było zauważyć jakiś
błękit w tych oczach.
-Nico! - wykrzyknęła Bianca i rzuciła
się by powitać brata. Przytuliła go i już więcej nie puszczała,
cay czas trzymali się w objęciach. Czułam się trochę niezręcznie
więc zaczęłam szurać nogami.
-Więc... tak... to jest... ehm...
Angelina... ehm... moja dziewczyna... córka córki Aresa i syna
Afrodyty. - powiedział Nico.
Kiedy to usłyszałam podwójnie mnie
zamurowało. Nico miał DZIEW-CZY-NĘ? A jej rodzice byli półbogami?
W takim razie ona była... półpółbogiem? Ćwierćbogiem? Stałam
jak słup i tylko się gapiłam na nich.
-W Obozie są problemy... - ciągnął
Nico. - Herosi znikają, a potem... potem znajdujemy ich martwe ciała
na granicach Obozu. Lia – syn Hadesa zwrócił się do mnie –
wszyscy przepraszają, że ci nie uwierzyli. To był naprawdę Chaos.
Tylko jakoś zmodyfikował nam pamięci i...
-Rozumiem – przerwałam mu.
-Musicie nam pomóc. - powiedział
niemal błagalnym tonem Nico.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć.
-Proszę – powiedział Nico patrząc
na mnie i na Biancę.
Wyciągnęłam swój sztylet, który
bezpiecznie leżał w kieszonce mojej sukienki tak zakamuflowanej, że
nie było widać, iż jest to kieszonka i zaczęłam się mu
przyglądać. Pomyślałam o Rachel, Harper, Percy'm, Annabeth...
Może właśnie w tej chwili odpierają atak? A może któreś z nich
leży umierając albo już martwe? Potem pomyślałam o Chaosie i
krew się we mnie zalała. Jak on śmiał tak bezczelnie sobie
przyjść do Obozu i wszystkich zmylić? Podniosłam wzrok i
spojrzałam Nico w oczy.
-Chaos zobaczy, co to jest śmierć.
Godzinę później wjeżdżaliśmy
furgonetką na Wzgórze Herosów. Posadzili mnie koło Angeliny, więc
ja przez całą drogę starałam się myśleć o czymś innym.
Myślałam o każdym z bogów. Przez ten krótki czas na Olimpie
udało mi się lepiej poznać każdego z nich.
No i cóż, Zeus... czy obrażę Pana
Niebios mówiąc, że spodobał mi się najmniej? Bez przerwy chodził
w garniturach z tym swoim władczym spojrzeniem. Był taki... taki...
zarozumiały? Jest królem olimpijczyków i uważa się za
ważniejszego niż jest. No cóż...
Posejdona widziałam jedynie kilka
razy, bo więcej czasu spędzał w swoim podwodnym pałacu, ale nawet
przez ten czas udało mi się bardzo dużo razy pozazdrościć
Percy'emu ojca. Jest miły, wyrozumiały, opiekuńczy... Chciałabym
mieć takiego ojca.
Hera to dziwny Olimpijczyk. Niby fajna,
ale kiedy coś idzie nie po jej myśli wpada we wściekłość i
zaczyna drzeć się na byle kogo. Kiedyś Annabeth powiedziała mi,
że dla niej jest ważna rodzina, ale idealna rodzina, a kto do niej
nie pasuje ten według niej jest wyrzutkiem.
Moja matka o wiele przesadza z tą
owsianką, którą podrzucała mi do jedzenia przy każdym posiłku.
A oprócz tego ciągle zrzędzi, ciągle coś jej nie pasuje.
Ares jest fajny, ma ikrę i ciągle
chce się bić, bez przewry opowiada jakieś żarty, może czasami
słabe. Raz uczył mnie szermierki i przyznał, że radzę sobie
nieźle jak na półboga i to córkę Demeter. Kiedy moja mama to
usłyszała zrobiła się cała czerwona i przestała się odzywać
do Aresa.
Atena mnie przeraża. Kiedy na mnie
spoglądała tymi szarymi oczami starałam się uciekać jak
najdalej. No i z nią się nie da kłócić. Zawsze ma rację.
Apollo też jest fajny. Oprócz tego że
ciągle wymyśla poezję... Okropną poezję. Zwykle słuchał muzyki
i pokazywał mi kciuk do góry. Nie wiem co o tym myśleć...
Niestety jego siostry Artemidy nie udało mi się poznać. Była na
jakiejś misji z Łowczyniami.
Hefajstos to zamknięty w sobie facet,
który ma jakieś wonty do Aresa. Zapewne chodzi o Afrodytę.
A skoro o Afrodycie mowa, to ona nie
dawała mi spokoju. Ciągle chciała chodzić na zakupy, malować,
ubierać i czesać mnie jak lalkę. A jeśli nie, to oglądała
telenowelę i krzyczała do telewizora.
Hermes ciągle latał z Zeusowymi
sprawami, więc jego też nie udało mi się poznać.
A Dionizos, wiadomo siedzi w Obozie
Herosów i nie jest najmilszym gościem. Leniwy to odpowiednie słowo.
Skupiłam myśli, kiedy zajechaliśmy
na Wzgórze. Właściwie wszystko wyglądało... normalnie. Nie wiem,
czego się spodziewałam. Wielkiej bitwy toczącej się po całym
Obozie? Z Wielkiego Domu wbiegła Annabeth i wszystkich nas
przytuliła. Oczywiście nawrzeszczała na mnie i przepraszała, że
jej nie uwierzyłam.
Po ognisku wyznaczeni obozowicze poszli
do patrol. Nie byłam wśród nich i poszłam spać. Sen przyszedł
od razu.
Siedziałam w moim domu w kuchni, ale
był on posprzątany, co było rzadkością. Piłam herbatę z tatą.
A potem tata zamienił się w moją babcię.
-Twoja rodzina od zawsze była związana
z przyrodą. - powiedziała.
Właściwie, to nigdy nie znałam
mojego dziadka. Tata mówił, że był kimś ważnym dla przyrody.
Potem umarł, ale nie wszyscy w to wierzyli. Zastanawiałam się,
dlaczego ktoś nie wierzył w śmierć mojego dziadka. Hmm.
Potem nie piłam już herbatki z moją
babcią, ale siedziałam na wzgórzu i patrzyłam się z góry na
Chaosa i kilka drakain.
-Musi mieć przebudzenie doskonałe. -
usłyszałam Chaosa. - Dziś rano zaatakujemy Obóz.
-Przynęta była doskonała! -
usłyszałam syk innego stwora, ale go nie zobaczyłam. Jedna z
drakain uniosła Chaosa który był teraz czymś w rodzaju balonika z
którego wypompowano powietrze. Co się z nim stało? Moje oczy
prawie wyszły na wierzch, kiedy drakaina chciała połknąć to, co
było jeszcze przed chwilą Chaosem, ale następne potwory rzuciły
się próbując odebrać jej... to coś. Bitwę wygrała inna
drakaina i wrzuciła sobie to coś do ust. Oblizała się i
wyszczerzyła do pozostałych. Chwilę potem jakaś empuza
przyniosła... Chaosa. Takiego, jakiego znałam. Drgnął, jakby ktoś
go poraził prądem i zaczął normalnie funkcjonować.
Obudziłam się, drżąc. Co to miało
być? Nie miałam czasu na dalsze rozmyślania, bo usłyszałam
odgłosy walki na dworze. Szybko się ubrałam. Zegar wskazywał
siódmą rano. „Dziś rano zaatakujemy Obóz”, powiedział Chaos
w moim śnie.
Wyskoczyłam z domku. Armia potworów
maszerowała przez Wzgórze. Jakiś heros od strony wroga zerwał
Runo z drzewa.
-Nie! - usłyszałam, jak ktoś
krzyczy.
Sekundę potem wokół Obozu posypało
się szkło.... Znaczy szkła nie było, ale to tak wyglądało.
Potwory bez problemu przekraczały granicę.
Jak...?
Runo chroniło Obóz?
Kiedy spojrzałam na Runo, które
znikało w tłumie potworów, coś sobie uświadomiłam.
Chyba znalazłam odpowiedź na to,
dlaczego jestem specjalna.
Moja babcia w moim śnie powiedziała,
że moja rodzina od zawsze była związana z przyrodą. Przypomniałam
sobie, co mówiła mi kiedyś Annabeth, a potem przypomniałam sobie
słowa taty. „Był kimś ważnym dla przyrody. Później umarł,
ale niektórzy nie wierzyli w jego śmierć”. Nie byłam pewna, czy
to możliwe. Przecież on nigdy nie miał dzieci ze śmiertelnikami.
Czy to było możliwe? Ale o kogo innego mogło chodzić?
W każdym razie, jeśli się nie
myliłam, to znalazłam odpowiedź.
Moim dziadkiem był (chyba) Pan.